PojechaB dzi[ rano do Warszawy w sprawach paszportowych... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


 Na twoim miejscu, moja droga, jechaBabym razem z nim. Powinna[ wiedzie, co on tam robi i co zaBatwia.
 Ale|. mamo...
 Wiem. co mi chcesz powiedzie. A ja ci na to odpowiem: dawniej |ony umiaBy lepiej trzyma swoich m|ów przy sobie. Nic dziwnego, |e teraz tyle rozwodów. Rób, jak uwa|asz. O co innego chciaBam zapyta. Nie bdziesz mie nic przeciwko temu, |ebym po|yczyBa twoich czarnych rkawiczek na cmentarz?
B v|ka nagle zaci|yBa mi w rku.
 Dlaczego na cmentarz, babciu?
 PrzysBano mi zaproszenie na pogrzeb. Jaki[ wielce uroczysty z udziaBem przedstawicieli miasta. Nie mam go przy sobie, a warto, |eby[cie przeczytaBy... strasznie ceremonialny. Nigdy o tej Weronice Smyk nie sByszaBam, ale czy to mo|na spamita wszystkich, o których pisz? W uszach si od nazwisk przelewa, a co jedno, to bardziej zasBu|one. Moje rkawiczki nie odebrane jeszcze z pralni, a w jasnych i[ nie wypada.
Mama podniosBa wzrok znad talerza i zahaczyBa nim o moj twarz.
 Co ci jest. Judytko? ZbladBa[.
 Nic  wymamrotaBam powstajc od stoBu.  Tak mi jako[ dziwnie i w gBowic mi si krci... mo|e szpinak mi zaszkodziB?
 PoBó| si zaraz na kanap, nogi na waBek. Paula, zaparz mocnej kawy. Mamo, poprosz o te krople na serce. S w kredensie, na górnej póBce.
!79
Czarna kawa? Krople? O, nie! Trucizny mi dajcie! Skoro babcia zabiera si do sprawy Weroniki Smyk, wszystko stracone. Ze swym wchem, godnym tuzina milicyjnych owczarków, wytropi w mig prawd. {egnaj, niedoszBa uroczysto[ci! Uboga mleczarka nie ucieszy si zacnym pogrzebem. Nie bdzie solidarnej akcji klasowej na rzecz zapoznanej staruszki.
 Naprawd, Judytko, co si z tob dzieje?  zatroskana twarz mamy pochylaBa si nad moj.  Jeste[ raz blada, raz czerwona. Boli ci, co?
Owszem. Boli. Ale na to lekarstwa nie ma. Gdybym miaBa umrze za chwil,.byBoby mi wszystko jedno. Wol nawet to ni| zosta skompromitowana przed klas. Je[li tylko babcia wtrci si do pogrzebu Weroniki, nie obejdzie si bez kompromitacji.
Ale ja nie chc da si babci pokona! Nie jestem mam, któr babcia caBe |ycie dyrygowaBa. Ja jestem Judyta. Je[li nawet nie zdoBam w |yciu zdoby skalpu Holofernesa, mog spróbowa utrze babci nosa, cho jest to zadaniem trudniejszym od biblijnego [cicia gBowy wodzowi w jego namiocie.
DzwignBam si poBow ciaBa z kanapy i rzekBam sBabym gBosem:
 Naprawd, nigdy babcia nie sByszaBa, kim byBa Weronika Smyk? Ale mamusia chyba wie?
Na twarzy mamy zakBopotanie. U Pauli ciekawo[ poBczona zj ironi.
Babcia odpowiedziaBa z irytacj: