- Stań przede mną - polecił Bourne mocując plecak do paska. - Zacznij iść prosto
przed siebie. Skul się i opuść ramiona, tak jak zrobiłeś to w Louwu.
- Jezu Chryste! Byłeś...
- Ruszaj!
Cysterna ruszyła na wstecznym biegu oddalając się od samolotu, a potem zatoczyła
łuk i wyminęła stojące drabiny, zmierzając w stronę, gdzie zaparkowana była pierwsza...
następnie zakręciła znowu, kierując się na swoje miejsce obok dwóch pozostałych
czerwonych samochodów. Jason odwrócił gwałtownie głowę i wbił spojrzenie w podpaloną
taśmę. Ogień objął ostatni odcinek! Wystarczy, by choć jedna iskra przedostała się do
cieknącego zaworu, a odłamki eksplodującego zbiornika przebiją wrażliwe kadłuby
sąsiednich pojazdów. To może się stać w każdej sekundzie!
Kapitan skinął dłonią drugiemu pilotowi i obaj ruszyli w stronę włazu.
- Szybciej! - wrzasnÄ…Å‚ Bourne. - Przygotuj siÄ™ do biegu!
- Kiedy?
- Będziesz wiedział. Opuść ramiona. Przygarb się trochę, do diabła! - Skręcili w stronę
samolotu, mijając idących z przeciwka mechaników z obsługi naziemnej, którzy wracali do
hangaru. - Gongju fie? - zawołał Jason, czyniąc wymówkę koledze, że zostawił przy
samolocie zestaw cennych narzędzi.
- Gongju? - krzyknął idący z tyłu mężczyzna. Chwycił Bourne'a za ramię i pokazał mu
skrzynkę z narzędziami. Ich spojrzenia spotkały się. Oszołomiony mechanik otworzył usta i
wytrzeszczył oczy. - Tian a! - wrzasnął.
Stało się. Było już za późno na jakiekolwiek dalsze odkrycia. Cysterna eksplodowała
wyrzucając w niebo pulsujące kłęby ognia, a śmiercionośne odłamki powykręcanego metalu
zaczęły przeszywać powietrze nad samochodem i wokół niego. Obsługa naziemna wrzasnęła
jednym głosem i rozbiegła się we wszystkie strony, w większości jednak próbując się dostać
pod osłonę hangaru.
- Biegiem! - zawołał Jason.
Mordercy nie trzeba było tego powtarzać. Obaj mężczyźni podbiegli do otwartego
luku, z którego wyglądał zdziwiony kapitan. Drugi pilot stał jak skamieniały na drabince.
- Kuai! - wrzasnął Bourne. - Jiufeiji!... - zwrócił się do pilota usiłując ukryć twarz w
cieniu i przygniatając głowę komandosa do metalowych stopni. Rozkazywał pilotowi
wycofać samolot ze strefy zagrożenia i wyjaśniał mu, że jest z obsługi naziemnej i
zabezpieczy luk wejściowy.
" Druga ciężarówka wyleciała w powietrze zamieniając się w ścianę ognia i
rozpalonych odłamków metalu.
- W porządku! - zawołał kapitan po chińsku. Chwycił swego drugiego pilota za
koszulę i wciągnął go do środka. Obaj pognali krótkim korytarzykiem w stronę kabiny
pilotów.
Teraz, pomyślał Jason. Pewnie coś kombinuje. - Właź! - rozkazał komandosowi, gdy
trzecia cysterna eksplodowała i płomienie buchnęły nad polem startowym, wzbijając się w
jaśniejące poranne niebo.
- Dobra! - wrzasnął morderca, po czym uniósł głowę i wyprostował się, by wskoczyć
na stopnie. I nagle, gdy rozległa się kolejna ogłuszająca eksplozja i ryknęły silniki samolotu,
odwrócił się gwałtownie na drabince, wyrzucając prawą stopę w kierunku pachwiny
Bourne'a, a ręką próbując wytrącić mu broń.
Jason był na to przygotowany. Lufą pistoletu walnął komandosa w kostkę, po czym
podniósł rękę i uderzył go w skroń. Z rozciętej głowy popłynęła krew. Zabójca wywrócił się
do tyłu, a Bourne wskoczył za nim do samolotu i kopniakiem przesunął ciało nieprzytomnego
sobowtóra po metalowej podłodze. Następnie zatrzasnął pokrywę luku i zabezpieczył drzwi.
Samolot zaczął kołować, skręcając w lewo i oddalając się od niebezpiecznego pożaru. Jason
ściągnął plecak z paska, wyjął drugi kawałek nylonowej linki i przywiązał nadgarstki
mordercy do zacisków mocujących szeroko rozstawione fotele. Wyglądało na to, że
komandos w żaden sposób nie będzie mógł się uwolnić - a w każdym razie Bourne nie