Każdy jest innym i nikt sobą samym.

– Ale, Jaghucie, nawet taki los jest lepszy od wiecznego bólu, jaki cierpi teraz twoja siostra.
– Wystarczy zaczekać. Pewnego dnia – wysyczał jasnowidz – jakiś głupiec przyjdzie tu, zbada to miejsce, sięgnie do portalu...
– I dokona wymiany? Uwolni twoją siostrę?
– Tak! Poza wiedzą i zasięgiem T’lan Imassów! Poza...
– Małe dziecko – podkreślił Szybki Ben. – Samo. Na pustkowiu. Mam lepszy pomysł.
Jaghut obnażył zęby.
Czarodziej przykucnął tuż obok niego.
– Omtose Phellack. Wasza grota jest oblężona, zgadza się? T’lan Imassowie dawno już dokonali w niej wyłomu i teraz wiedzą o każdym jej odsłonięciu. Wiedzą, gdzie do niego doszło i zjawiają się...
Jaghut wpatrywał się w niego z wściekłością.
Szybki Ben westchnął.
– Rzecz w tym, jasnowidzu, że znalazłem dla niej miejsce. Miejsce, które będzie mogło pozostać... ukryte. T’lan Imassowie nie zdołają go odkryć. Omtose Phellack będzie mogła przetrwać, jasnowidzu, w swej pełnej mocy. Przetrwać i wrócić do zdrowia.
– Kłamiesz.
– Wysłuchaj tego czarodzieja, Jaghucie – odezwała się siedząca na piersi jasnowidza sznurołapka. – Oferuje ci łaskę, na którą nie zasługujesz.
Paran odchrząknął.
– Jasnowidzu – odezwał się. – Czy zdawałeś sobie sprawę, że ktoś tobą manipuluje? Twoja moc nie pochodziła z Omtose Phellack, nieprawdaż?
– Korzystałem z tego, co mogłem znaleźć – wychrypiał Jaghut.
– Tak, z Groty Chaosu. W której jest uwięziony ranny bóg. Przykuty, istota o ogromnej mocy, cierpiąca ból, która pragnie jedynie zniszczenia całego naszego świata, wszystkich grot, w tym również Omtose Phellack. Jego nic nie obchodzą twoje pragnienia, jasnowidzu. Wykorzystał cię. Co gorsza, jad jego duszy... on przemawiał twoimi ustami. Za twoim pośrednictwem karmił się bólem i cierpieniem. Odkąd to Jaghuci interesują się jedynie zniszczeniem? Nawet tyrani nie władali z takim okrucieństwem jak ty. Powiedz mi, jasnowidzu, czy nadal jesteś tak wypaczony wewnętrznie? Czy zachwyca cię myśl o zadawaniu bólu?
Jaghut milczał przez długą chwilę.
Bogowie, Szybki, mam nadzieję, że się nie mylisz. Że obłęd tego jasnowidza rzeczywiście nie zrodził się w nim. Że szaleństwo zostało z niego wyrwane.
– Czuję się – wychrypiał Jaghut – zupełnie pusty. Dlaczego miałbym ci uwierzyć?
Paran przyjrzał się Jaghutowi.
– Puść go, Szybki – polecił.
– Chwileczkę...
– Puść go. Nie możesz negocjować z jeńcem i liczyć na to, że uwierzy w choć jedno twoje słowo. Jasnowidzu, w miejscu, o którym myśli Szybki Ben, nikt nie będzie mógł tobą manipulować. Co być może ważniejsze, będziesz miał szansę odpłacić Przykutemu za jego zuchwałość. I, na koniec, będziesz miał siostrę. Dziecko wymagające długiej kuracji. Jasnowidzu, będziesz jej potrzebny.
– Zbyt wiele stawiasz na to, że ten Jaghut zachował jeszcze choć krztynę honoru, uczciwości i współczucia – oznajmiła rzucająca kości. – Po wszystkim, co uczynił, z własnej woli czy nie, z pewnością wypaczy to dziecko, tak samo jak wypaczono jego.
Paran wzruszył ramionami.
– W takim razie dziewczynka ma szczęście, że nie będzie z bratem sama.
Jasnowidz przymrużył powieki.
– Nie będzie sama?
– Uwolnij go, Szybki.
Czarodziej westchnął.
– Puść go, Talamandas – polecił siedzącej na piersi Jaghuta sznurołapce.
– Zapewne tego pożałujemy – ostrzegła go istotka i zlazła na ziemię. Czarodziejska sieć zamigotała i zniknęła.
Jasnowidz wstał. Zawahał się, spoglądając na Finnest w dłoniach Szybkiego Bena.
– Czy to inne miejsce leży daleko stąd? – wyszeptał wreszcie, kierując wzrok na Parana.
 
Jaghuckie dziecko, kilkuletnia dziewczynka, wyszło z rannej groty, jakby się zgubiło. Maleńkie rączki splotło na podołku, tak jak z pewnością nauczyła je tego dawno nieżyjąca matka. Był to drobny szczegół, lecz przydawał dziewczynce rozdzierającej serce godności. Oczy Parana zaszły łzami.
– Co będzie pamiętała? – wyszeptała Kilava.
– Mam nadzieję, że nic – odparł Szybki Ben. – Popracujemy nad tym z Talamandasem.
Uwagę Parana przyciągnął cichy odgłos, jaki wyrwał się z ust jasnowidza. Jaghut dygotał. Wbił spojrzenie nieludzkich oczu w zbliżające się dziecko, które już ich zauważyło, lecz wyraźnie szukało kogoś innego. Zwolniło kroku.
– Idź do niej – powiedział mu Paran.
– Ona pamięta... brata.
– A teraz znajdzie wujka.
Nadal się wahał.
– Jaghuci nie... nie słyną z wyrozumiałości dla tych, z którymi łączą ich więzy krwi...
Paran skrzywił się.
– A ludzie słyną? Nie tylko tobie podobne rzeczy przychodzą z trudnością. Musisz bardzo wiele naprawić, Pannion, poczynając od tego, co kryje się w twym wnętrzu, co uczyniłeś. Pozwól, by w tej sprawie siostra była dla ciebie przewodnikiem. Idź do niej, do cholery. Jesteście sobie nawzajem potrzebni.
Ruszył chwiejnie w stronę dziewczynki, lecz zawahał się raz jeszcze i obejrzał na Parana.
– Człowieku, teraz żałuję tego, co uczyniłem twojemu przyjacielowi, Tocowi Młodszemu. – Przeniósł spojrzenie na Kilavę. – Rzucająca kości, mówiłaś, że masz brata.
Potrząsnęła głową, jakby przewidując jego pytanie.
– On jest T’lan Imassem. Odbył rytuał.
– Wydaje się więc, że podobnie jak mnie, czeka cię długa wędrówka.
Uniosła głowę.
– Wędrówka?
– Mówię o drodze ku odkupieniu, rzucająca kości. Dowiedz się, że nie potrafię ci wybaczyć. Jeszcze nie.
– Ani ja tobie.
Skinął głową.
– Oboje musimy się jeszcze wiele nauczyć.
Odwrócił się, wyprostował plecy i podszedł do siostry.

Tematy