Kobieta-Sith zachwiała się i cofnęła kilka kroków.
Metal, pomyślała Mara. Prawdopodobnie trafiłam w metal.
Chyba rzeczywiście, bo Lumiya szybko odzyskała równowagę i ruszyła do następnego ataku.
Mara kucnęła i skoczyła w bok. Trafiła głową w nogi przeciwniczki z całą siłą jaką mogła zaczerpnąć z Mocy. Jej głowa zetknęła się jednak z litą durastalą Mistrzyni Jedi miała pełne usta krwi, ale w pierwszej chwili nic nie poczuła. Trzymając kolana Lumii jedną ręką żeby uniemożliwić zamachnięcie się biczem, powaliła ją na permabeton niczym pień ściętego
drzewa, po czym z całej siły uderzyła czołem w jej twarz.
Dopiero wtedy poczuła ból. O, tak, i to jaki. Trafiła nie w nos, jak się spodziewała, ale w cybernetyczną szczękę, która wbiła się głęboko w jej czoło. Instynktownie walcząc dalej, częściowo oszołomiona, na sekundę wyłączyła klingę świetlnego miecza i chwyciła rękojeść jak sztylet. Przyłożyła ją do piersi kobiety i kciukiem przycisnęła guzik włączający ostrze.
Kiedy klinga wbiła się w ciało, Lumiya obróciła się na bok, a Mara poczuła woń przypiekanego ciała. Wyłączyła klingę i, przed następnym ciosem, triumfalnie się uśmiechnęła.
Zrobiłam to, pomyślała. Jesteś martwa. Martwa, ty...
Lumiya wrzasnęła, chociaż nie powinna. Jej krzyk przeniknął Marę na wylot niczym
rozżarzone ostrze. Był czymś więcej niż tylko dźwiękiem. Był...
Mara uklękła i spojrzała na kobietę, która powinna być martwa. Zobaczyła zielone oczy,
pozbawione jakichkolwiek emocji. Świat wokół niej pociemniał jak podczas zaćmienia słońca.
Może to ja zginęłam, pomyślała mistrzyni Jedi.
Poczuła silny cios w plecy, po którym upadła twarzą na Lu- miyę. Stoczyła się z niej, nie wypuszczając świetlnego miecza ani blastera, i w tym samym momencie coś owinęło się wokół
jej szyi i szarpnęło do tyłu. Mara zauważyła, że Lumiya nadal trzyma rękojeść świetlnego bicza w zaciśniętej pięści. Widziała także ją samą, a zatem co zaciskało się na jej szyi i ją dusiło?
Mara poleciała do tyłu i uderzyła plecami w jakiś twardy przedmiot z impetem, który wyparł z jej płuc powietrze.
Wszystko trwało sekundę albo dwie. Mara leżała, łapczywie chwytając powietrze i czując, że coś kłuje ją w oczy. W pewnej chwili zobaczyła buty Lumii. Kobieta-Sith przebiegła, kulejąc, zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy.
Co się dzieje z moimi oczami? - zastanowiła się mistrzyni Jedi. Dlaczego mnie tak kłują?
Uniosła rękę, żeby je potrzeć, i przekonała się, że ma zakrwawione kostki palców. I wtedy zobaczyła pomarańczową kulę niesamowitego statku Sithów, jak wznosi się pionowo w
powietrze i rozpościera podobne do płetw skrzydła.
Wsparła się z trudem na łokciach i zauważyła nad sobą parę biegaczy w nieskazitelnie
czystych białych strojach sportowych. Wpatrywali się w nią z przerażeniem. To byli ci sami,
których widziała wcześniej, jak wybiegali z pobliskiego hotelu. Skupiła się, na ile mogła, i odwróciła w ich stronę.
- Właśnie oglądaliście dwie kaskaderki odgrywające scenę do holowideogramu, rejestrowaną przez ukrytą kamerę — powiedziała. - Nie widzieliście żadnej walki.
- Nie widzieliśmy żadnej walki, kochanie - odezwała się posłusznie biegaczka.
Mężczyzna gapił się na nią chwilę, ale zaraz wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Coś niesamowitego! - wykrzyknął. - Nigdy bym nie pomyślał, że sztuczna krew może
wyglądać zupełnie jak prawdziwa!
- To rzeczywiście.... - zaczęła Mara i przerwała. Z wysiłkiem wstała, podniosła rękojeść świetlnego miecza oraz blaster i odeszła z taką godnością na jaką mogła się zdobyć.
Byłam pewna, że z nią skończyłam, pomyślała. Jakim cudem ona żyje?
Sfrustrowana, bliska płaczu, wspięła się do kabiny swojego XJ7. Cały czas się-zastanawiała, co zaatakowało ją od tyłu. Obejrzała swoje obrażenia w lustrzanej powierzchni komputerowego notesu i przekonała się, że ma zakrwawioną twarz i podbite prawe oko, które zaczynało już puchnąć. Na szyi zauważyła ślady jak po oparzeniach, a może otarciach od sznura. W skórze dostrzegła także wgłębienia, które wyglądały, jakby duszono ją plecioną drucianą liną.
Od tyłu zaatakował mnie jakiś android, pomyślała. Android albo maszyna. To dlatego nic nie wyczułam.
Wiedziała, że pilotowanie gwiezdnego myśliwca po takim urazie głowy to szaleństwo, ale nie mogła w inny sposób wrócić na Coruscant. Klnąc pod nosem, przesłała energię do jednostek napędowych. Pokonała cybernetyczną czarownicę, wbiła w jej pierś klingę świetlnego miecza, a ona nadal żyje. Dlaczego?
Najgorsze jednak, Luke, że nie wyczuwałam jej wrogich intencji, pomyślała.