B. Shelley, Obrona poezji, op. cit., s. 41.
172
Askesis, czyli oczyszczenie i solipsyzm
. czyli oczyszczenie i solipsyzm
173
Freudowskie pojêcie sublimacji jest iloœciowe i zak³ada istnienie górnej granicy, po której przekroczeniu dochodzi do buntu impulsów popêdowych. Poetycka askesis, jako zabieg rewizyjny, tak¿e ma charakter iloœciowy, poniewa¿ Czyœciec poetów rzadko bywa miejscem szczególnie zaludnionym. Wystarczy, ¿e mieszkaj¹ w nim poeta i jego Muza (której zreszt¹ czêsto brak). Panicz Roland i Cuchulain, bohaterscy poszukiwacze, którzy mog¹ znaæ klêskê tylko z jej antynomii, s¹ ca³kiem samotni, jeœli nie liczyæ towarzystwa nieudaczników, zdrajców i tchórzy, których obecnoœæ œwiadczy o tym, co najbardziej dwuznaczne w przera¿aj¹cej sile samych bohaterów. Ale ró¿nica miêdzy Paniczem Rolandem a jego prekursorami, miêdzy Cuchulainem a jego pocieszycielami polega na tym, ¿e tylko oczyszczenie bohatera jest prawdziw¹ askesis, t¹ drog¹ ku wolnoœci, która siê liczy.
Monolog Browninga, podobnie jak wizjonerski liryk Yeatsa, jest unikiem, a wiêc samoograniczeniem poezji orfickiej, Shelleyowskiej surmy proroctwa. W askesis silnych poetów amerykañskich nacisk po³o¿ony jest raczej na cel procesu, samowystarczaln¹ samotnoœæ, ni¿ na sam proces. Milton i Wordsworth, których wp³yw odpowiada za etos postoœwieceniowej poezji angielskiej, podporz¹dkowali swoj¹ przera¿aj¹c¹ si³ê koniecznoœci sublimacji; nie uczyni³ tego natomiast Wielki Protoplasta poezji amerykañskiej. U Emersona potêga oka i potêga umys³u chc¹ staæ siê jednym, co uniemo¿liwia askesis:
Podobnie jak przedmioty wystawione na œwiat³o s³oneczne wywo³uj¹ swój obraz na siatkówce oka, tak samo one, zespolone z wszechœwiatem wspólnot¹ aspiracji, d¹¿¹ do wytworzenia o wiele subtelniejszej kopii swej istoty w duchu poety. Ich przemiana w melodie nie ró¿ni siê niczym od metamorfozy rzeczy w wy¿sze formy organiczne. Nad ka¿d¹ rzecz¹ unosi siê jej duch czy demon i, jak kszta³ty przedmiotu zarysowuj¹ siê w oku, tak duch jego odzwierciedla siê w melodii. Morze, ³añcuch górski, Niagara i ka¿dy kwietnik maj¹ poprzednie lub wy¿sze istnienie w melodiach pierwotnych, które faluj¹ w powietrzu jak zapachy, a cz³owiek o subtel-niejszym s³uchu, któremu siê zdarzy do nich przybli¿yæ, s³yszy je i próbuje opisywaæ te dŸwiêki bez zmian i usterek... Ta intuicja, ujawniaj¹ca siê przez tak zwan¹ WyobraŸniê, jest bardzo wysokim rodzajem patrzenia, którego nie mo¿na siê nauczyæ. Do niej zdolny jest tylko duch wszechobecny i wszechwiedz¹cy, który uczestniczy w rozwoju i obiegu rzeczy poprzez ró¿ne formy - i w ten sposób roz-
jasmaje innym
20
Oto Amerykañska Wznios³oœæ, która nigdy nie podporz¹dkuje zasady przyjemnoœci zasadzie rzeczywistoœci - nawet w oczekiwaniu na to, ¿e odroczona gratyfikacja pozwoli zasadê przyjemnoœci ochroniæ. Wzrok, ten najbardziej tyrañski ze zmys³ów, od którego natura uwolni³a Miltona, a Wordsworth naturê, jest mani¹ i progra-mem amerykañskiej poezji. Tam, gdzie dominuje niczym nieograniczone spojrzenie, askesis dotyczy zwykle œwiadomoœci istnienia innych jaŸni. Solipsyzm naszych najwa¿niejszych poetów - Emersona, Whitmana, Dickinson, Prosta, Stevensa i Grane'a -jest szczególnie dotkliwy, poniewa¿ ich wszechwidz¹ce oko stawia opór aktowi oczyszczenia. Rzeczywistoœæ zostaje zredukowana do Emerso-nowskiego Ja i nie-Ja (moje cia³o i natura) i wyrzuca poza swój obrêb wszystkich innych, nie licz¹c prekursorów - w tej mierze, w jakiej stali siê nieod³¹czn¹ cz¹stk¹ Ja.
Whitman w wierszu Przeprawiaj¹c siê promem brookliñskim widzi "zachód s³oñca, nadp³ywanie fali przyp³ywu, powracanie do morza odp³ywu"21 i cieszy go myœl, ¿e ci, którzy przyjd¹ po nim, ujrz¹ to samo i tak samo. Jednak ten majestatyczny wiersz, podobnie jak wszystkie dopracowane utwory Whitmana, skupia siê wy³¹cznie na jego wyizolowanej jaŸni i Emersonowskini widzeniu, co jest bliskie praktykom szamanizmu i ma niewiele wspólnego z obserwacj¹ zewnêtrznego œwiata. U Whitmana Emersonowska izolacja pog³êbia siê, spojrzenie staje siê jeszcze bardziej tyrañskie, zaœ kiedy potêga widzenia zostaje uto¿samiona ze s³oñcem, ma miejsce potê¿na askesis:
Dazzling and tremendous how ¹uick the sun-rise
would kill me Ifl could not nów and always send sun-rise out ofme.
We also ascend dazzling and tremendous as the suñ, Wefound our won O my soul in the calm and cool ofthe daybreak.
20
Ralph Waldo Emerson, Poeta, w: Eseje II, op. cit., s. 23-24.
21 Walt Whitman, Przeprawiaj¹c siê promem brooklyñskim, prze³. Ludmi³a Marjañska, Poezje wybrane, Ludowa Spó³dzielnia Wydawnicza, Warszawa 1971, s. 77.
174
Askesis, czyli oczyszczenie i solipsyzm
<:ke.
;is, czyli oczyszczenie i solipsyzm
175
My voice goes after what my eyes cannot reach, With the twirl ofmy tongue l encompass worlds and volumes ofworlds22.
Dlaczego uwa¿am tê nieograniczon¹ ekspansywnoœæ za askesisl Co poddane zostaje sub³imacji w tym monumentalnym przetworzeniu Emersona? Jakie samoograniczenie sprawia, ¿e Whitman staje siê g³osem, który widzi to, czego nie jest w stanie obj¹æ jego wzrok? Jeœli -jak g³osi Emersonowska zasada kompensacji - nie ma nic za darmo, to kompensacj¹ jakiej straty jest dla Emersonowskiego Barda jutrzenka solipsyzmu? Strata polega tu na tym, co Emerson nazywa³ "wielk¹ Klêsk¹" (której przyk³adem by³ Chrystus), dodaj¹c: "my ¿¹damy zwyciêstw". "Chrystus zrobi³ bardzo wiele (...) Ale ten, który dopiero nadejdzie, uczyni jeszcze wiêcej. Umys³ potrzebuje bowiem bardziej wymagaj¹cego sprawdzianu si³y charakteru, sprawdzianu, który oka¿e siê sukcesem tak zmys³ów, jak i duszy". Wcielenie Whitmana w figurê s³oñca to Emersonowska wielka Klêska; przyp³yw, który zawiera w sobie odp³yw; askesis Emersonowskiego proroctwa, wieszcz¹cego nadejœcie Wielkiego Barda:
In the far South the suñ ofautumn is passing
Like Walt Whitman walking along a ruddy shore.
Hê is singing and chanting the things that arê pan ofhim,
The worlds that were and will be, death and day.
Nothing isfinal, hê chants. No mañ shall see the end.
His beard is offire and his staffis a leapingflame23.
Omówienie poetyckiej askesis nie mo¿e pomin¹æ Stevensa, którego dzie³o zdominowane jest przez ten zabieg rewizyjny. Stevens,
22 Pora¿a mnie i oœlepia szybkoœæ, z jak¹ wschód s³oñca/ Móg³by mnie zabiæ/ Gdybym sam nie mia³ w sobie gotowych promieni wschodu.// My te¿ wschodzimy, niczym s³oñce, pe³ni blasku i grozy,/ Znajdujemy nasze dusze w ch³odzie i spokoju/poranka.// Mój g³os biegnie tam, gdzie mój wzrok ju¿ nie siêga,/ Mój wiruj¹cy jêzyk ogarnia œwiaty i/ miriady œwiatów.
23 Na Po³udniu dalekim spaceruje s³oñce/ Jesienne, jak Walt Whitman wzd³u¿ brzegu rdzawego,/ O rzeczach œptewa, co s¹jego czêœci¹,/ O œwiatach, co by³y i bêd¹, o dniu i o œmierci./ Nic nie jest ostateczne, œpiewa,/ l ¿aden cz³owiek nie zobaczy koñca./ A jego broda ca³a jest w ogniu,/ A jego laska ca³a p³on¹ca.