Najpierw przybył mężczyzna o chudych ramionach i pochylonych plecach, a z nim kobieta rozglądająca się wokół zaczepnie i potrząsająca gniewnie głową. Kiedy służący zapytał ich u drzwi, kim są, odpowiedzi udzieliła ona.
- Mniejsza z tym, kim jesteśmy - odparła opierając ręce na biodrach. - W razie potrzeby podamy nasze imiona sędziemu. Przyszliśmy po niewolnika, który zbiegł.
- Takiego tutaj nie ma - oznajmił sługa.
Kobieta wyminęła go i wkroczyła na pierwszy dziedziniec. Odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła skrzeczeć:
- Schodź tutaj, Bazyli! Schodź, niewolniku! Jesteśmy twoimi właścicielami! Przyszliśmy po ciebie!
Słysząc te krzyki Debora pośpiesznie zeszła na dziedziniec. Miała na sobie prostą czerwoną suknię, a na głowie lekki turban. Wyglądała na zaniepokojoną. Nic dziwnego, nie miała pojęcia, kim są ci ludzie i po co tu przyszli.
- O co chodzi? - spytała. - Co was tu sprowadza?
Kobieta wyprostowała się, usiłując wyglądać godnie, chociaż w jej oczach już się zapalały iskierki wściekłości.
- Ty z pewnością jesteś tą kobietą, którą on poślubił - powiedziała. - Jeśli tak jest, to żal mi ciebie, ale nie mam ci nic do powiedzenia. Przyszłam tutaj po moją własność. - Znów odrzuciła głowę do tyłu i pozwoliła sobie na głośny, przenikliwy okrzyk. - Schodź, niewolniku! Znaleźliśmy cię i na nic się zda ukrywanie.
W tym momencie mężczyzna podjął się wyjaśnień:
- Jestem właścicielem niewolnika, który zbiegł z mego domu przed paru miesiącami. Wiemy, że jest tutaj.
Debora obróciła się, żeby spojrzeć na niego. Miał bardzo ciemną skórę i postać tak znikomą, że było coś wprost komicznego w jego napuszonej minie, która miała mu dodać powagi i znaczenia.
- Zaczynam rozumieć - oznajmiła. - Ty jesteś Sostenes z Tarsu?
- Tak, nazywam się Sostenes. - Miał zamiar jeszcze coś dodać, bo jego usta pozostały otwarte, ale wtrąciła się jego żona, dając mu szturchańca swoim kościstym ramieniem.
- Nie wtrącaj się - ostrzegła. - Oni ciebie przechytrzą, jeśli nie zamkniesz gęby. Znam ich. I ciebie znam. Postanowiliśmy, że tylko ja będę prowadziła rozmowę.
- Nie ma o czym mówić - przerwała Debora. - Wolność mego męża została od was wykupiona...
- To kłamstwo! - wykrzyknęła kobieta. - On uciekł! Nie dostaliśmy za niego złamanego grosza. Dobrze mu wyłoimy skórę, kiedy go odzyskamy.
Debora, której twarz zbielała z napięcia, musiała cofnąć się o krok, żeby uniknąć rąk Eulalii, którymi ta wymachiwała z furią.
- Mój mąż ma dokumenty - oznajmiła Debora. - Czy jesteście świadomi tego, że przywrócono go do pełnych praw obywatelskich? Jak śmiesz wysuwać takie absurdalne roszczenie?
- Kłamstwo! - zawołała Eulalia. - Nie podpisaliśmy żadnych dokumentów. Jeśli macie jakieś dokumenty, to są sfałszowane. Pójdziemy do sądu, który to potwierdzi. Lepiej nie wspominaj o dokumentach.
Debora nie zwracała uwagi na mężczyznę, stojącego w milczeniu z otwartymi ustami. Wpatrywała się z uporem w kobietę. Po chwili przemówiła głosem cichym i dobitnym.
- Widzę, że jesteś tak nikczemna, jak na to wskazuje twój wygląd. Na szczęście łatwo możemy rozstrzygnąć tę sprawę. Jest tutaj Łukasz. Pamiętasz, że to Łukasz ustalał z tobą warunki? On szybko wyjaśni, że to wszystko jest niegodziwym roszczeniem z twojej strony. To Linus was tutaj przysłał.
- Kłamstwa! Kłamstwa i oszukaństwo! Linus nas nie przysłał. Nic nie wiem o żadnym Łukaszu.
Sostenes zaszurał nogami w zakłopotaniu, kiedy na dziedziniec wszedł Łukasz, lecz jego żona była przygotowana na to spotkanie. Popatrzyła na przybysza i znów zwróciła się do Debory.
- Nigdy przedtem nie widziałam tego starca. Nie będę wysłuchiwała żadnych kłamstw wymyślonych przez was.
- Mówisz o kłamstwach - Łukasz podszedł do stojących pośrodku dziedzińca osób. Wpatrywał się bacznie przez kilka chwil w oczy kobiety. W jego twarzy był wielki smutek. - Do jakiego zła zdolne jest ludzkie serce! Zastanów się kobieto, nim podtrzymasz swe roszczenie.
- Nie patrz tak na mnie, starcze! - zawołała Eulalia. - Nie znam cię. Nigdy przedtem cię nie widziałam.
Łukasz patrzył na nią z głębokim namysłem. Kiedy znów przemówił, widać było, że ów głos, który czasem odzywał się w jego duszy i doradzał mu, co powiedzieć lub uczynić, podpowiadał mu teraz.