Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Obaj urodziliśmy się w Auburn. Znałem jego ciotkę Klarę. Wychowywała go od małego. Po jej śmierci Lennie zaczął chodzić ze mną za robotą. I tak jakoś się człowiek przyzwyczaił.
- Aha - mruknął Slim.
George spojrzał na niego i zobaczył wpatrzone w siebie poważne, uduchowione oczy.
- Dziwne - powiedział. - Kiedyś miałem z nim niezłą zabawę. Robiłem mu różne psikusy, bo to taki głupek, że jak się go zostawi samego, to gubi się na amen. Był nawet za głupi, żeby się połapać, że robi mu się kawał. Oj, miałem ja z nim uciechę. Przy nim wydawałem się sam sobie cholernym spryciarzem. Bo on zrobi wszystko, co mu każę. Jakbym mu kazał skoczyć w przepaść, toby skoczył. Ale potem przestało mnie to bawić. Nigdy się na mnie nie wkurzył. Czasami tłukłem go, ile wlezie, a on, co mógłby mi połamać wszystkie gnaty, nie podniósł na mnie nawet palca. - Zwierzenia George'a przybrały stopniowo ton spowiedzi. - Powiem ci, dlaczego przestałem go nabierać. Staliśmy kiedyś z paroma facetami nad brzegiem Sacramento. Chciałem się przed nimi popisać i mówię do Lenniego: “Skacz!". No i on skoczył, a nie umie w ogóle pływać. Niewiele brakowało, a byłby się utopił. I jeszcze był mi cholernie wdzięczny, że go ratowałem. W ogóle nie pamiętał, że to ja mu kazałem skoczyć. Od tego czasu przestałem mu robić kawały.
- To dobre chłopisko - rzekł Slim. - A do tego nie potrzeba rozumu. Czasem mi się wydaje, że jest na odwrót: taki spryciarz rzadko bywa porządnym człowiekiem.
George zebrał rozsypane karty i znów zaczął układać pasjansa. Z podwórza dobiegał stłumiony łoskot podków o ziemię. Kwadratowe okna wciąż rozjaśniało światło wczesnego zmierzchu.
- Nie mam rodziny - powiedział George. - Widziałem takich, co chodzili sami od rancza do rancza. Kiepsko im szło. Niewiele mają w życiu przyjemności. A po jakimś czasie robią się wredni i tylko szukają okazji do bójki.
- To prawda, stają się wredni - potwierdził Slim.
- Tak się zacinają, że nawet gęby do człowieka nie otworzą.
- Z tym Lenniem to tylko cholerne utrapienie - mówił George - ale jak się człowiek przyzwyczai do chodzenia za robotą razem, to potem ciężko samemu.
- On nie jest wredny - rzekł Slim. - Ani trochę, znam się na tym.
- Jasne, że nie jest. Ale wciąż się pakuje w jakieś kłopoty, bo jest taki cholernie głupi. Tak jak wtedy w Weed... - urwał nagle i zastygł w bezruchu z kartą w dłoni. Z niepokojem spojrzał przez stół na Slima. - Nie powiesz nikomu, co?
- A co takiego zrobił w Weed? - zapytał spokojnie Slim.
- A nie powiesz nikomu? Nie, no jasne, że nie powiesz.
- Co takiego zrobił w Weed? - powtórzył Slim.
- No więc zobaczył taką jedną dziewczynę w czerwonej sukience. A ten głupi sukinsyn jest już taki, że musi dotknąć wszystkiego, co mu się podoba. Chce to po prostu pomacać. Więc wyciąga rękę, żeby pomacać tę czerwoną sukienkę, a dziewczyna jak nie zacznie wrzeszczeć, więc on już zgłupiał do reszty, trzyma ją, nie puszcza, bo nic innego nie przychodzi mu do głowy. A ta dziewucha piszczy i piszczy. Ja akurat byłem niedaleko i usłyszałem ten wrzask, więc biegnę, a tymczasem Lennie zdążył się tak wystraszyć, że już nie może wymyślić nic lepszego, jak trzymać ją z całej siły. Puścił dopiero, jak walnąłem go w łeb sztachetą. Był tak przerażony, że za nic nie mógł puścić tej sukienki. A wiesz, jaką ma cholerną krzepę.
Slim patrzył w przestrzeń bez mrugnięcia okiem. Powoli skinął głową.
- No i co dalej?
George pieczołowicie układał karty.
- Dziewczyna poleciała na policję i melduje, że ją zgwałcił. A chłopaki z Weed zrobili obławę, żeby zlinczować Lenniego. Przesiedzieliśmy resztę dnia w rowie. Tylko głowy nam z niego sterczały. No i tego samego wieczoru daliśmy stamtąd nogę.
Slim siedział przez chwilę w milczeniu.
- Ale nic nie zrobił tej dziewczynie, co? - zapytał w końcu.
- Nie, do cholery. Tylko napędził jej stracha. Ja też bym się wystraszył, jakby mnie tak chwycił. Ale nie zrobił jej krzywdy. Chciał tylko dotknąć tej czerwonej sukienki, tak samo jak chce ciągle głaskać te szczeniaki.
- On nie jest wrednym facetem - powtórzył Slim. - Ja wyczuję takiego na milę.
- Jasne, że nie jest. I zrobi, cholera, wszystko, co tylko mu...