Tę pięciokondygnacyjną budowlę widziałem kiedyś na mapie Lubinusa z 1618 roku i była ona niemalże identyczna do tej widzianej naocznie. Jakbym śnił
o niej dawno temu! Na zachód od ciemnoczerwonej baszty stoi zachowany do dzisiaj, ale w bardzo złym stanie, fragment muru obronnego, pod którym czekali Ballada i Młokos.
- Hej, panie Pawle! - krzyczał do mnie Młokos.
- Pani Małgosiu! - wtórował mu Ballada. - Tutaj! Chodźcie, to coś wam powiemy!
Poszliśmy zainteresowani pod mur.
- A wy nie możecie podejść do nas? - zapytała ich lekko urażona nauczycielka. - Co to za zwyczaje? Jesteście młodsi.
- Przecież umówiliśmy się dokładnie pod murem - stęknęli. - Nie chcieliśmy odchodzić.
- O co chodzi? - szybko zmieniłem temat.
- Wiemy, jak podsłuchać tego Kaltza!
- Mówcie! Jestem ciekaw.
Ballada wyszedł zza Młokosa, tak jakby chciał zaakcentować, że to wyłącznie jego pomysł.
- Użyjemy mikrofonu kierunkowego - oświadczył dumnie.
Pomysł był genialny! Wprawdzie już wcześniej, jadąc z Nożyna, myślałem, aby skorzystać właśnie z ich nagrywającego na odległość urządzenia „szpiegowskiego”, ale nie chciałem jednak chłopakom psuć satysfakcji z dobrego pomysłu. A był doprawdy świetny.
Nie musieliśmy przysiadać się blisko stolika Niemca, wystarczyło zlokalizować miejsce spotkania cudzoziemca z nieznajomym i nagrać ich rozmowę, stojąc daleko od nich.
Poklepałem Balladę po ramieniu.
- Masz głowę na karku, nie ma co.
- Ale wpierw powiedzcie, czy widzieliście gdzieś alfa romeo? - weszła w słowo Małgorzata.
- Widzieliśmy - potaknął głową Młokos i zaraz zrzedła mu mina. - Ale z gdańską rejestracją.
- Widzieliście kierowcę?
- To była baba.
Ten trop nie dał oczekiwanych rezultatów. Widocznie Herr Kaltz jeszcze nie przybył
do Lęborka albo załatwiał sprawy poza miastem. Zresztą wytłumaczeń mogło być bez liku.
- Dobra - klasnąłem w dłonie - zbieramy się stąd, konspiratorzy! Idziemy powoli na Staromiejską. Mamy uszy i oczy szeroko otwarte. Najpierw zabierzemy mikrofon z samochodu, Ballada będzie go trzymał w plecaku dla lepszego kamuflażu. Jak zobaczymy podejrzanie wyglądającego cudzoziemca z wąsikiem, Małgorzata, podejdzie dyskretnie do niego na przeszpiegi i na odległość da nam znać, czy to właściwy człowiek. My, ustawimy się gdzieś pod murkiem kamienicy albo gdziekolwiek na ulicy, gdzie możemy spokojnie namierzyć Kaltza i jego rozmówcę. W razie wpadki albo nieprzewidzianych okoliczności,
ratujemy się szybką ewakuacją. Nie wiemy, z kim mamy do czynienia. To wszystko. Są pytania?
- Jeśli się zgubimy - zapytał Młokos - gdzie się spotkamy? Na ulicy Reja przy Rosynancie?
- Miejsce wydaje się dobre - podrapałem się po głowie. - Przydałby się jednak telefon komórkowy w razie czego...
Ballada wyciągnął nieoczekiwanie aparat zza paska do spodni.
- Do usług! - zasalutował.
Wymieniliśmy się numerami. Ruszyliśmy Młynarską, zachodząc plac Pokoju od północy.
- A nasza dama nie ma telefonu? - spytałem po chwili nadąsaną Małgorzatę.
- Nie ma - burknęła i zaraz popatrzyła na mnie ironicznym wzrokiem. - A ja myślałam, że ty jesteś romantyczny facet zakochany w historii sztuki, w zabytkach i w wiekach minionych. Sam się chwaliłeś, że duszę zaprzedałeś przeszłości. A tu co mamy?
Nowoczesne zabawki: samochody z napędem na cztery koła, telefony komórkowe i mikrofony kierunkowe. James Bond odwiedził Lębork! Hi, hi! Niezbyt to romantyczne. I takie dziecinne.
- Mam wyrzucić telefon do tej rzeczki? - zachrypiałem poirytowany jej uwagą, wskazując jednocześnie na jakiś kanał przepływający przed lęborskim zamkiem, który ukazał
nam się u wylotu Młynarskiej, tuż za muzeum. - Czy wtedy będę bardziej dorosły? A jak oddam samochód, to już będę dla ciebie stuprocentowym facetem?
- Moja mama mówi, że faceci to dzieci - wtrącił Młokos.
- I ma rację - zaśmiała się Małgorzata. - Przede wszystkim, to wy, chłopcy, jesteście jeszcze dziećmi i sama nie wiem, czy powinniście brać udział w tej akcji.
- Musimy! - postawił się Ballada. - Jak inaczej pan Paweł podsłucha Kaltza? To my mamy mikrofon kierunkowy.