Czy pan mi to zapewni?
— Oczywiście, to proste — odparł Geszenko.
Nagle ku zdziwieniu wszystkich obecnych do pokoju wkroczył funkcjonariusz KVB.
Podszedł do majora i podał mu dokument, oryginalny, nie kserokopię.
— Dziękuję — rzekł major i po cichu przeczytał dokument. Potem podniósł wzrok
na Larsa ze słowami: — Myślę, że ma pan dobry pomysł. Warto przejrzeć wszystkie po-
przednie odcinki „Niebieskiego Głowonogiego Człowieka z Tytana” i zlecić KACH-owi
dokładne zbadanie wszystkich twórców komiksu. My rzecz jasna sami już robimy jed-
no i drugie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby równolegle zrobili to wasi ludzie. Aby
jednak zaoszczędzić czas — pragnę zaś panu przypomnieć, iż czas gra w obecnej sytu-
acji rolę zasadniczą — z całym szacunkiem odnoszę się do pomysłu, by pańscy przyja-
ciele w San Francisco, z którymi pan dopiero co rozmawiał, powiadomili nas, jeśli do-
szukają się jakichś pożytecznych informacji. W końcu to amerykańskie miasto stało się
pierwszą ofiarą ataku obcych.
— Jeśli wolno mi będzie porozmawiać z FBI, tak — powiedział Lars. — Jeśli nie,
nie.
— Powiedziałem już panu, że to łatwo zorganizować.
Geszenko zwrócił się po rosyjsku do swego adiutanta.
— Mówi mu — odezwała się Lila — żeby wyszedł z pokoju, postał pięć minut na ko-
rytarzu, wrócił i powiedział po angielsku, że nie można skontaktować się z FBI.
Major Geszenko spojrzał na Lilę i powiedział poirytowanym tonem:
— Pomijając wszystko inne, w świetle sowieckiego prawa można ci wytoczyć pro-
ces o utrudnianie pracy organom bezpieczeństwa. Zostałabyś oskarżona o zdradę stanu
i stanęła przed plutonem egzekucyjnym. Więc dlaczego choć raz nie możesz się przy-
mknąć?
Wyglądał na autentycznie wściekłego, nawet poczerwieniał na twarzy.
— Sie konnen Sowjet Gericht widsteck’... — odburknęła Lila.
— Mój pacjent, pan Powderdry — przerwał jej stanowczo doktor Todt — znajduje
się w stanie silnego stresu, który pogłębiła ostatnia wymiana zdań. Czy nie ma pan nic
118
119
przeciwko, majorze, bym podał mu środek uspokajający?
— Ależ proszę bardzo, doktorze — rzekł kwaśno Geszenko.
Skinieniem odprawił adiutanta nie zmieniając, jak zauważył Lars, polecenia.
Doktor Todt wyjął ze swego czarnego kuferka lekarskiego kilka butelek, płaską pusz-
kę oraz mnóstwo darmowych próbek nowych, nietestowanych i stąd nie wprowadzo-
nych jeszcze na rynek narkotyków rozprowadzanych w niewiarygodnych ilościach po
całym świecie przez wielkie apteki. Doktor zawsze interesował się najnowszymi lekami,
teraz mamrocząc coś pod nosem i dokonując jakichś obliczeń, grzebał w próbkach, za-
topiony w swoim prywatnym świecie.
Adiutant znowu przyniósł Geszence jakiś dokument. Major przestudiował go w mil-
czeniu.
— Mam wstępne informacje o twórcy owego odrażającego komiksu — rzekł po
chwili. — Czy ktoś jest zainteresowany?
— Tak — odparł Lars.
— Za to ja ani trochę — rzekła Lila.
Doktor Todt nie przestawał grzebać w swoim przepełnionym kuferku.
Spoglądając do dokumentu Geszenko przedstawił w skrócie Larsowi informacje,
które w błyskawicznym tempie zebrał sowiecki wywiad.
— Nazywa się Oral Glacomini. Jest włoskiego pochodzenia. Dziesięć lat temu wy-
emigrował do Ghany. Jest częstym bywalcem kliniki psychiatrycznej w Kalkucie, która
to instytucja nie cieszy się dobrą opinią. Gdyby nie aplikowano mu elektrowstrząsów
i środków działających tłumiąco, znajdowałby się w stanie całkowitego autystycznego
wycofania, właściwego ostrej schizofrenii.
— Rany — powiedział Lars.
— Jest byłym wynalazcą. Na przykład jego Strzelba Ewolucyjna. Rzeczywiście skon-
struował ją dwanaście lat temu i opatentował we Włoszech. Prawdopodobnie miała być
użyta przeciwko Austro-Węgrom.
Geszenko położył dokument na stole. Papiery natychmiast zabrudziły się kawą, ale
majora zdawało się to nic nie obchodzić. Geszenko był równie zdegustowany jak Lars.
— Według analiz dokonanych przez drugorzędnych psychiatrów z Kalkuty wytwo-
ry Orala Giacominiego stanowią bezwartościowe, pompatyczne urojenia schizofrenika
dotyczące władzy nad światem. Pomyśleć tylko, że wy nawiązywaliście kontakt z umy-
słem tego nic nie znaczącego wariata, by czerpać natchnienie do tworzenia waszych
„broni”.
Generał bezradnie machnął ręką.
— No cóż — rzekł na to Lars — na tym polega biznes, jakim jest wzornictwo mili-
tarne.
Doktor Todt zamknął wreszcie kuferek i usiadł obserwując rozmawiających.
118
119