Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Przeszedł, potykając się, kilka kroków, po czym Jessica objęła go zdrowym ramieniem i pomogła mu dotrzeć do wody. Kiedy już tam byli, chwyciła ich komunikatory.
- Cassandra! - krzyknęła. - Zostaliśmy pogryzieni przez diabelskie pająki. Potrzebujemy natychmiastowej pomocy lekarskiej.
Justin trzęsącymi się rękami włożył koszulę. Następnie spróbował wciągnąć spodnie. Kiedy dotknął miejsca ugryzienia na udzie, zawył z bólu i zaprzestał tych usiłowań.
Przyjrzała się jego oczom. Nie wychodziły na wierzch. Opuchlizna także zdawała się już nie powiększać, ale niewiele jej to powiedziało. W tej samej chwili usłyszała głos Małego Chaki:
- Dotrzemy do was za dziesięć minut. Czy to były takie pająki jak te, które złapaliśmy podczas wyprawy?
- Tak mi się wydaje - odpowiedziała.
- W takim razie nie powinno być problemu. Użyj antybiotyku. Ugryzienia nie są śmiertelne. Nawet ten efekt paraliżujący nie jest zbyt silny. Jeśli chcą obezwładnić stworzenie mniej więcej dwa razy większe od siebie, potrzebują do tego sił całej kolonii. Ile ugryzień?
- Justin ma dwa, może trzy.
- W porządku. Nie pozwól mu zmarznąć. Zaraz u was będziemy.
Jessica wyjęła koc z plecaka, rozłożyła go i owinęła nim Justina. Szczękał zębami.
- Nie umrę, co?
- Tylko wtedy, gdy jeszcze raz zrobisz coś równie głupiego - odpowiedziała.
- A ty? Jak się czujesz?
Ujęła jego twarz w dłonie.
- Czy kiedykolwiek ci mówiłam - powiedziała - że cię kocham? -1 pocałowała go, bardzo delikatnie. Zaraz potem jad zaatakował i zaczęła się trząść. Puściła go, zanim zdążył to zauważyć.
35AUTOPSJA
Dedukcja jest, lub być powinna, nauką ścisłą, i należy do niej
podchodzić w ten sam chłodny, pozbawiony emocji sposób.
sir Arthur Conan Doyle, Znak czterech
Justin wszedł, kulejąc, do sali wypoczynkowej i został przywitany krótką owacją oraz pocałunkiem Jessiki. Pocałunek był siostrzany i w niczym nie przypominał tego, który połączył ich mniej niż trzy godziny wcześniej, ale błysk w jej oczach powiedział mu, że nie zapomniała.
Katya uścisnęła mu dłoń, po czym go objęła.
- Mam nadzieję, że stan twoich pleców się poprawia.
- Masz w związku z tym jakieś plany?
- Istotnie. - Nie popatrzyła na Jessicę.
- Co się właściwie stało? - zapytał Cadmann. - Jak daliście się złapać diabelskim pająkom i dlaczego nie mieliśmy z wami łączności?
Justin pokręcił głową.
- Hm. Pływaliśmy, zaczęliśmy się ścigać i nie patrzyliśmy, dokąd biegniemy. Daliśmy się po prostu ponieść.
- Tam nie ma grendeli - dodała Jessica. - To bezpieczny rejon...
- Już nie - przerwał jej Aaron. - Chaka, widzieliśmy grendela w północnym jeziorze. Grendela.
Mały Chaka wyglądał na zaskoczonego.
- Jak grendel mógł się tam dostać?
- Równie dobrze ciebie mogę o to zapytać. - Głos Aarona był lodowato poprawny. - O ile mnie pamięć nie myli, to ty zapewniałeś nas, że żaden grendel nie może dotrzeć do tego jeziora.
- To prawda - przyznał Chaka. - I nadal nie wiem, jak to zrobił. Co się stało?
Aaron zaczął mu opowiadać. Wokół zapadła cisza. W miarę jak Aaron ciągnął opowieść, wymachując rękami, podnosząc i zniżając głos, Justin zaczął się uśmiechać pod nosem. Cadmann Weyland oko w oko z grendelem... ale niebezpieczeństwo było niczym w porównaniu z ogromnym zakłopotaniem Aarona.
- Niezależnie od tego, jak on się tam dostał - zakończył Aaron - klasyfikacja tego obszaru została zmieniona. Teraz jest to kraina grendeli. Nowe zasady dla odwiedzających tamte strony. Obowiązują od zaraz. Wszyscy się zgadzają?
Odpowiedział mu ogólny pomruk aprobaty.
- To może nie być koniec niespodzianek na dzisiaj - odezwał się Wielki Chaka.
Cadmann odwrócił się ku niemu ze zmarszczonym czołem.
- Dobre czy złe wieści?
- Posłuchaj i sam oceń - odpowiedział enigmatycznie Wielki Chaka.
- Tak, cóż, powinniśmy zacząć - powiedział Aaron. - Cholerna sprawa z tymi diabelskimi pająkami, Justin. Cholerna sprawa. - Trudno było coś wyczytać z jego twarzy.
Cadmann objął Justina oraz Jessicę i usiedli razem, w pięcioro: Cadmann, Sylvia, Jessica... ponownie jak rodzina... ale Aaron zajął miejsce po drugiej stronie Jessiki.
Co by się stało, gdyby sieć im nie przeszkodziła? Co chciał, żeby się stało?
- Może pan rozpocząć, kiedy będzie pan gotowy, doktorze Chaka - odezwał się Aaron.
W całym pomieszczeniu zapanowało milczenie. Justin uśmiechnął się, kiedy zobaczył siedzących przy sąsiednim stole. Wielki Chaka, Mały Chaka, Trish Chance, Edgar Sikes, Ruth Moscowitz. Interesując zgromadzenie rodzinne. Wielki Chaka wstał i wszedł na podium obok projektora holograficznego.
Rozpoczynając swój odczyt, powiedział melodyjnym, donośnym głosem nauczyciela:
- Chciałbym poruszyć wiele tematów, ale rozpocznę od grendeli. Wszyscy widzieliście, że grendele na tym kontynencie, zwłaszcza na tym obszarze, nie zachowują się tak samo jak te, które żyły na wyspie Camelot. Nawet dzisiaj doszło do dziwnego incydentu, Aaronie, kiedy to grendel nie zaatakował zaraz po tym, gdy was zauważył. Żyją tu grendele budujące tamy, które z całą pewnością współpracują ze sobą, i grendele śnieżne, które zdają się polować w stadach. Przestudiowałem wszystkie wasze raporty na temat kontynentalnych grendeli, które zapisała Cassandra, i mogę z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek, a mianowicie taki, że kontynentalne grendele nie są bezrozumnymi drapieżnikami, jak to sugerują nasze doświadczenia z Camelotu. Tutejsze grendele - przynajmniej niektóre - współdziałają przy budowie tam i polują w grupach. W ich zachowaniu widać elementy planowania. Być może także przekazują swoją wiedzę następnemu pokoleniu.
Oczywistą konkluzją jest zatem to, że grendele kontynentalne są znacznie bardziej inteligentne od tych, które żyły na naszej wyspie - kontynuował Wielki Chaka. - Jeśli przyjąć, że "normalne" grendele z Camelotu miały inteligencję ziemskiego tygrysa, to o tych należy myśleć jako o tygrysach z inteligencją orangutana.
Aaron wolno pokiwał głową.
- Przerażające, ale tutaj też doszliśmy do takiego wniosku. - Rozejrzał się po sali i wielu z Drugich potwierdziło jego słowa skinieniami głów.
- Smoki - wymamrotała Sylvia Weyland.
- Smoki - powtórzył Cadmann. - Chaka, trudno mi sobie wyobrazić coś gorszego od inteligentnego grendela.