chwilę 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

To więc jest najwierniejszy sługa ─ ten człowiek, o którym Talleyrand się wyraził:
─ Jednego tylko znam głupszego człowieka od jego ekscelencji ministra Mareta ─ jest nim
książę Bassano...
To jest najwierniejszy, najbardziej oddany człowiek na kontynencie...
Gorycz, jaką Napoleon czuł po rozmowie z Metternichem, spotęgowała się jeszcze. Zoba-
czył się sam ─ znów sam jak w Moskwie, jak na stepach Rosji...
─ Miałem długą rozmowę z Metternichem ─ ozwał się ─ walecznie się stawiał. Ile razy
rzuciłem mu rękawicę, tyle razy ją podjął. Ale ostatecznie rękawica zostanie w moich rękach.
Spojrzał w oczy księcia Bassano. Oczy księcia Bassano zaświeciły triumfem. Napoleon o
mało co nie wybuchnął: ─ Ośle! ─ i aby ukryć swój wyraz twarzy, spuścił powieki i zażył
tabaki.
─ No, zażyj pan ─ poczęstował Mareta. Z najgłębszym uszanowaniem Maret wziął
szczyptę z cesarskiej tabakierki. Napoleon patrzał nań i przyszła mu oryginalna myśl do gło-
wy.
─ He ─ rzekł ─ ekscelencjo, gdybym, dajmy na to, został pobity, gdybyś i ty był przy tym
obecny i gdybyśmy tak nagle musieli uciekać, że ty musiałbyś wsiąść na mojego konia ─
przypuśćmy, że ci konia zabito i że cesarskie były pod ręką ─ wsiadłbyś, co?
Świta cesarska miała ochotę roześmiać się. Książę Bassano zaś zamyślił się i stropił. Nig-
dy podobna ewentualność nie przeszła mu widocznie przez mózg.
─ No, cóż byś zrobił? ─ nalegał Napoleon.
─ Najjaśniejszy panie, do tego nigdy nie przyjdzie, nigdy więc nie uczułem potrzeby za-
stanawiania siÄ™ nad podobnÄ… kwestiÄ….
─ Ale gdyby?
─ Kiedy wiem, że tak nigdy nie będzie. Napoleon zniecierpliwił się.
─ To dobrze. Przestań pochlebiać i odpowiedz!
─ Najjaśniejszy panie ─ rzekł Maret sztywno ─ są ludzie, wobec których każde pochleb-
stwo jest prawdÄ….
─ O, do diabła! ─ zawołał cesarz. ─ Odpowiedzże pan na moje pytanie! Wsiadłbyś czy
nie? Jestem pewny, że nieboszczyk Lannes wsiadłby był bez namysłu. O ile by mnie samego
w dodatku w razie potrzeby nie strącił.
─ Najjaśniejszy panie, sądziłem, że znajomą jest powszechnie skala delikatności uczuć
świętej pamięci marszałka Lannes'a i moich ─ odrzekł Maret.
─ No, odpowiedz pan, ekscelencjo, na pytanie najjaśniejszego pana ─ wyrwał się marsza-
łek Macdonald. Maret popatrzył nań z wyższością i odparł:
269
─ Nie potrzebujesz mi, panie marszałku, wskazywać, jak się mam zachowywać wobec
rozkazów najjaśniejszego pana, ale pytanie, które mi najjaśniejszy pan postawić raczył, jest
tej kategorii, że rozstrzygnięte być może tylko przez najwyższe organa Domu Cesarskiego.
Biorąc rzecz urzędowo, musiałby być w statut naszej etykiety wstawiony paragraf: czy w ra-
zie nagłej potrzeby ktoś nie należący do rodziny cesarskiej ma prawo posłużyć się cesarskim
siodłem lub też nie.
─ Ach, ach! ─ zawołał cesarz. ─ Skoro tak mówisz, ekscelencjo, to każę wstawić paragraf,
że cesarz absolutnie zakazuje w razie nagłej potrzeby posługiwać się swoim siodłem, dozwala
natomiast skorzystać z każdego krzaka w obrębie imperium lub też na terytorium sprzymie-
rzonym czy spornym!
Otoczenie cesarza parsknęło. On sam roześmiał się, ale w mgnieniu oka śmiech zatrzymał.
Za sobą miał swego teścia, który z mieczem dobytym wisiał mu nad karkiem, przed sobą
najwierniejszego sługę, z którego śmiano się dokoła ─ w środku był sam.
─ Dobranoc, moi panowie ─ rzekł sucho ─ nie wiem, co nam jutro przyniesie. Austria nie
wypowie nam wojny, ale niemniej za kilkanaście lub mało co więcej dni książę Schwarzen-
berg otrzyma w Czechach znaczne posiłki. Musiałem zawrzeć to przeklęte zawieszenie broni,
musiałem zgodzić się na mogący mię kosztować bardzo wiele kongres w Pradze ─ a wszyst-
ko to dzięki wam! Przez was! Maret, mój przyjacielu, ty wiesz, że nawet Aleksander Wielki
nie byłby został tym, czym został ─ mówił unosząc się ─ gdyby był otoczony z jednej strony
ludźmi bez chęci, z drugiej ludźmi bez inteligencji!... Jutro zobaczysz się z Metternichem ─
nie dopuścisz, aby on powrócił bez porozumienia z nami do cesarza Franciszka. Skorośmy
zabrnęli w ten kongres, brnijmy do końca. Dam ci instrukcje. Powtórzysz mu, co ja mu mó-
wiłem. On ustąpi. Cesarz Franciszek nie zechce z nami wojny. Zbyt pamięta Austerlitz i Wa-
gram, a oprócz tego jest moim teściem. Metternich chciał mnie zastraszyć, ale on wie, czym
były wojny Austrii ze mną. Czy chcą znów ze mną zobaczyć się w Wiedniu? Zapytasz ode
mnie Metternicha, czy uważają, że zachodzi jeszcze dalsza potrzeba urządzeń w Schönbrun-
nie? Zapewnij go, że nic nie uroniłem z moich kwalifikacji ogrodniczych... Dobranoc, moi
panowie. Rad bym was zaprząc do takiej roboty, abyśmy wszyscy razem zapomnieli, że przez
was musiałem się oglądać na Francję i zawarłem zawieszenie broni, zamiast zetrzeć zdemo-
ralizowane, strwożone, prawie pierzchające armie rosyjską i pruską, a potem pokazać, jak my
dziękujemy za ofertę zbrojnych pośrednictw!
─ Najjaśniejszy panie ─ ozwał się Maret ─ mówiłeś, że cesarz Franciszek nie wypowie ci
wojny...
─ Tak! ─ przerwał Napoleon. ─ Mój teść nie wypowie mi wojny, ale... Urwał. Palce jego
uderzyły po stole.
─ Ale ─ rzekł po chwili ─ Schwarzenberg powinien czekać moich rozkazów t u, przy nas,
ze stu pięćdziesięciu tysiącami austriackich żołnierzy! Dobranoc, moi panowie!
Wielki szachista po raz pierwszy w życiu uczuł ciemną i pustą przestrzeń przed swoją my-
ślą. W Rosji grał z nim partię Szatan, ale tu, pod Dreznem, przeciwnikami jego byli ludzie. I
jacy ludzie? Aleksander rosyjski ─ żaden wódz, a jako polityk wydający się dawniej żarli-
wym wyznawcą Napoleona i człowiekiem wplątanym w koło jego czaru, a który teraz przed
innymi zaprzysiągł mu zgubę i przed innymi dążył do niej z całym wytężeniem; Fryderyk
pruski, który kilka miesięcy temu jeszcze wydawał manifesty, ogłaszające światu jego wier-