— Czy mogÄ™ usiąść? — zapytaÅ‚ po chwili. — Nie bÄ™dÄ™ wiÄ™cej z wami walczyÅ‚.
Naradzili się i pozwolili mu usiąść.
GÅ‚os jakiegoÅ› starca poczÄ…Å‚ zadawać pytania Å‚ NuÅ„ez objaÅ›niÅ‚ starszyźnie Kraju Åšlepców, z jakiego to Å›wiata przyszedÅ‚. MówiÅ‚ o niebie, górach, o wzroku i innych cudach. Ale oni nie rozumieli i nie wierzyli niczemu, przechodziÅ‚o to bowiem ich pojecie. Nie rozumieli także wielu słów, których używaÅ‚. Od czternastu pokoleÅ„ lud ten byÅ‚ Å›lepy i odciÄ™ty od widzialnego Å›wiata, nazwy rzeczy widzialnych straciÅ‚y lub zmieniÅ‚y swe znaczenie, zaÅ› historie o szerokim Å›wiecie przeszÅ‚y do rzÄ™du dziecinnych bajeczek. MieszkaÅ„cy doliny przestali siÄ™ zajmować wszystkim, co leżaÅ‚o poza Å›cianami skaÅ‚ otaczajÄ…cych dolinÄ™. Narodzili siÄ™ wÅ›ród nich Å›lepi geniusze, odrzucili, jako bezwartoÅ›ciowe fantazje, strzÄ™py dawnych wierzeÅ„ i tradycji siÄ™gajÄ…ce czasów, kiedy przodkowie posÅ‚ugiwali siÄ™ jeszcze wzrokiem, i zastÄ…pili je nowymi, zdrowszymi poglÄ…dami. Wraz z utratÄ… wzroku wygasÅ‚a niemal w Å›lepcach wyobraźnia, zastÄ…piona szeregiem nowych pojęć opartych na sÅ‚uchu i dotyku. I tak NuÅ„ez pojÄ…Å‚ w koÅ„cu, że jego pochodzenie, dar wzroku, znajomość cudów Å›wiata nie zjednajÄ… mu wcale szczególnego uznania. A gdy jego nieudolne próby objaÅ›nienia funkcji wzroku potraktowano jako mÄ™tnÄ… gadaninÄ™ niedoksztaÅ‚conej istoty ludzkiej usiÅ‚ujÄ…cej nieudolnie opisać swoje indywidualne odczucia — NuÅ„ez zrezygnowaÅ‚ trochÄ™ speszony i poczÄ…Å‚ z kolei sÅ‚uchać wykÅ‚adu ich nauki. Najstarszy ze Å›lepców zapoznaÅ‚ go z ich poglÄ…dami na życie, religiÄ… i filozofiÄ…. WyjaÅ›niÅ‚ mu — majÄ…c na myÅ›li jedynie KrainÄ™ Åšlepców — że Å›wiat byÅ‚ ongiÅ› pustym zagÅ‚Ä™bieniem w skaÅ‚ach, że zjawiÅ‚y siÄ™ w nim poczÄ…tkowo przedmioty nieożywione, którym brakÅ‚o zmysÅ‚u dotyku, a potem — lamy i inne stworzenia, które posiadajÄ… dopiero zaczÄ…tki inteligencji, wreszcie — ludzie, a w koÅ„cu — anioÅ‚y, które siÄ™ poznaje po Å›piewie i szeleÅ›cie skrzydeÅ‚, gdyż nie dajÄ… siÄ™ nikomu dotknąć. IntrygowaÅ‚o to NuÅ„eza, póki nie pomyÅ›laÅ‚ o ptakach.
Starzec opowiedziaÅ‚ przybyszowi, że czas dzieli siÄ™ na dwie pory: ciepÅ‚o i zimno — tak bowiem odróżniali oni dzieÅ„ od nocy — i że jest dobrze spać, gdy jest ciepÅ‚o, a pracować w zimnie, i że obecnie, gdyby nie jego przybycie, caÅ‚a ludność byÅ‚aby pogrążona we Å›nie. WyraziÅ‚ na koniec przekonanie, że NuÅ„ez zostaÅ‚ specjalnie stworzony po to, ażeby posiąść mÄ…drość nagromadzonÄ… przez przodków tutejszych mieszkaÅ„ców. Nie powinien siÄ™ wiÄ™c zniechÄ™cać z powodu chwiejnego kroku oraz niedoskonaÅ‚oÅ›ci swego umysÅ‚u, lecz starać siÄ™ ksztaÅ‚cić i poznawać miejscowe obyczaje. Zebrany tÅ‚um niejasnym pomrukiem wyraziÅ‚ sÅ‚owom tym uznanie. Na zakoÅ„czenie starzec zaznaczyÅ‚, że pora jest spóźniona — bo Å›lepi nazywajÄ… dzieÅ„ nocÄ… — i że należy iść spać. ZapytaÅ‚ jeszcze NuÅ„eza, czy potrafi spać, na co NuÅ„ez daÅ‚ twierdzÄ…cÄ… odpowiedź, ale wyraziÅ‚ chęć zjedzenia czegoÅ› przed snem.
Przyniesiono mu pożywienie: mleko lamy w kubku i czerstwy solony chleb; zaprowadzono go w ustronne miejsce, żeby nie słyszeć jego mlaskania i by mógł spać spokojnie, póki chłód zstępujący z gór nie obudzi mieszkańców do pracy. Ale Nuńez nie mógł zasnąć.
Usiadł na miejscu, gdzie go ślepcy pozostawili, i odpoczywając rozpamiętywał dziwne przygody, których tu zaznał.
Co pewien czas wybuchał śmiechem, rozbawiony lub zagniewany.
— NiedoksztaÅ‚cony umysÅ‚! — powtarzaÅ‚. — Nie— wysubtelnione zmysÅ‚y! Te kaleki nie zdajÄ… sobie sprawy, że obrażajÄ… swego wÅ‚adcÄ™ i pana zesÅ‚anego im z nieba. WidzÄ™, że bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ nauczyć ich rozumu. MuszÄ™ siÄ™ nad tym zastanowić… zastanowić…
Zastanawiał się jeszcze, gdy już zaszło słońce.
Był wrażliwy na piękno, więc przyglądał się z zachwytem grze świateł na polach śnieżnych i lodowcach otaczających dolinę jako najpiękniejszemu widokowi na świecie. Oczy jego przeniosły się z tych niedostępnych, wspaniałych szczytów na osadę ślepców i nawodnione pola, gdzie zstępował mrok, i nagle poczuł gwałtowne wzruszenie. Począł dziękować Bogu z całego serca za to, że zachował mu wzrok.
Usłyszał nagle głos nawołujący go od strony wioski:
— Hop, hop! Bogota! Chodź tutaj!
Powstał uśmiechając się do siebie. Chciał pokazać wreszcie tym ludziom, jakie przysługi oddaje wzrok. Będą go szukali, ale nie znajdą.
— Czy nie masz zamiaru ruszyć siÄ™ z miejsca, Bogota? — zapytaÅ‚ gÅ‚os.
Nuńez zaśmiał się skrycie i zszedł z drogi na czubkach palców.
— Nie depcz trawy, Bogota! Nie wolno!
Nuńez nie słyszał szmeru własnych kroków. Zatrzymał się zdumiony.