- Bardzo to mi³e z pañskiej strony... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Poszed³em za nim na peron, z którego wchodzi³o siê do kabin
rozpoczynaj¹cych z wie¿y sw¹ podró¿ na wysokoœci niemal stu metrów, co dla mnie stanowi³o i tak bezdenn¹ przepaœæ.
- Jak min¹³ panu tydzieñ?
- Na czytaniu.
Obrzuci³ mnie krótkim spojrzeniem.
- Z pañskiego znudzonego wyrazu twarzy domniemywam, ¿e nie
Aleksandra Dumas.
- Raczej dzie³a akademików z ³upie¿em i ich prozy z betonu.
- Intelektualistów, no tak. A pan chcia³, ¿ebym zatrudni³ jednego
z nich. Dlaczegó¿ to im mniej ma ktoœ do powiedzenia, z tym wiêk-
szym nadêciem i bardziej zawile to mówi? - zapyta³ Corelli. - Ludzi
chce tym oszukaæ czy samego siebie?
- Przypuszczalnie i jedno, i drugie.
Pryncypa³ wrêczy³ mi bilety i puœci³ przodem. Poda³em je pracownikowi przytrzymuj¹cemu drzwi do kabiny. Wszed³em bez entuzjazmu. Stan¹³em w samym œrodku, mo¿liwie najdalej od okien. Corelli uœmiecha³ siê jak wniebowziêty dzieciak.
- Byæ mo¿e jeden z pañskich problemów polega na tym, ¿e czyta³
pan komentatorów, a nie komentowanych. Typowy b³¹d, ale fatalny w skutkach, jeœli ktoœ pragnie nauczyæ siê czegoœ u¿ytecznego
- wywodzi³.
Drzwi kabiny zamknê³y siê i gwa³towne szarpniêcie wywindowa³o nas w powietrze. Z³apa³em siê metalowej porêczy i zaczerpn¹³em
g³êboko powietrza.
- Domyœlam siê, ¿e badacze i teoretycy to nie s¹ autorzy, których
darzy pan najwiêksz¹ admiracj¹ - rzek³em.
- Nikogo nie czczê, przyjacielu, a ju¿ zw³aszcza tych, którzy samych
siebie kanonizuj¹ albo kanonizuj¹ siê nawzajem. Teoria to praktyka
bezradnych. Sugerujê, aby odsun¹³ pan na bok uczonych komentatorów i ich artyku³y i zwróci³ siê ku Ÿród³om. Proszê mi powiedzieæ:
czyta³ pan Bibliê?
Zawaha³em siê chwilê. Kabina wyp³ynê³a w pustkê. Spojrza³em
na pod³ogê. •
- Fragmentarycznie, owszem, chyba - wymamrota³em.
- Chyba. Jak niemal wszyscy. Powa¿ny b³¹d. Wszyscy powinni
czytaæ Bibliê. Wci¹¿ do niej wracaæ. Wierz¹cy czy niewierz¹cy, niewa¿ne. Ja siêgam po Bibliê przynajmniej raz w roku. To moja ulubiona ksi¹¿ka.
- A pan? Wierz¹cy czy sceptyk? - zapyta³em.
- Ja jestem profesjonalist¹. I pan równie¿. Dla naszej pracy i jej
efektów nie ma najmniejszego znaczenia, czy w coœ wierzymy, czy
nie. Wiara lub niewiara wyp³ywa z lêku. Albo siê wie, albo siê nie
wie. Po prostu.
- Wobec tego wyznajê, ¿e nic nie wiem.
- Proszê nie zbaczaæ z tej drogi, a natrafi pan na œlady wielkiego
filozofa. A po drodze niech pan przeczyta Bibliê od pocz¹tku do koñca.
To jedna z najwspanialszych historii, jak¹ kiedykolwiek opowiedziano. Proszê nie myliæ s³owa Bo¿ego z paso¿ytuj¹cym na nim przemys³em mszalnym.
Im d³u¿ej przebywa³em w towarzystwie wydawcy, tym mniej go
rozumia³em.
- Przepraszam, ale chyba siê pogubi³em. Mówiliœmy o legendach
i baœniach, a teraz mówi mi pan, ¿e powinienem myœleæ o Biblii
jako o rzeczywistym S³owie Bo¿ym?
Cieñ niecierpliwoœci i irytacji przemkn¹³ przez jego wzrok.
- Mówiê w znaczeniu przenoœnym. Bóg nie jest szarlatanem. S³owo jest monet¹ ludzk¹.
Uœmiechn¹³ siê do mnie, jak zwykliœmy siê uœmiechaæ do dziecka,
które nie potrafi zrozumieæ najprostszych rzeczy, miast je uderzyæ.
Obserwuj¹c go, zda³em sobie sprawê, ¿e nie sposób by³o stwierdziæ,
kiedy mówi serio, a kiedy ¿artuje. Tak samo jak niemo¿liwe by³o
odgadniêcie celu tego ekstrawaganckiego przedsiêwziêcia, za które
p³aci³ mi pensjê godn¹ monarchy. Na dodatek kabina trzês³a siê na
wietrze jak jab³ko na ga³êzi szarpanej przez wichurê. Nigdy Izaak
Newton nie by³ tak bardzo przeze mnie wspominany jak w owych
chwilach.
- Panie Martin, niech pan nie bêdzie takim tchórzem, to urz¹dzenie jest ca³kowicie bezpieczne.
- Uwierzê w to, kiedy znowu poczujê ziemiê pod nogami.
Zbli¿aliœmy siê do stacji poœredniej, wie¿y San Jaime, wznosz¹cej
siê przy nabrze¿ach w pobli¿u wielkiego Pa³acu Celnego.
- Czy moglibyœmy ju¿ tu wysi¹œæ? - spyta³em.
Corelli wzruszy³ ramionami i przytakn¹³, acz bardzo niechêtnie.
Odetchn¹³em spokojnie dopiero wtedy, gdy zjechawszy wind¹, us³y-
sza³em, jak osiada na ziemi. Wyszliœmy na nabrze¿a i usiedliœmy
na ³awce z widokiem na basen portowy i górê Montjuic, patrz¹c na
ulatuj¹c¹ w górê kabinê kolejki - ja z ulg¹, Corelli z zazdroœci¹.
- Proszê mi opowiedzieæ o pañskich pierwszych wra¿eniach. Do
czegó¿ pan doszed³ w tych dniach badañ i intensywnych lektur?
Streœci³em to, czego w moim mniemaniu nauczy³em siê lub cze-
go siê oduczy³em w ci¹gu tych dni. Corelli s³ucha³ uwa¿nie, czasem potakuj¹c, czasem wykonuj¹c jakiœ gest. Wys³uchawszy do
koñca mojego raportu o mitach i wierzeniach istoty ludzkiej, po-
chwali³ mnie.
- Wydaje mi siê, ¿e dokona³ pan znakomitej syntezy. Nie znalaz³
pan przys³owiowej ig³y w stogu siana, ale zrozumia³ pan, ¿e naprawdê godna zainteresowania w ca³ej górze siana jest w³aœnie tylko i wy³¹cznie ta nieszczêsna ig³a, a reszta to tylko pasza dla os³ów.
A jeœli ju¿ jesteœmy przy k³apouchach... Proszê mi powiedzieæ, interesuj¹ pana bajki?
- Gdy by³em dzieckiem, chcia³em, przez parê miesiêcy, byæ Ezopem.
- Wszyscy z czasem rezygnujemy z wielkich nadziei.
- A kim pan chcia³ zostaæ w dzieciñstwie, panie Corelli?
- Bogiem. •
Jego uœmiech szakala z miejsca zgasi³ mój uœmiech.
- Przyjacielu, bajki s¹ przypuszczalnie jednym z najbardziej interesuj¹cych mechanizmów literackich, jakie wymyœlono. Wie pan,
czego nas ucz¹?
- Daj¹ nauki moralne?
- Nie. Ucz¹ nas, ¿e istoty ludzkie poznaj¹ i przyswajaj¹ idee i pojêcia
za poœrednictwem opowieœci, historii, a nie metodycznych lekcji czy
teoretycznych dyskursów. Tego samego uczy nas ka¿dy z wielkich

Tematy