Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Co zrobił tym razem?
- Kilka razy nazwał mnie kochaniem. Poza tym ośmielił się położyć mi rękę na pośladku.
- Boże! Co za obrzydlistwo.
- Naprawdę chciałabym coś z tym zrobić. Muszę wymyślić jakiś sposób dania mu do zrozumienia, że nie życzę sobie takich zalotów.
- Sądzę, że powinnaś porozmawiać z Cantorem - stwierdził David. - Zastanawiałem się nad tym. Bądź co bądź Cantor jest lekarzem, a nie zatrudnionym w służbie zdrowia biurokratą.
- Jego opowiadanie o koleżankach ze studiów medycznych nie zachęciło mnie do rozmowy z nim.
Dojechali do domu i skręcili na podjazd. Angela starała się stanąć samochodem możliwie najbliżej wejścia, by jak najszybciej znaleźć się pod dachem.
- Kiedyż wreszcie ten deszcz przestanie padać? - narzekał David. - Leje bez przerwy od trzech dni.
David postanowił rozpalić ogień w kominku, by w domu było przytulniej, Angela natomiast zajęła się podgrzaniem jedzenia. Zszedłszy do piwnicy, Wilson zauważył, że przez szpary pomiędzy granitowymi płytami fundamentów sączy się woda. W wilgotnym pomieszczeniu pojawił się też znany mu już dziwny, stęchły odór. Niosąc potrzebne do rozpalenia ognia drewno, pocieszał się myślą, że podłogę stanowiło tutaj klepisko, jeśliby więc piwnica została zalana, woda wsiąknie w ziemię.
Po kolacji David usiadł obok oglądającej telewizję Nikki. Ilekroć chorowała, zawsze spierali się o to, ile czasu wolno jej siedzieć przed ekranem. Udając zainteresowanie programem, zastanawiał się, jak powiedzieć córce o śmierci Marjorie. W końcu, korzystając z przerwy na reklamy, objął dziewczynkę ramieniem.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego? - zapytała Nikki, głaszcząc leżącego obok niej Rusty’ego.
- Twoja nauczycielka, Marjorie Kleber, umarła dzisiaj - powiedział cicho David.
Przez chwilę Nikki siedziała w milczeniu, patrząc na psa, jakby nie usłyszała słów ojca.
- Bardzo mnie to zasmuciło - ciągnął David. - Zwłaszcza, że to właśnie ja byłem jej lekarzem. Sądzę, że również ciebie śmierć Marjorie bardzo mocno zabolała.
- Nie, nieszczególnie - odrzekła pośpiesznie dziewczynka, potrząsając głową i gwałtownym ruchem odgarniając opadający jej na oczy kosmyk włosów. Utkwiła wzrok w ekranie telewizora, jakby nagle zainteresowała ją jakaś reklama.
- To całkiem normalne, że w takich chwilach czujemy ból - powiedział David.
Zaczął opowiadać córce o ludziach, których kochał i którzy umarli, aż w końcu niespodziewanie dziewczynka objęła go tak mocno jak nigdy dotąd, przytuliła się do niego i wybuchnęła płaczem.
David gładził ją po plecach, szepcząc słowa pocieszenia. W tej samej chwili w drzwiach salonu stanęła Angela. Widząc tulącego Nikki Davida, podeszła bliżej. Łagodnie odsunęła Rusty’ego, usiadła obok córki i objęła ramieniem zarówno ją, jak i męża. Cała trójka siedziała tak przez chwilę w milczeniu, zasłuchana w dzwoniący o szyby deszcz.
Rozdział 13
 
 
Środa, 20 października
 
Pomimo protestów Nikki, David i Angela zdecydowali, że następnego dnia nie pójdzie jeszcze do szkoły. Wciąż przyjmowała bowiem antybiotyki, a ponadto przy obecnej pogodzie była szczególnie narażona na infekcję.
Choć dziewczynka nie miała tego ranka problemów z oddychaniem, przeprowadzili jej poranną terapię ze szczególną starannością. Następnie zarówno David, jak i Angela dokładnie osłuchali klatkę piersiową córki, uznając jej stan za zadowalający.
Alice Doherty przybyła dokładnie o umówionej godzinie. Wilsonowie dziękowali Bogu, że znaleźli do opieki nad córką kogoś tak odpowiedzialnego, a jednocześnie dyspozycyjnego.
Kiedy wsiadali do swego błękitnego volvo, David utyskiwał, że przez ostatni tydzień ani razu nie mógł pojechać do pracy na rowerze. Tego dnia nie padało wprawdzie już tak mocno, ale na niebie widniały ciężkie, ołowiane chmury, a nad nasiąkniętą wodą ziemią unosiła się gęsta mgła.
Dojechali na miejsce o wpół do ósmej. Angela udała się prosto do laboratorium, David zaś rozpoczął pracę od odwiedzenia szpitalnych pacjentów. Ku swojemu zaskoczeniu w pokoju Johna Tarlowa zastał jedynie rozrzucone ubrania i puste łóżko. Zdziwiony poszedł do dyżurki, by zapytać o swego pacjenta.