Każdy jest innym i nikt sobą samym.


White Haven skinął głową, ale coś dziwnego błysnęło w jego oczach...
— Nie muszę mówić, że bardzo mnie to cieszy — ciągnął Matthews. — Z tego co
wiem, wdraża się do nowych obowiązków równie szybko i skutecznie jak zawsze.
Prawdę mówiąc, to jest właśnie powód, dla którego chciałem z panem porozmawiać.
— Przepraszam? — spytał uprzejmie White Haven, mrugając gwałtownie.
Matthews uśmiechnął się nieco kwaśno.
— Jestem pewien, że lepiej ode mnie orientuje się pan, że każdej flocie zawsze bra-
kuje krążowników. Graysońska nie jest pod tym względem wyjątkiem. Jeśli weźmie się
pod uwagę niezbędne pikiety, zwiady i okręty osłony, wygląda na to, że brak nam spo-
rej ilości lekkich jednostek — wyjaśnił Matthews.
White Haven przytaknął — to była prawda, którą aż za dobrze znał z własnych do-
świadczeń: ilekolwiek byłoby krążowników na stanie floty, zawsze było ich za mało.
Dlatego też dowodzący eskadrami krążowników rzadko odpoczywali. I dlatego też każ-
dy ambitny młodszy oficer robił co mógł, byle dostać taki przydział.
— Niestety chwilowo odczuwamy większe braki niż zazwyczaj — ciągnął Matthews
— wszyscy w Sojuszu szukają krążowników, które mogliby choć jednorazowo wykorzy-
stać. Ja też. I dlatego chciałbym „pożyczyć” eskadrę lady Harrington na parę tygodni.
— Aha... — mruknął White Haven i też usiadł, krzyżując nogi.
To, że wiadomość wywołała w nim dziwną konsternację, nie znalazło żadnego odbi-
cia na jego twarzy wyrażającej to, co chciał, by wyrażała, czyli uprzejme zainteresowa-
nie.
— Właśnie — potwierdził Matthews. — Wiem, że 18. Eskadra chwilowo jest gray-
sońską formacją, ale zdaję sobie sprawę, że zmieni się to, gdy tylko dotrą tu pozosta-
łe jednostki Ósmej Floty. Tak po prawdzie to już w tej chwili ma pan, milordzie, pełne
prawo uaktywnić sztab floty i przejąć kontrolę nad zebranymi w systemie jednostkami.
Dlatego właśnie chciałem najpierw z panem porozmawiać, a potem podjąć decyzję.
White Haven milczał przez chwilę, nim spytał:
— Jakie konkretnie zadanie przewiduje pan dla tej eskadry, sir?
120
121
— Rutynowe. Spodziewamy się dużego konwoju: szesnastu do siedemnastu szybkich
frachtowców i transportowców z dostawami do paru systemów. Wszystkie jednostki
należą do Połączonego Transportu, więc czas przelotu będzie znacznie krótszy, niż moż-
na by oczekiwać.
White Haven ponownie skinął głową. Połączony Transport był wspólnym pomysłem
logistyki RMN i kwatermistrzostwa Marynarki Graysona. Pierwsze na pomysł wpadło
oczywiście kwatermistrzostwo, argumentując, że duże frachtowce i transportowce nie
w każdych okolicznościach są najlepsze, choć zawsze będą najtańsze. Nie dają mianowi-
cie potrzebnej w czasie działań wojennych elastyczności zaopatrzenia. Mniejsze, o ma-
sie czterech do pięciu milionów ton, nie mogą co prawda przewozić tak dużych ładun-
ków czy tak licznych oddziałów jak wielkie frachtowce, ale nie wszystkie ładunki były
aż tak duże. Mniejsza ładowność oznaczała więcej okrętów rozwijających większą szyb-
kość i docierających w tym samym czasie do większej ilości miejsc. W czasie pokoju
pomysł był niewykonalny, gdyż najważniejszym czynnikiem były koszty, a mający czte-
ry miliony ton frachtowiec potrzebował takiej samej załogi i miał prawie takie same
koszty eksploatacji co mający osiem milionów ton. Natomiast w czasie wojny skutecz-
ność stawała się ważniejsza od kosztów.
Połączony Transport, jak nazywano w skrócie nowo powstałą jednostkę, obejmował
transportowce wojskowe i zmobilizowane frachtowce cywilne normalnie używane do
dostaw ładunków ważnych, przy których istotny był czas, albo do lotów w potencjal-