- O to nie musisz prosić, i tak wrócisz.
Czego w takim razie mógłby od nich oczekiwać?
- Najbardziej ze wszystkiego chciałbym być... jednym
z was. Być dotkniętym lub wybranym i nieśmiertelnym.
- Nieśmiertelni to my nie jesteśmy - odparł Węd-
rowiec. - My tylko czasami wracamy z tamtego świata,
żeby pełnić straż. Nie, tego życzenia ja wypełnić nie mogę; dotkniętym lub wybranym trzeba się urodzić. Ale nie będę cię dłużej dręczył, my już zdecydowaliśmy o tej nagrodzie. Wiesz, walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym zbliża się do ostatniego etapu...
- Naprawdę? Czy to się dobrze skończy? - zapytał
Vetle pospiesznie.
- Tego nikt nie wie. To będą straszne zmagania.
Wiemy tylko, że zbliża się końcowa faza walki, ponieważ twoja kuzynka Christa jest tą, która, gdy nadejdzie odpowiedni czas, urodzi naprawdę wybrane dziecko. I to
ono podejmie walkę na śmierć i życie.
- Uff! - zadrżał Vetle.
- Tak. No i właśnie dlatego, że koniec zmagań jest bliski, uznaliśmy, iż należy zdjąć z Ludzi Lodu jedno z ciążących na rodzinie przekleństw.
- Nie bardzo rozumiem?
- Wiesz o tym, że w twojej rodzinie nigdy nie rodziło
się wiele dzieci. Miało to swoje uzasadnienie, nie chcieliśmy po prostu sprowadzać na ziemię zbyt wielu ob-
ciążonych. Nasz dar dla ciebie polega więc na tym, że ty możesz mieć tyle dzieci, ile sam zechcesz, albo po prostu ile ci się urodzi.
Głębokie rozczarowanie ogarnęło Vetlego. To na-
prawdę ma być nagroda? Dla niego, który nie mógł znieść myśli, że miałby kiedykolwiek zostać ojcem? On w ogóle żadnych dzieci sobie nie życzy. Nigdy!
Wolałbym raczej psa, chciał zawołać, ale uznał, że to by zabrzmiało głupio. Psa może przecież mieć i bez
tego.
Do licha!
- Dziękuję, bardzo dziękuję - bąknął bez przekona-
nia.
Wędrowiec wstał.
- Akurat teraz to ciÄ™ pewnie specjalnie nie cieszy. Ale
pewnego dnia będziesz z tego powodu szczęśliwy. A teraz chodź, noc to moja pora, wtedy mogę poruszać się swobodnie. A musimy przebyć długą drogę, nim nastanie świt.
Jak zdołamy się przedrzeć przez pozycje artyleryjskie? chciałby zapytać Vetle, ale przemilczał. Wędrowiec z pewnością wie, co robi.
- Proszę, będziesz się musiał mnie trzymać - powie-
dział Wędrowiec i wyciągnął rękę.
Po chwili wahania Vetle ujął podawaną mu dłoń,
szczupłą i, jak mu się zdawało, elegancką, ale lodowato zimną.
Tak zimną, że chłopiec czuł, iż drętwieje mu całe ramię.
Nic jednak na ten temat nie powiedział.
Wędrowiec ruszył przed siebie, a Vetle starał się dotrzymać mu kroku. Jakież niezwykłe uczucie! Poruszał
się tak lekko, jakby wcale nie dotykał ziemi. I posuwali się niewiarygodnie szybko. Vetle spoglądał na ziemię pod
swoimi stopami i stwierdzał, że w ogóle nie dostrzega trawy, tak szybko biegli. Mimo to miał wrażenie, że stawia normalne kroki. To raczej... to raczej ziemia się pod nimi przesuwała.
A ta ziemia była, niestety, poarana pociskami, wszędzie
widziało się mnóstwo kolczastego drutu, który oni po pcostu przekraczali. To samo Vetle widział już przedtem, ale daleko na południe stąd. I to właśnie owe zwały kolczastego drutu zagrodziły mu wtedy drogę.
Okopy... Właśnie je mijali. Chłopiec spoglądał w dół.
Widział małe chwiejne światełka w ciemnych rowach.
Śpiący żołnierze, czuwający żołnierze.
Stop, miał ochotę zawołać. Idziemy piasto tam, gdzie czuwa cały oddział wraz z oficecami, zaraz nas zobaczą, zatrzymają nas!
Wędrowiec jednak szedł dalej nie zbaczając z kursu, wprost na grupę uzbrojonych mężczyzn, ukrytych za
nasypem i spokojnie rozmawiających. Kilku z nich patrzyło w stronę Vetlego i Wędrowca zbliżających się bardzo szybko. Zaraz zaczną do nas strzelać, pomyślał chłopiec z przerażeniem, ale oni nawet nie drgnęli, rozmawiali dalej.
Wtedy Vetle pojął, że jest niewidzialny.
Dopóki trzymam rękę Wędrowca, nikt nie może mnie
zobaczyć, myślał z radością. Ale gdybym ją puścił, będzie ze mną źle.
Glina, błoto, trupy, poszarpana pociskami ziemia. Znaleźli się pomiędzy dwiema liniami okopów. Na tak
zwanej ziemi niczyjej.
Owa niezwykła wędrówka trwała.
Linie niemieckie...
Niewiele lepiej uzbrojone od francuskich, Wszędzie walało się mnóstwo trupów, a nikt nie miał odwagi, żeby wyjść z okopu i grzebać zabitych.