Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dlatego tak
nam jest bliska, swojska i bezpośrednia, jak była dla mieszkańców Lukki w trzynastym wieku.
Wchodząc do świątyni niewątpliwie zatrzymywała wzrok na marmurowej, ozdobnej
chrzcielnicy, wspaniałej rzeźbie romańskiej, stanowiącej według Muratowa najistotniejszą część
dziedzictwa artystycznego Lukki. Doznałam mieszanych uczuć, wchodząc do San Frediano.
Z rozrzewnieniem oglądałam chrzcielnicę, tę samą, przy której przed wiekami przystawała w
spokojnej zadumie Zyta i być może dotykała jej swą spracowaną na służbie u obcych ręką. Bardziej
niż dzieło Ghirlandaio i Lucci della Robbia wzruszył mnie grobowiec świętej Zyty, spoczywającej
w złotej sukni i koronie na ołtarzu w kaplicy, wybudowanej w 1321 roku. Leży cicho, jak żyła, z
uśmiechem na kamiennej twarzy, bardzo bliska. Cofam się wstecz i widzę ją, pogodną i wesołą, nie
jakąś rozegzaltowaną mityczkę, gdy pokrzepiona rozmową z Bogiem wracała do domu Fatinellich,
który stał się i jej domem. Szła spełniać swoje obowiązki, pracować i pomagać ubogim, rozdawać
jałmużnę, dzielić się tym co sama miała a posiadała bardzo niewiele, nieść pociechę w myśl
wyznawanej dewizy: „Szczęśliwi ludzie, którzy tak żyją, że we wszystkim co robią wypełniają
wolę Bożą”.
Zyta zmarła w opinii świętości 27 kwietnia 1272 roku i wkrótce cuda dokonane za jej
pośrednictwem sprawiły, że papież Mikołaj III wyznaczył dzień jej śmierci na kult ku jej czci.
Zyta, patronka służących, cieszyła się popularnością między ubogimi i aprobatą wśród możnych,
którym odpowiadały propagowane przez nią idee: „W naszym stanie pobożność bez pracowitości
jest fałszywa”. Kościół, stojący na straży interesów hierarchii państwowej i posłuszeństwa wobec
patronów, popierał szerzący się kult świętej. Zycie można zazdrościć, że żyła w szczęśliwym i
płodnym pod względem artystycznym dla Lukki okresie. Wiek XIII stanowił epilog rozwoju
architektury i rzeźby, zainicjowanej w XI wieku i XII, kiedy Lukka przeżywała apogeum rozkwitu
artystycznego; liczne kościoły otrzymują ciekawe ozdoby ustępujące tylko w niektórych
wypadkach dziełom mistrzów quattrocenta.
Okres, w którym żyła Zyta, nazwany duocento, jest wprawdzie mało popularny wśród polskich
miłośników sztuki włoskiej, niemniej zasługuje na uznanie z uwagi na swą oryginalność i
dyskretne piękno.
W Lukce, jak w wielu innych miastach północnej Italii, zabrzmiał silnie akord walki gibelinów z
gwelfami. Dzięki poparciu cesarza Henryka IV u schyłku XI wieku miasto otrzymało przywileje,
podnoszące jego prestiż i dające miraż zachowania niepodległości. Jeszcze niejeden raz odezwie się
54
tutaj echo tych antagonizmów. Najgłośniej na początku XIV wieku za czasów Castruccio
Castracani degli Antelminelli, kiedy Lukka pozostając pod rządami wojowniczego kondotiera,
przeżywała krótki okres swej potęgi.
Castracani urodził się w Lukce, ale wkrótce z powodu prześladowań politycznych rodzinę
Antelminellich wygnano z miasta i jej młody potomek rozpoczął tułaczkę po obcych grodach i
zamkach. Ciężki los podobny do wielu politycznych emigrantów nauczyły Castruccia hartu ducha i
bezwzględności. Reszty dokonała służba kondotierska we Francji, u Viscontich i Soaligerów.
Kiedy w 1314 roku, w triumfalnym pochodzie, mając 34 lata wszedł do rodzinnej Lukki wraz z
gibelinem Uguccione della Faggiuola, seniora Pizy, w którego szeregach walczył jako
sprzymierzeniec, pycha uderzyła mu do głowy i sam postanowił opanować miasto. Cieszył się
zaufaniem i poparciem Uguccione, ale nie zaskarbił sobie sympatii jego syna, Nerego, który
zazdrościł mu waleczności okazanej w bitwie pod Monte Citini. Młody della Faggiuola
sprowokował intrygi w wyniku których Gastracani, przywódca wygnanych z Lukki gibelinów,
został uwięziony. Wtedy przyszli mu z pomocą mieszkańcy Lukki i w panice wywołanego w
mieście powstania odzyskał wolność. Według legendy miało się to stać za sprawą świętej Zyty,
która wskazała rzekomo Antelminellemu drogę wyjścia z więzienia. Dzielny bohater zniósł rządy
Pizy, wypędził z miasta wojska Uguccione i rozpoczął samodzielne panowanie. W zamęcie buntów
i burzliwych dni czekało go trudne zadanie, tym bardziej, że sojuszników zewnętrznych brakowało