Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Kawałek plastyku, który przytwierdza tylną ściankę, był częściowo uniesiony. Ktoś tam czegoś szukał, na tych kilku milimetrach prze­strzeni między ścianką a przytrzymującym pokładem.
Jutro albo później - w każdym razie zanim skończy się moja zmiana - zamelduję o sprawie, komu trzeba. Nie­tykalność szuflady i osobistej szafy jest gwarantowana w re­gulaminie. Jeśli zechcę, mogę domagać się zmiany zamków i nowych kluczy.
 
6
 
Albenitz Benito Jorge, koordynator pierwszej klasy, bardzo ważna figura na tej szachownicy. Kiedy staje przed Najwyż­szym Kalifem, cale jego ciało staje się jakby z lodu, wydaje się, że kręgosłup lada moment rozleci mu się na kawałki. Uno­si wtedy lekko pięty, żeby wyglądać na trochę wyższego, ale ręce mu drżą, nie wie, co z nimi zrobić.
- Co mówią testy? - pyta Kalif wyniośle unosząc pa­lec, jakby był on rodzajem brani.
- Pozytywne - zapewnia Albenitz, stając jeszcze bar­dziej na palcach - bardzo pozytywne. - Otwiera teczkę i niewprawnie szuka kartek, potem przegląda je, chrząknąw­szy przedtem. - Psychizm pierwszego stopnia: 93,6. Psy- chizm drugiego stopnia: 94,3. Korelacja psycho- fizyczna: 92,8...
- Do diabła - wyrzuca z siebie wyraźnie poruszony Najwyższy Kalif - mamy do czynienia z jednostką o wybit­nych zdolnościach.
- Nigdy nie twierdziłem niczego innego - potakuje Al­benitz.
- No to wprowadźmy go tu. Kubler nie żyje, Ramsey nie żyje, Romizov chory, Borowiki i Slezek bliscy załamania nerwowego. Potrzebujemy nowej krwi wśród naszej kadry.
Albenitz przez chwilę waha się. Kalif przygląda mu się pytająco. Potem, widząc, że wahanie się przedłuża, pyta wprost: - Coś nie w porządku? - Albenitz ponownie od- chrząkuje: - Koordynator Pocar nie zgadza się. Twierdzi, że karta zachowania emocjonalnego nie jest jeszcze pełna, co zresztą odpowiada prawdzie. Pocar proponuje wstrzymać się chociaż jeszcze przez chwilę, tym bardziej, że badany jest pod ścisłą kontrolą. Myślę jednak, że zwłoka może się dla nas okazać zgubna, nie możemy się narazić na takie ryzyko jak w przypadku Spitzera.
 
W sprawie topografii Matki Ziemi panuje całkowita niezgodność. Sądząc po wielkich plastykowych mapach eksponowanych wszędzie - są nawet w każdej kajucie - statek ma kształt brzuchatego cygara, którego przekrój po­dłużny jest spłaszczony elipsą. Ale nie wszystkie mapy są jednakowe. Na przykład ta wielka, która pokrywa całą pra­wie ścianę w lokalu Bulmera. Jest jedną z najstarszych, bę­dzie miała ponad sto lat. No więc według tej mapy przekrój podłużny Matki Ziemi owszem, jest elipsą, ale znacznie bardziej spłaszczoną w porównaniu z tym, co widzi się na innych mapach.
Jest poza tym schemat wprawiony w drzwi wejściowe do Sali Wiedzy, prostokąt czterdzieści na osiemdziesiąt cen­tymetrów. Rysunek jest staranny i sądząc po materiale, na który go naniesiono, stosunkowo niedawny. Otóż szkic jest generalnie ten sam, ale bez pewnych szczegółów znajdują­cych się na innych mapach. Na przykład wypukłości - czte­ry, mówiąc ściśle - które rozciągają się symetrycznie: dwie nad krzywizną górną i dwie pod dolną.
Nikt nie wie, co one przedstawiają, również dlatego, że te cztery bańki wydają się ledwie zarysowane i są pozba­wione podpisów. Na schemacie - mam na myśli ten na drzwiach biblioteki - istnieje ponadto jeszcze jeden szcze­gół, delikatnie mówiąc, niepokojący: rufa statku, tzn. strefa przeznaczona dla “białych", w ogóle nie istnieje. Widnieje tam długie cięcie zdecydowanie zamykające prawy koniec Matki Ziemi; poza nim króluje bezczelna biel mapy, tak bezczelna, że pewnego dnia ktoś - z pewnością jakiś weso­łek albo po prostu ktoś o większym ode mnie zacięciu po­lemicznym - postanowił wypełnić ją wielkim znakiem za­pytania. Potem na tejże białej przestrzeni pojawiały się i znikały rozmaite napisy. Pamiętam jeden, drukowanymi literami, którego autor popisywał się znajomością łacińskie­go określenia używanego na najstarszych mapach geografi­cznych: Hinc sunt leones.
Gdybym miał się założyć co do autorstwa tego hasła, to przypisałbym je Eugenio Stollerowi, profanatorowi - nie wiem, czy z charakteru, czy też z przyjętej postawy.
Na przykład dziś, kiedy przyszedł mnie odwiedzić w kajucie.
- Pokaż mi ją - powiedział - chcę zobaczyć śpiącą królewnę.
Siedziałem przy stoliku, pochłonięty jak zwykle obli­czeniami. Nie ruszyłem się. Podszedł do wnęki i podniósł zasłonę. Kilka chwil absolutnej ciszy, a potem przeciągły gwizd.
- O, cholera! - zawołał. - Naprawdę piękna kobie­ta! - Po czym podszedł do mnie i zaczął mi docinać: - Kurczaczku, laleczko, co teraz robisz? - Musiałem na nie­go wrogo popatrzeć, bo przez chwilę jakby się pohamował, ale potem ciągnął dalej nie speszony: - Daj spokój, wszystko można wyczytać na twojej twarzy. Ta, tam - i brodą wskazał na wnękę - pochłania wszystkie twoje myśli. - I dodał: - Nie ma co, naprawdę ekstra babka. Wiesz, co zrobiłbym na twoim miejscu?
- Co?
- Poprosiłbym o przeniesienie na zmianę zielonych, nawet jeśli podanie od początku miałoby być skazane na odmowę, bo, jak wiesz, przejście do innej zmiany jest pra­wie niemożliwe. O ile mi wiadomo, odstępstwo od reguły zdarzyło się tylko dwa albo trzy razy w historii Matki Ziemi.
246
Możesz jednak zawsze spróbować. Zanim wykończyłbym się z jej powodu, rzuciłbym się na kolana przed Najwyż­szym Kalifem...
- Oszalałeś.
- Wcale nie! Jeśli zdołasz przejść do zielonych... No cóż, stracisz takiego przyjaciela jak ja, ale będziesz mógł się z nią spotykać, rozmawiać z nią i...
- Oszalałeś - powtórzyłem, starając się mówić z naj­wyższym przekonaniem.
- No dobrze, oszalałem. Ale ty jesteś stracony dla świata, mój drogi. Zakochany po same uszy.
- Miłość to tylko instynkt - przypomniałem mu - wiele razy sam mi to mówiłeś. A teraz idź stąd. Chcę być sam.
- Sam z nią? Ze snem?
- Idź już - nalegałem.
Eugenio podniósł do góry rozwarte dłonie w śmiesz­nym geście poddania. - Zgoda, przyjacielu. Wychodzę, żeby nikt nie przeszkadzał ci śnić do woli.
Półobrót, szybki rzut oka na papiery, na których pisa­łem. Po czym suchy śmiech jak dźwięk wyskakującego bez­piecznika.
- Tracisz czas - stwierdził. - Żeby skontrolować kurs statku, potrzebny jest komputer, papier i pióro nie wy­starczą. A komputer, mój drogi, jest po drugiej stronie, na rufie, gdzie mieszkają “biali". Szczęśliwej Podróży!