Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Przez większą część swego życia uciekał przed
wymiarem sprawiedliwości, a zakończył je w lochach Castel San Leo koło Montefeltro.
Oskarżony i skazany za wolnomularstwo i kacerstwo, ostatnie lata swego burzliwego życia
przecierpiał w cuchnącym lochu, do którego każdy lokator wchodził tylko jeden jedyny raz
przez otwór w suficie. Okrutną ironią losu było w jego przypadku to, że trafił tam za
„przestępstwo", które dziś nazwano by wolnomyślicielstwem, gdy tymczasem świeckie
przewiny hrabiego także i w naszych czasach wystarczyłyby całkowicie, aby na przykład
przed sądem USA uzyskać jeden ze zwykłych tam oryginalnych wyroków „dwustu
pięćdziesięciu lat więzienia i potrójnego dożywocia".
Niewątpliwie był to przestępca, więc po co w ogóle brać go pod uwagę? Ponieważ był
zamieszany w słynną polityczną aferę z naszyjnikiem królowej Marii Antoniny albo ponieważ
zainspirował wielu poetów, wśród nich Dumasa i Goethego?
Nie, podobną sławą mógłby się poszczycić i Czyngis-chan czy Billy Kid. Cagliostro jest
jednak kimś więcej niżtylko zwykłym oszustem, szarlatanem i złodziejem, któremu jego
własny mit nadał demoniczne rysy, a pisarze zapewnili nieśmiertelność (przynajmniej w
literaturze).
Z pozoru jest typowym przedstawicielem XVIII wieku: błyskotliwy, naiwnie przebiegły,
chciwy i wspaniałomyślny, przesądny, mistyk i wizjoner. Idealny reprezentant dekadenckiego
społeczeństwa, a jednocześnie pasożyt na jego miarę. Potentaci władzy i pieniądza nie tylko
szli na lep jego genialnych manipulacji, ale wręcz się o to prosili.
Jak dotąd wszystko wydaje się zwyczajne i „normalne". Jednak niezupełnie tak było, obraz
bowiem zakłóca element dziwaczności. Klimat epoki sprzyjał ekscesom, mistykom,
oświeconym i dziwakom. Nie wolno im było jednak wprowadzać rzeczywistego zamętu do
biegu spraw. Cagliostro naruszył tę regułę. Kiedy 14 listopada 1776 r. odbywało się
ciągnienie angielskiej loterii państwowej, był na nim obecny Cagliostro i szkocki arystokrata
lord William Scott z żoną (w rzeczywistości „lord" był oszustem, a „mylady" jego kochanką
Mary Fry, z którą miał troje nieślubnych dzieci).
Uczynny Cagliostro podał liczbę 20, na którą Scott postawił i wygrał. Trzy dni później
Cagliostro wskazał inną szczęśliwą liczbę, która przyniosła „lordowi" pokaźną kwotę stu
luidorów. Kolejne ciągnienie odbyło się 18 listopada 1776 r. Tym razem przyjaciele
przypuścili szturm na Cagliostra, który wymienił dwie liczby. Dzięki nim podupadły aktor
Domenico Aurelio Vitellini, zubożała dama do towarzystwa Madame de Blevary i - notabene
– „lord" i „lady" Scott wygrali mały majątek.
Taki „sabotaż" wobec uświęconej loterii królewskiej zawiódł Cagliostra do więzienia.
Opuścił potem Anglię, by podróżować po świecie, i znalazł się we Francji, gdzie wywołał
sensację swoimi niewytłumaczalnymi zdolnościami uzdrowicielskimi. Jego metoda fizycznej
regeneracji człowieka zaskarbiła mu przyjaźń kardynała Rohana. Dostał się na dwór
francuski, gdzie zastąpił słynnego, i dziś uznawanego magnetyzera i lekarza doktora Franza
Antona Mesmera (1734-1815), twórcę mesmeryzmu.
W biografii Cagliostra można odkryć mnóstwo innych sprzeczności tego rodzaju - o ile chce
się je odkryć. Drobnym, ale znamiennym szczegółem jest to, że niechętni mu opisują
Cagliostra jako pyszniącego się strojem, obwieszonego biżuterią, przeważnie w
trójgraniastym kapeluszu z piórami na głowie, natomiast przyjaciele i zwolennicy - równie
jednogłośnie - mówią o jego prostym i naturalnym ubiorze. Ciem en te Vanetti zanotował w
swoim dzienniku: „Jego (Cagliostra) strój był schludny, wszelako bez żadnego luksusu".
Podobnie bezsensowne sprzeczności charakteryzują różne wizerunki Cagliostra, czy to
obrazy, sztychy, czy posągi. Jeśli się przyjrzeć popiersiu autorstwa Houdona z muzeum w
Aix-en-Provence, wydrukowanemu w Londynie sztychowi Francesco Bartolozziego czy
portretowi pędzla J.B. Chapuy, to nikomu nie przyszłoby do głowy, że mogłyby one
przedstawiać jedną i tę samą osobę. Również w opisach występują skrajne rozbieżności, i to
nie tylko w odniesieniu do stroju.
Cagliostro budzi wyłącznie skrajne odczucia: dla jednych był idolem, dla innych diabłem
wcielonym. Między tymi dwiema skrajnościami nie było żadnych opinii pośrednich. Także i
jemu samemu obce były półtony. Oszukiwał bez skrupułów, był jednak zarazem gotów do
pomocy, szczodrze rozdzielając rady, lekarstwa i pieniądze. W dodatku stronił od występku,
co w rozpustnym wieku XVIII było wprost perwersją. Nawet najzagorzalsi wrogowie nic nie
wspominają o jego miłostkach. Cagliostro pozostał wierny swojej żonie nawet wtedy, gdy
przeszła na stronę jego oponentów.
Jest dowiedzione, że zakon kawalerów maltańskich wtajemniczył go w tajemnice św. Jana,
objawienia Kabały i nauki okultystyczne. Zainicjowany przezeń w 1785 r. egipski rytuał
wolnomularstwa jest praktykowany do dzisiaj (wywodzi się zeń rytuał Memfis-Misraim,
którego wielkim mistrzem był także Rudolf Steiner). Rytuał ten podniósł liczbę stopni
wyższych do dziewięćdziesięciu i pozwolił - zupełna nowość - na uczestnictwo także kobiet.
Jedno jest pewne, że o nadzwyczajnych zdolnościach Cagliostra jednogłośnie zaświadczają
przyjaciele i wrogowie.
Pozwólmy zatem hrabiemu Cagliostro dalej wędrować przez pełną zamętu, wątpliwą
przeszłość, której w jego przypadku - w przeciwieństwie do jego mistrza, hrabiego de Saint-
Germain - żaden most nie łączy z dniem dzisiejszym. Cagliostro jest i pozostanie martwy.
Niech na nim zakończy się korowód hipotetycznych magów, okultystów lub nadludzi.
Może teraz paść zrozumiały zarzut, dlaczego podaliśmy tylko taki jednostronny wybór?
Wymienione osoby są wprawdzie sławne, ale cieszą się złą sławą. Czy nie ma więcej
ezoterycznych osobistości wysokiej rangi? A gdzie Hermes Trismegistos, Rudolf Steiner,
Arthur Machen, Karl Haushofer, Mistrz Eckhardt, Dietrich Eckart i Friedrich Hielscher?..
Aby sprawiedliwości stało się zadość, na uwagę zasługiwaliby także tacy ludzie jak Paul
Twitchell (1908-1971), amerykański założyciel nowoczesnego ruchu Eckankar (ECK), albo
Samuel Lidell McGregor Mathers (1854-1918), który rzekomo otrzymał inspiracje dla swojej
wiedzy okultystycznej od „ukrytych mistrzów" i nie przeżył spotkania z jednym z nich

Tematy