Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Tak, Józefie.
- Podejdź bliżej... Chcę ci coś powiedzieć.
Łukasz usiadł przy łóżku, położył dłoń na czole chorego, a potem przyłożył palec do żyły na jego szyi, w której krew pulsowała leniwie.
- Łukaszu - szepnął Józef - nie mam złudzeń. To już koniec.
Lekarz położył obie dłonie na rękach pana domu.
- Mój dobry, stary przyjacielu...
- Nie zamierzam cię pytać - ciągnął dalej Józef cichym głosem - czy się zgadzasz z tymi czarnymi krukami. No cóż, wiem, że umrę, ale oni są pewni, że pozostało mi już tylko parę godzin życia. Jakże się mylą! Nie mogę sobie pozwolić na tak rychłą śmierć.
- Nie, Józefie, nie. Jeszcze jesteś nam potrzebny.
- Byłem dobrym chrześcijaninem. - Chory mówił z trudem i musiał często przerywać dla nabrania oddechu. Potrzeba powiedzenia tego, co miał na myśli, dodawała mu sił, by mówić dalej. - Dla chrześcijanina żadna chwila w całej wieczności nie da się równać z wizją Jahwe zasiadającego na tronie ze swym ukochanym Synem po prawicy. Wiem o tym, ale, Łukaszu, stoję na progu śmierci i muszę ci wyznać moje najtajniejsze myśli. Z ciężkim sercem opuszczam to życie! Przyjemnie było żyć z takim bogactwem i władzą. Przyjemnie budzić się rano i widzieć słońce świecące nad Świątynią, czuć się zdolnym do prowadzenia własnych interesów, wiedzieć, że moja wnuczka, która zawsze była jak motylek w moim domu, jest tutaj, aby dbać z miłością o moją wygodę. Wiele znaczyłem w życiu Jerozolimy i moich własnych ludzi. Och, Łukaszu, większą wagę będzie miała moja śmierć tutaj, niż moje przybycie do raju... Abraham krzątał się po pokoju robiąc to i owo i nadstawiając ucha na cichy szept swego pana. Teraz Łukasz dał mu znak, żeby wyszedł. Służący zmarszczył się, wyrażając tym sprzeciw, ale poprawił zasłony, żeby dopuszczały więcej powietrza, i niechętnie wyszedł na palcach z pokoju.
- Gdybym to ja decydował - wyszeptał Józef - to wolałbym jeszcze odwlec moje odejście. Chciałbym zobaczyć moją wnuczkę poślubioną i urządzoną. Och, tyle jest rzeczy, które chciałbym zobaczyć! Ale tak nie będzie... Muszę pogodzić się z tym, że nadszedł koniec moich ziemskich szczęśliwości.
Zamilkł, a milczenie trwało tak długo, że Łukasz zaczął się zastanawiać, czy umierający nie doszedł już do kresu swych sił. W tym momencie znów usłyszał szept, w którym zabrzmiało żarliwe napięcie:
- Muszę jeszcze pożyć. Moja wnuczka nie może jeszcze wrócić. To byłoby zbyt niebezpieczne. Dlatego nie mogę po nią posłać. Nie chcę umrzeć nie zobaczywszy jej raz jeszcze. Ona jest dla mnie wszystkim, moja mała Debora!... Muszę znaleźć siłę, żeby jeszcze pożyć, żebym mógł umierać trzymany przez nią za rękę...
Łukasz pochylił się niżej nad postacią spoczywającą nieruchomo na łożu.
- Pan ciebie słyszy, mój dobry, stary przyjacielu. Być może obdarzy cię siłą, o którą prosisz.
- Przyrzeknij, że będziesz co dzień do mnie przychodził. Będę potrzebował twojej pomocy, jeśli mam odepchnąć rękę anioła śmierci, który nawet teraz przywołuje mnie skinieniem. - Znów nastąpiła długa przerwa. Później odzyskał głos na tyle, aby wypowiedzieć stanowcze życzenie, by więcej nie wzywano do niego lekarzy. - Powiedz memu synowi, że nie chcę już widzieć tych proroków przeznaczenia, tych lamentujących Jeremiaszy, których sprowadza do mego łoża! Moja siła słabnie, kiedy widzę ich długie twarze i słucham ich utyskiwań. Nie mogą mi w niczym pomóc, mogą tylko przyśpieszyć moje odejście.
- Będzie, jak sobie życzysz. Powiem Aaronowi, żeby nie wracali.
Zmęczone oczy, dotąd wciąż utkwione w suficie, spoczęły na twarzy przyjaciela.
- Więcej znajduję siły w twoim uśmiechu, mój Łukaszu, niż w liściach tamaryszku, rozmiękczonych w occie i wystałych pod gwiazdami, niż w hydromelu i hyzopie, które we mnie wmuszają. Ufam, że znajdę siłę, jakiej będę potrzebował, jeśli przyrzekniesz, iż pozostaniesz u mego łoża. Wiem, że to nie będzie łatwe... Czeka mnie najcięższa walka w całym moim życiu.
 
4
Bazyli chodził z furią tam i z powrotem po swojej kryjówce, kiedy Łukasz, zginając się wpół, wszedł przez otwór służący za wejście. Chłopiec natychmiast przerwał swoją wędrówkę.
- Miałem nadzieję, że przyjdziesz - powiedział podnieconym głosem. - Potrzebuję twojej pomocy! Opanował mnie zły duch!
Lekarz podniósł lampę, żeby lepiej się przyjrzeć jego twarzy.

Tematy