- Nie powiem, żebyście byli dobrze zorganizowani.
Max spojrzał na nią, oczekując uśmiechu. Nie zobaczył go jednak.
Kilka minut później byli na drodze 1-29 i zmierzali na południe.
Wiatr bezustannie smagał szczyt urwiska. April kryła się wraz z Willem Pipę za wielką hałdą ziemi. Pipę mówił jej, że na pierwszy ogień pójdzie ogrodzenie, którym otoczyli kiedyś wykopy. Adam szczerze ją podziwiał; składała ofiarę z własnej krwi i nie prosiła o nic w zamian. Jej obecność dawała im poczucie, że nie są całkiem osamotnieni. Był jej wdzięczny i miał nadzieję, że przeżyje tę noc.
Uformował linię obrony pomiędzy hałdami ziemi, o jakieś trzydzieści stóp od ogrodzenia. Za ich plecami znajdowały się wykopy. Niestety, nie mogli się wycofać. Gdyby znaleźli się w wykopie, nie mieliby już żadnych szans na skuteczną obronę.
Zakładał, że żołnierze US Marshals przystąpią do ataku zaraz po północy i spróbują wyprzeć ich z zajmowanych pozycji. Być może ludzie przewodniczącego przybędą wcześniej. Może rzeczywiście uda im się coś zrobić.
April drżała z zimna. Wciąż nie chciała uwierzyć, że naprawdę dojdzie do rozlewu krwi. W pewnym sensie mogła uważać się za uprzywilejowaną, bo w jej świecie nigdy nie było miejsca na strzelaninę. Karabiny, wystrzały i krew należały do świata mediów, do ponurych filmów, nie do rzeczywistości. Nie do jej rzeczywistości.
- Spójrz - powiedział Pipę.
Trzy spośród samochodów, które stały dotąd zaparkowane przy drodze dojazdowej, ruszyły z miejsca. Nie włączały świateł, ale i tak były doskonale widoczne w świetle księżyca. Trzymały się w bezpiecznej odległości od wykopu. Pipę mówił coś do swojej krótkofalówki.
April czuła się bezsilna. Chciała być kimś więcej, niż tylko bezczynnym gapiem. Jednak nie potrafiła się zdobyć na walkę z bronią w ręku.
Do pewnego stopnia czuła się odpowiedzialna za tę sytuację. Źle to rozegrali, ona i Max. Byli tak bardzo zajęci samym odkryciem, że stracili z oczu jego polityczne implikacje. Mogli ukrywać wszystko przed światem, zachować milczenie. Zapewne staliby się obiektem kpin mediów, ale April pozwalałaby na to, by mieć czas na przemyślenie politycznych konsekwencji. Jednak była zbyt zajęta odgrywaniem roli gwiazdy. Zwoływaniem konferencji prasowych. Ple, ple, ple.
Cholera.
Jeden z trzech samochodów, czarny nowiutki chevrolet, przyspieszył i wysforował się przed pozostałe dwa wozy. Potem zakręcił na południe, zatoczył wielkie koło i podjechał pod bramę. Otworzyły się tylne drzwiczki i z samochodu wysiadła kobieta w mundurze. Trzymała w dłoni pomarańczową tubę z głośnikiem.
- Panie przewodniczący - powiedziała.
Jej głos, wzmocniony przez głośnik, dudnił nad urwiskiem. Walker wyszedł na otwartą przestrzeń po drugiej stronie bramy.
- Czego chcecie?
April spojrzała na zegarek. Północ. Silvera opuściła tubę.
- Przewodniczący, już czas opuścić to miejsce. Wiatr bawił się siwymi włosami Walkera.
- Nie - odparł.
- Dostaliście nakaz sądowy. - Kobieta w mundurze podeszła bliżej, niemal dotykając twarzą ogrodzenia. - Nie róbcie tego.
- Nie dajecie nam innego wyboru.
April poczuła na ramieniu dłoń Pipe'a.
- Pochyl się nisko, kiedy zaczną strzelać, a najlepiej zejdź do wykopu i trzymaj się blisko ściany. Po jakimś czasie może wstrzymają ogień i zaproponują nam kapitulację. Wtedy pokaż im to i poddaj się. Ale będziesz musiała zrobić to szybko.
Podał jej dużą lnianą chustę.
Białą flagę.
- Dalej zajmują pozycje wokół Rotundy. - Radiooperator przycisnął mocniej słuchawkę i spojrzał na swego dowódcę. -Horace, jesteśmy gotowi.
Gibson skinął głową.
- Dobrze. Jak sobie radzi grupa na urwisku?
- Są już na miejscu, gotowi do akcji.
Plan był prosty. Słabym punktem pozycji obrońców był fakt, że za nimi znajdował się głęboki wykop. Jeśli uda mu się zepchnąć ich do wykopu, będzie już po wszystkim.
Pocisk dwa miał zbombardować ogrodzenie, które osłaniało cały teren. Kiedy ogrodzenie już zniknie, zasypią pozycje Indian granatami wstrząsowymi, a potem rozpoczną ostrzał z ciężkiej broni. Pocisk jeden i trzy wesprą atak od strony płaskowyżu, podczas gdy grupa wspinaczkowa (która kryła się na skalnej półce dwadzieścia stóp pod krawędzią urwiska) wejdzie na szczyt i zaatakuje ich od tyłu. Jeśli dopisze im szczęście, zamkną całą akcję po kilkudziesięciu sekundach.