Przesłał jej obraz miejsca, w którym był, i natychmiast wystartowała. Teraz musiał tylko zagadać Bronią.
- Jak się dowiedziałeś? - spytał głucho.
Brom patrzył w przestrzeń, bezdźwięcznie poruszając wargami, jakby z kimś rozmawiał.
-Wszędzie miałem mnóstwo wskazówek i śladów - rzeki w końcu. - Wystarczyło tylko uważać. Każdy człowiek, dysponujący właściwą wiedzą, mógł odkryć to samo. Powiedz mi, jak się miewa twój smok?
- Smoczyca - poprawił Eragon. - Miewa się dobrze. Nie było nas na farmie, gdy przybyli obcy.
- A, twoje nogi. Latałeś?
Jakim cudem się tego domyślił? A jeśli obcy zmusili go do współpracy? Może chcieli, by odkrył, gdzie jestem, by móc schwytać mię w pułapkę? I gdzie się podziewa Saphira? Sięgnął myślami i znalazł ją krążącą daleko w górze.
- Chodź.
- Nie, jakiś czas popatrzę.
- Czemu?
- Z powodu rzezi w Doru Areabie.
- Co?
Brom z lekkim uśmiechem oparł się o drzewo.
- Rozmawiałem z nią i zgodziła się zostać w górze, póki wszystkiego nie przedyskutujemy. Jak widzisz, nie masz wyboru, musisz odpowiedzieć na moje pytania. A teraz powiedz, dokąd się wybierasz?
Oszołomiony Eragon przyłożył dłoń do skroni. Jak Brom zdołały rozumieć się z Saphirą? Z tyłu głowy czuł pulsowanie, w myślach wirowały mu najróżniejsze pomysły. Nieustannie jednak powracał do tego samego wniosku. Musiał coś powiedzieć staremu mężczyźnie.
- Zamierzałem znaleźć bezpieczne miejsce, w którym mógłbym się wyleczyć.
- A potem?
Nie mógł zignorować tego pytania. Pulsowanie w głowie stawało się coraz gorsze, nie potrafił skupić myśli, wszystko zdawało się mętne, niewyraźne. Chciał jedynie opowiedzieć komuś o wydarzeniach ostatnich kilku miesięcy. Świadomość, że jego tajemnica doprowadziła do śmierci Garrowa, rozdzierała mu serce. W końcu poddał się i rzekł ciężko:
- Zamierzałem doścignąć obcych i zabić.
- Trudna misja dla kogoś tak młodego - odparł spokojnie Brom, jakby Eragon zaproponował najbardziej oczywiste i stosowne wyjście, - Z pewnością godne zadanie i nie przekraczające twych sił. Sądzę jednak, iż przydałaby ci się pomoc. - Sięgnął za krzak i wyciągnął duży worek; jego głos zabrzmiał szorstko. - Tak czy inaczej nie zamierzam zostać w domu, gdy podrostek krąży po świecie ze smokiem.
Naprawdę proponuje pomoc czy to pułapka? Eragon bał się tego, co mogliby zrobić tajemniczy przeciwnicy, ale Brom przekonał Saphire, by mu zaufała. Rozmawiali ze sobą. Jeśli ona się nie martwi... Postanowił na razie odsunąć podejrzenia.
- Nie potrzebuję pomocy - rzekł, po czym niechętnie dodał: - Ale możesz pójść ze mną.
- Zatem najlepiej będzie, jeśli już ruszymy - oznajmił Brom. Na moment jego twarz przybrała nieobecny wyraz. - Przekonasz się, że twój smok znów cię posłucha.
- Saphiro?- spytał Eragon.
- Tak.
Z trudem oparł się chęci wypytania jej o wszystko.
- Spotkamy się na farmie.
- Tak. Zawarliście porozumienie?
- Chyba tak.
Smoczyca zerwała kontakt i odleciała. Zerknął na Carvahall i ujrzał ludzi biegających od domu do domu.
- Zdaje się, że mnie szukają.
Brom uniósł brwi. - Prawdopodobnie. Pójdziemy?
Eragon zawahał się.
- Chciałbym zostawić wiadomość dla Rorana. Nie podoba mi się, że uciekam, nie mówiąc mu dlaczego.
- Już to załatwiłem - zapewnił go Brom. - Zostawiłem mu u Gertrudy list, w którym wyjaśniam parę rzeczy. Ostrzegłem też, by uważał na pewne zagrożenia. Czy to cię zadowala?
Eragon przytaknął. Owinął skórą mięso i ruszył naprzód. Uważali, by pozostać w ukryciu, póki nie dotarli do traktu. Wówczas przyśpieszyli kroku, pragnąc jak najszybciej oddalić się od Carvahall. Eragon z determinacją parł naprzód, nie zważając na ból nóg. Bezrozumny rytm kroków uwalniał jego umysł. Gdy dotrzemy do domu, nie pójdę dalej z Bromem, póki nie uzyskam paru odpowiedzi, rzekł stanowczo w myślach. Mam nadzieję, że powie mi więcej o Jeźdźcach i o tym, z kim mam walczyć.
Gdy przed sobą ujrzeli zrujnowane zabudowania, brwi Broma zmarszczyły się gniewnie. Eragon, wstrząśnięty, ujrzał, jak szybko przyroda z powrotem obejmuje w swe władanie gospodarstwo. Wewnątrz domu piętrzyły się już stosy ziemi i śniegu, przesłaniające pozostałości gwałtownego ataku obcych. Ze stodoły został tylko niemal znikający w oczach prostokąt sadzy.
Brom gwałtownie uniósł głowę, słysząc dobiegający znad drzew łopot skrzydeł Saphiry. Smoczyca zanurkowała obok nich, nadlatując z tyłu, niemal muskając ich głowy. Zachwiali się od uderzenia ściany powietrza. Łuski Saphiry zalśniły, gdy zawróciła nad zgliszczami i z wdziękiem wylądowała na ziemi.
Brom wystąpił naprzód. Jego twarz miała wyraz jednocześnie radosny i uroczysty. Oczy mu błyszczały, po policzku spłynęła lśniąca łza i zniknęła w gęstwinie brody. Stał tak długą chwilę, oddychając ciężko i obserwując Saphirę. Ona patrzyła na niego. Eiagon usłyszał ciche mamrotanie, podszedł bliżej, nadstawiając ucha.
- A zatem... znów się zaczyna. Ale jak i gdzie się zakończy? Moje oczy nie widzą, nie mogę odgadnąć, czy będzie to tragedia, czy farsa. Wyczuwam bowiem elementy i jednego, i drugiego... Tak czy inaczej moja pozycja pozostaje niezmieniona i ja...