Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- I będą płakać, i nad nią bić się będą królowie ziemscy; którzy z nią wszeteczeństwo płodzili i w rozkoszach żyli, gdy ujrzą dym spalenia jej. Z daleka stojąc przez bojaźń mąk jej mówiąc: Biada, biada, miasto ono wielkie Babilonia, miasto ono mocne; iż w jedna go­dzinę przyszedł sąd twój. A kupcy ziemscy...
To mówił mężczyzna odległy zaledwie o kilkadziesiąt kro­ków ode mnie. Rozległy się śmiechy, okrzyki zdziwienia i rap­tem zapadła cisza. W tej ciszy wyznaczonej przemową gwałtownie urwaną rozległy się odgłosy jakichś uderzeń, jakiejś szamotaniny. Po chwili dotarły też stłumione i nie­wyraźne okrzyki innych mężczyzn: “Daj mu”, “Niech mówi”, i po tych okrzykach rozległ się znienacka jęk rozpaczliwego bólu. Tłum zakołysał się, jęk jeszcze nie przebrzmiał, kiedy ten sam głos donośnie i stanowczo ciągnął dalej:
- A kupcy ziemscy płakać będą i żałować nad nią; iż towarów ich żaden więcej nie kupi. Towaru złota i srebra, i kamienia drogiego, i pereł, i bisioru, i szarłatu, i jedwa­biu, i karmazynu, i wszelkiego drzewa Thyjonowego, i wszelkiego naczynia słoniowego, i wszelkiego naczynia z kamienia kosztownego, i z miedzi, i z żelaza, i z marmuru, i cynamonu...
Przemawiający nabrał powietrza, w tłumie słychać było poruszenie, jakby przepychało się doń kilka osób z różnych stron. Mój tajniak zostawił dziewczynę i także ruszył w to kłębowisko.
- I kadzenia, i maści, i kadzidła, i wina, i oliwy, i mąki czystej, i pszenicy, i bydła, i owiec, i koni, i kolebek, i nie­wolników, i dusz ludzkich - kontynuował przemawiający i jakby czując, że zostało mu mało czasu, nabrał powietrza w płytkim oddechu i pociągnął bardzo już szybko. - I owo­ce pożądliwości dusze twej odeszły od ciebie, ani ich już dalej znajdą. Kupcy tych rzeczy, którzy się zbogacili, od niej z daleka stać będą, dla bojaźni mąk jej płacząc i żałując. A mówiąc: Biada, biada, miasto ono wielkie, które było obleczone w bisior i szarłat, i w karmazyn, i było uzło­cone złotem i kamieniem drogim, i perłami. Iż jednej go­dziny spustoszone są tak wielkie bogactwa. I wszelki ster­nik, i wszelki po je...
Głos urwał. Szamotanina trwała dłużej, a jęczących było kilku. Ta szamotanina zbliżała się do nas, tłum falował, ludzie ustępowali komuś miejsca, cofali się, jakaś łajza tuż przede mną zrobiła nagły krok do tylu i wbiła mi cienką szpilkę modnego bucika w prawą stopę. Ależ tak, to była pobita lesbijka. Nie zdążyłem jej opieprzyć, bo nagle, szybko i w ciszy, przecisnęła się obok nas mała grupka. Trzech facetów w skórach wlokło wysokiego mężczyznę w pomiętym i brudnym jasnym ubraniu, jakie nosiło się przed laty co najmniej dziesięciu.
- Albowiem nie jest nic skrytego, co by odkryte być nie miało, ani tajemnego... - wykrzyknął mężczyzna porozbijanymi wargami i niemal prosto w moje ucho.
Dłoń jednego z eskorty odziana w czarną rękawiczkę zamknęła mu usta.
Za tą czwórką szło dwu następnych facetów w skórach. którzy ciągnęli i osłaniali zarazem kolejnego faceta w skó­rze, z rozbitą głową i twarzą całą we krwi. Ranny tajniak jęcząc zaklinał ich, by uważali na jego kolano. Po nich szło jeszcze czterech facetów w skórach, z których każdy popychał przed sobą pochylonego mężczyznę idącego pokornie jak na egzekucję. W ręku jednego z tych ostatnich połyskiwała lufa pistoletu.
- Żeby pozwolić ich tak wyjąć - wrzasnęła jakaś kobieta, odważna w ciemnościach i za plecami tłumu. - Tyle ludu i nic!
Wysoki pijus stojący tuż obok mnie drgnął wzburzony.
- Dajcie spokój - krzyknął nagle. - To też jest dobre. Szkoda tylko, że nie pokazali tego palanta kaznodziei na niebie. Rozumie się, oszczędność energii...
Ostatni z czwórki tajniaków, był to pilnujący mnie chło­pak, odwrócił głowę i obdarzył siwka błyskiem uśmiechu. Cała grupa konwojentów i konwojowanych zniknęła w zjeździe do metra. Tłum zafalował i po chwili zaśmiał się także. Ten śmiech narastał, wszyscy dawali ujście uczuciu jakiejś niepohamowanej ulgi. Śmiała się nawet porozbijana lesbijka, która miała widać poczucie humoru, ale nie po­trafiła uważać na cudze stopy. Przemowa faceta w jasnym garniturze była bardzo dziwna. Bisior, cynamon, szarłat, karmazyn, a do tego jeszcze promieniotwórcze złoto, srebro... nie prowadziło to w żadną rozsądną stronę.

Tematy