Pomyślała, jak niemądrze postąpiła rozdzielając swoje siły, z których większość była nad Surbrin, a dwudziestu z Urlgenem.
Mogła mieć tylko nadzieję, że ten głupi ork wykorzystał ich tak, jak zamierzał i już zapędził krasnoludy do Mithrilowej Hali.
Gerti wolała, aby jej chwała zaczęła już się rozprzestrzeniać, zamiast po prostu spaść na szerokie ramiona Oboulda.
Wkrótce się dowie, pomyślała. A niedługo potem usłyszała, że Obould wraca na południe, do Urlgena.
24 ŻEROWANIE NA ULOTNYCH NADZIEJACH
Regis przejrzał stertę raportów od zwiadowców, po czym zepchnął je wszystkie na bok. Na klifie Banak trzymał się dalej. Jak, a może raczej, czemu? Oddziały orków i gigantów, nie mówiąc już o trollach, które zamknęły wschodnią bramę Mithrilowej Hali, były według wszelkich szacunków bardzo liczne. Wokół brodów na Surbrin zbudowano umocnienia, a jednak większość wrogich sił odeszła, trolle pomaszerowały na południe, zaś główne oddziały orków skierowały się na północ. Jeśli te główne siły połączą się z orkami walczącymi z Banakiem, waleczny krasnolud i jego podwładni zostaną zepchnięci z klifu do Doliny Strażnika, aż do Mithrilowej Hali. To nie ulegało wątpliwości.
Regisa gnębiła jedna myśl: dlaczego orki jeszcze tego nie zrobiły?
Niziołek spojrzał na siedzącą naprzeciw Catti-brie. Chciał coś powiedzieć, ale spojrzał tylko na nią i zamilkł. Wyglądała na rozluźnioną, przynajmniej fizycznie. Rozsiadła się na miękkim krześle z nogą założoną na nogę, głową przekręconą w bok i wzrokiem zapatrzonym w jakiś odległy punkt. Wodziła nieświadomie palcem wokół ust. Na jej twarzy widać było wyczerpanie, ale i zdecydowanie.
Regis przyjrzał się jej uważniej i zobaczył siniaki na dłoni, niewielkie skaleczenie na palcu, odarte ze skóry od naciągania potężnego łuku. Dostrzegł ślady krwi zakrzepłej na pozlepianych w strąki, kasztanowych włosach. A przede wszystkim dostrzegł dziwny wyraz jej niebieskich oczu – mroczną determinację, ale podkopaną przez coś mroczniejszego, jakby przeczucie, że mimo wszelkich starań, nie uda im się zwyciężyć.
– Umacniają zachodni brzeg Surbrin – powiedział niziołek, a Catti-brie wolno odwróciła głowę w jego stronę. – Każdy bród i płyciznę.
– Aby zatrzymać elfy w Księżycowym Lesie, a Alustriel w Silyerymoon – odparła Catti-brie. – Aby Felbarr się nie przyłączył.
– Żołnierze z Felbarr przejdą tunelami – poprawił Regis.
– Tak, ale jeśli tylko wyjdą na górę, to znajdą się obok klanu Battlehammer. Nie zrobimy orkom zbyt dużej szkody, jeśli wszyscy wyjdziemy z tej samej dziury.
– Zatem wszystko spada na ludzi – powiedział Regis. – Na Alustriel i Silverymoon, na mieszkańców Sundabaru, o ile uda się ich zmobilizować. Potrzebujemy ich.
Słyszał ból w swoim głosie, świadomość, że przekroczenie Surbrin najprawdopodobniej oznacza dla przyszłych sojuszników straszliwe konsekwencje.
– Orki liczą na to, że obstawienie Surbrin powstrzyma ich z dala – powiedziała Catti-brie, jakby czytając w jego umyśle.
– Niektórzy doradcy sugerowali, bym otworzył wschodnie wyjście i uderzył na te umocnienia od tyłu. Moglibyśmy wyprowadzić na zewnątrz kilkuset krasnoludów, którzy mogliby zadać im więcej szkód, niż wielotysięczna armia za rzeką.
Na twarzy Catti-brie natychmiast pojawiło się zwątpienie.
– Musimy to dokładnie skoordynować z chwilą przybycia naszych sojuszników – wyjaśnił niziołek. – Inaczej te bestie zagonią nas z powrotem i odbudują zniszczenia.
Catti-brie zaczęła kręcić głową.
– Nie zgadzasz się z tym?
– Masz około tysiąca wojowników z Banakiem i drugi tysiąc budujący umocnienia przy zachodnim skraju Doliny Strażnika. Słyszeliśmy głosy trolli w południowych tunelach, masz też krasnoludy udające się na południe, by sprawdzić, czy w Nesme ktokolwiek przeżył.
– Tym razem nie możemy poświęcić kolejnej pięćsetki – odparł Regis.
– A nawet gdybyśmy mogli... – zaczęła Catti-brie, po czym zawiesiła głos i nadal kręciła głową.
– Coś wiesz?
– Coś jest nie tak... – zaczęła i westchnęła. – Mogą zagnać nas do dziury, ale tego nie robią.