Nawet przez moment nie uwierzył, że
trafiła na jego zajęcia przypadkiem i że w ciągu dwóch tygodni zapałała miłością do literatury współczesnej z połowy XX wieku. Wiedział, że go
odnalazła, bo uraził jej dumę na imprezie, na której golił Summer –
mało entuzjastycznie zareagował wtedy na jej zakusy. Zaskoczyło go, że zadała sobie nawet na tyle trudu, żeby wyszukać i przeczytać jedną z jego książek, ale wcale mu to nie pochlebiło. Widział, że Charlotte czegoś chce i postanowiła zdobyć to za wszelką cenę.
Ich związek narodził się samoistnie, po prostu dlatego, że dążyli do zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Ani Dominik, ani Charlotte nigdy oficjalnie nie nazwali tego, co ich łączy. Czasem zastanawiało go, czego ona właściwie od niego chce. Na pewno nie pieniędzy: miała
wystarczająco dużo własnych. Ani nie seksu: wiedział, że od czasu do czasu dziewczyna wciąż widuje się z Jasperem, i podejrzewał, że z
innymi mężczyznami również, i to dość regularnie. Mało go to
interesowało. Niemal odnosił wrażenie, że Charlotte chce mu po prostu zrobić na złość, dogryźć mu, upewnić się, że nigdy nie zapomni o
Summer.
Zauważył, że zaczęła depilować się woskiem, żeby za każdym
razem, gdy widział ją nagą, automatycznie sobie przypominał o świeżo wygolonej cipce Summer, o rytuale, tak idealnym w jego wyobraźni,
apogeum ich wzajemnego pożądania, o tym akcie deprawacji, który z
jakiegoś powodu wymknął się mu spod kontroli, o jego fantazji, która została wykorzystana przeciwko niemu, o wydarzeniu, które ich
rozdzieliło, zamiast połączyć.
Z tego powodu pieprzył Charlotte dużo ostrzej i brał ją za każdym
razem, gdy miał na to ochotę, choć ona oczywiście zawsze była chętna i wyraźnie z tego zadowolona. Nie robił minety, choć zwykle to
uwielbiał. Mógł lizać cipkę Summer tak długo, aż błagała, by przestał, ale nigdy nie dotknął językiem Charlotte i nie zamierzał tego robić. Ona się o to nie upominała i nadal z zaskakującą regularnością mu obciągała.
Niekiedy, wyłącznie po to, by zrobić jej na złość, Dominik
powstrzymywał orgazm, kazał jej ssać i ssać, aż bolała ją szczęka.
Wiedział, że jest zbyt dumna, by przyznać, że nie udało jej się
doprowadzić mężczyzny ustami do szczytowania.
Pewnie była dość atrakcyjna, w typowym tego słowa znaczeniu,
ale mimo że jego fiut reagował jak należy na bliskość jej ciała, umysł
pozostawiał niewzruszony. Uważał, że pod względem fizycznym jest
nijaka, że wygląda jak lalka, nie ma w sobie nic oryginalnego, wyjątkowego czy zaskakującego. Jakby była pozbawiona osobowości.
Może po prostu pociągały go bardziej skomplikowane kobiety. Jej
cynamonowy zapach przyprawiał go natomiast o ból głowy.
Dominik westchnął. Nie powinien być taki okrutny. To nie jej
wina, że nie jest Summer, że nie są w pełni dopasowani pod kątem
upodobań seksualnych. Może wykrzesała iskrę, która rozpaliła płomień w ich związku, ale w równej mierze to było jego zasługą.
Charlotte odwróciła się i coś wymamrotała cicho przez sen,
przyciskając się pośladkami do jego krocza. Dominika ogarnęła
chwilowa czułość. Miał wrażenie, że tylko podczas snu Charlotte jest w pełni szczera, że nie robi nic podstępem. Objął ją ramieniem i zapadł w niespokojny sen.
Męczyły go perwersyjne sny. We wszystkich była Summer, w
większości również Jasper lub jakiś inny bezimienny mężczyzna –
penetrowali ją, jej cipka była wystawiona w całej okazałości, członek nieznajomego ocierał się o ścianki jej pochwy, na jej twarzy malowała się ekstaza, ciało drżało spazmatycznie w orgazmie, a on, Dominik,
patrzył bezsilny, niepotrzebny, zapomniany, zżerany zazdrością. Czasem wyobrażał sobie, że bierze ją cały zastęp różnych mężczyzn, jeden po drugim, i że każdy napełnia ją nasieniem, a on stoi tylko z boku.
Rano po takich snach zastanawiał się, gdzie jest Summer i do
jakiego stopnia zaspokaja swoje żądze bez niego. Wiedział, że to on wszystko zapoczątkował, że to on uchylił wieko, pod którym aż wrzało od skrywanej uległości, że to on odsłonił w niej głębokie, mroczne
pokłady.
Brakowało mu jej e-maili i esemesów, w których pisała mu o
swoich wybrykach. Jasne, dzięki temu mógł pohamować swoją zazdrość
– Summer nie należała do niego, choć tego chciał – a jednocześnie mógł
mieć na nią oko w okresie, gdy dopiero zrastała się ze swoją nową skórą.
Mógł pilnować, żeby sama decydowała o stopniu swojej uległości, żeby nie posuwała się za daleko.
Zastanawiał się, jak daleko była w stanie się posunąć. Czy
potrafiłaby powiedzieć stop? A jeśli tak, to w którym momencie?
To po jednym z takich snów, po którym czuł się szczególnie
mocno rozbity, Charlotte naskoczyła na niego.
– Nigdy nic dla mnie nie inscenizujesz – poskarżyła się. – Nie
gram nago, nie pieprzę się publicznie, nie wiążesz mnie liną, nie
obnażasz mnie na oczach innych ludzi. W ogóle nic takiego nie robimy.