Dwór stoi jak stał — siedlisko wróbli i kukułek.
(Chociaż plotka i wróżba przyszłość jakąś tu stwarza)
W zmatowiałych salonach, gdzie się niegdyś snuły
Karmione pamięcią duchy przodków gospodarza,
Ciągle w modzie kolumny i obce statuy!
Zwykłe słowa wyszły już z użycia.
Wielkimi porozumieć nie można się wcale.
Co raz ktoś zawoła o winnych wykrycie,
Pan ręką pokazuje mu graniczne pale,
Za którymi znikliście wy — wygnani w przeżycie.
Widzę was nieraz, kiedy twarz ukryję w dłoniach.
Macie przynajmniej wasze chlubne poniżenie,
Gdy, wygnanym, łuk ziemi ojczyznę przesłonił
Ciągle taką samą w waszym zapatrzeniu.
Stoicie w oddali na wysokich koniach.
1977
92
Nazwa programu
BALLADA O SPALONEJ SYNAGODZE
(B. Schultz)
Żydzi, Żydzi wstawajcie płonie synagoga!
Cała Wschodnia Ściana porosła już żarem!
Powietrze drży, skacze po suchych belkach ogień!
Wstawajcie, chrońcie święte księgi wiary!
Gromadzą się ciemni w krąg płonącego gmachu
Biegają iskry po pejsach, tlą się długie brody
W oczach blask pożaru, rozpaczy i strachu
Gdzie będą teraz wznosić swoje próżne modły?!
Płonie synagoga! Trzask i krzyk gardłowy!
Belki w żar się sypią, iskry w górę lecą!
Tam, w środku Żyd został! Jeszcze widać ręce!
Już czarne! O, Jehowo, za co? O, Jehowo!?
Noc zapadła. Stoją wszyscy wielkim kołem,
Chmury nisko, w ciemnościach gwiazda się dopala.
Patrzą na swe chałaty porosłe popiołem,
Rząd rąk i twarzy w mrok się powoli oddala…
Stali tak do rana, deszcz spadł, ciągle stali
Aż popiół się zmieszał ze szlamem.
— Jeden Żyd się spalił! Jeden Żyd się spalił!
Śpiewał w knajpie nad wódką włóczęga pijany.
1977
93
Nazwa programu
NAWIEDZONA, WIEK XX
Buty Czarnego lśnią ogniście
Czuję w powietrzu spaleniznę
Kiedy mi ogolili głowę
Nie było śladu po siwiźnie
Bardzo nas dużo bardzo dużo
I wszystkie takie jednakowe
Ale ten Czarny jak kałuża
Mnie krzycząc “Dumme” bije w głowę
A znów ten Biały jak robaki
Powiedział że mam dobrą krew
I śmiał się więc zaczęłam płakać
A płacz zamienił mi się w śmiech
Więc z chleba chociaż jestem głodna
Zrobiłam sobie dziś wisiorki
Od razu ładniej wyglądałam
Wśród kobiet powpychanych w worki
I zaśpiewałam sobie cicho
Że jestem ja księżniczką z baśni
Co czeka by ktoś po nią przyszedł
A jedna z was skoczyła na mnie
Czy ktoś zrozumie co to znaczy
Miała czerwone w oczach łzy
Krzyczała na mnie nie wiem za co
Że jestem karmicielką wszy
I wyjaśniała skąd są dymy
I czemu część z nas dawno śpi
Po naszych ciałach gdy leżymy
Wędrują takie białe wszy
Podobno lubią słodką krew
I te z nas które jej nie mają
Nie mogą razem z nami żyć
Znikają
A ja żyć mogę dzięki wszy
Co ssie moją krew za jakie grzechy
Bo ciągle pragnie mojej krwi
Więc będę żyła póki wszy
1979
94
Nazwa programu
KRZYK
(Münch)
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze?
Dlaczego drżą w świetle ciemne korytarze?
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem?
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój bieg
Jak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
A! Zatykam uszy swe!
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie?
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi!
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję,
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje!
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A czy ktoś zrozumie to?!
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
A! Czy ktoś zrozumie to?!
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte piąte dno!
Mówicie o mnie, że szalona, że szalona!
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas!
I swoim krzykiem przez powietrze drążę drogę,
Po której wszyscy inni iść w milczeniu mogą…
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Ktoś chwyta, woła — stój!
Lecz wiem, że już nadchodzi czas
Gdy będzie musiał każdy z was
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój!!!
1978
95
Nazwa programu
N I E W O L N I C Y
96
Nazwa programu
CHŁOSTA
Wychodźcie z izb i zagród niewolnicy!
Niech nikt nie waży się w zamknięciu zostać!
W tej chwili macie być na placu wszyscy!
Chłosta! Chłosta! Chłosta!
Stanęli i patrzą jak kurczy skórę strach
O ile cieńsza jest i gładsza od rzemienia
Który ją porwie zaraz jak znoszony łach
Co nie uchroni nawet ciała od westchnienia
Stanęli i patrzą jak zaciska rozkaz pięść
Jak oczy piszą już na plecach krwawe hasło
Jak ze smagnięciem z ust się wydobywa chrzęst
Podczas gdy rzemień bicza ciało tnie jak masło
Napatrzcie się do syta i do wstrętu
Niech działa sprawiedliwej kary postrach!
Co oczy widzą umysł zapamięta
Chłosta! Chłosta! Chłosta!
Stanęli i patrzą jak szczodrze sypie sól
Oprawcy sprawna garść w otwarte właśnie rany