Biskup z kolei naśladował swego brata i kazał srać delikatnej Zelmirze, zmuszając Celadona do zjedzenia konfitury. Szczegóły demonstrowanej odrazy niezwykle zafrapowały libertynów, dla których zadawanie udręki jest przyjemnością. Biskup i książę się spuścili, dwaj pozostali nie mogli albo nie chcieli, i zaraz przystąpiono do kolacji, w trakcie której wysławiano postępowanie Duclos.
- Miała dość rozumu, by zdać sobie sprawę - rzekł książę, który ogromnie ją protegował -
że wdzięczność jest urojeniem i że jej więzy nigdy nie powinny wstrzymać ani choćby odwlec popełnienia zbrodni, ponieważ przedmiot, który nam służył, nie ma żadnego prawa do naszego serca; działał on
246
tylko z myślą o sobie, sama jego obecność jest już upokorzeniem dla silnej duszy i należy go znienawidzić albo zniszczyć272.
- Jest to tak prawdziwe - zgodził się Durcet - iż nie spotkacie nigdy człowieka rozumnego, który chciałby ściągnąć na siebie uczucie wdzięczności. Nie będzie on nigdy o to zabiegał z oczywistego względu, by nie przysporzyć sobie wrogów.
- To nie z myślą o sprawieniu ci przyjemności działa ten, kto ci służy - przerwał biskup -
lecz z chęci uzyskania nad tobą przewagi za sprawą swych dobrodziejstw. Pytam więc, cóż wart jest ten zamiar. Służąc nam, dobroczyńca nie mówi: służę ci, ponieważ pragnę twego dobra. Powiada natomiast: zobowiązuję cię, by cię poniżyć i wywyższyć się ponad ciebie.
- Rozważania te - rzekł Durcet - dowodzą więc złudnego charakteru przysług, a także wykazują, jak absurdalne jest czynienie dobra. Powiedzą ci jednak, że czynisz to dla siebie: stosuje się to być może do tych, którym słabość duszy pozwala godzić się na tak marne przyjemnostki, lecz ci, którzy, jak my, brzydzą się nimi, czuliby się, daje słowo, czuliby się oszukani, musząc je sobie prokurować.
Ów system rozpalił głowy, obficie raczono się trunkami i celebrowano orgie, z których niestali libertyni postanowili wykluczyć dzieci, by móc spędzić część nocy na piciu wyłącznie w towarzystwie czterech staruch i czterech narratorek oraz prześcigać się w nikczemnościach i okrucieństwach. Jako że pośród tego tuzina interesujących osobistości nie było choćby jednej, która po wielekroć nie zasługiwałaby na stryczek i łamanie kołem, pozostawiam domysłowi i wyobraźni czytelnika, o czym rozmawiano. Po
słowach nastąpiły czyny, książę rozpalił się i nie wiem, po co ani dlaczego zażądano, by Teresa pokazała swe piętna. W każdym razie pozwólmy naszym aktorom przejść od tych bachanaliów do przygotowanych tego wieczora dla każdego niewinnych małżeńskich łóżek i zobaczmy, co zdarzyło się nazajutrz.
DZIEŃ SZESNASTY
Wszyscy bohaterowie wstali odnowieni jak po spowiedzi, z wyjątkiem księcia, który wyglądał na nieco zmęczonego. Winą za to obarczono Duclos: wiadomo, że wyśmienicie opanowała sztukę sprawiania mu rozkoszy, i on sam przyznawał, iż spuszcza się z
satysfakcją tylko dzięki niej. Potwierdza to, iż w tej materii wszystko zależy wyłącznie od kaprysu, że wiek, uroda, cnota nie mają tu nic do rzeczy oraz że chodzi tylko o pewien rodzaj wyczucia o wiele częściej właściwy dojrzałym pięknościom niż
niedoświadczonym podlotkom, których umiejętności określa jeszcze wiosna życia. Była w towarzystwie jesz-247
cze jedna istota, która stając się coraz milsza, wzbudzała wielkie zainteresowanie - Julia.
Jej zachowanie zapowiadało już wyobraźnię, rozpustę i liberty-nizm. Dostatecznie wyrachowana, by zdawać sobie sprawę, że potrzebna jest jej protekcja, dostatecznie fałszywa, by schlebiać tym, o których w gruncie rzeczy być może wcale się nie troszczyła, została ona przyjaciółką Duclos, dzięki czemu wciąż po trosze cieszyć się mogła względami swego ojca, posiadającego wszak w grupie wielki autorytet. Ilekroć to jej wypadało spędzić noc z księciem, tak dobrze współpracowała z Duclos, działała tak zręcznie i przymilnie, że książę śmiało oczekiwać mógł wybornych wytrysków zawsze, gdy zabiegały o nie te dwie istoty. Tym niemniej czuł do swej córki niezwykłe wprost obrzydzenie i być może bez pomocy Duclos, która wspomagała ją swymi wpływami, nigdy nie zdołałaby ona osiągnąć sukcesów. Jej mąż, Curval, miał o niej prawie takie samo zdanie, i choć, dzięki ustom i nieczystym pocałunkom, potrafiła jeszcze niekiedy doprowadzić go do wytrysku, to małżonek był już bliski odrazy: można by powiedzieć, że odradzał się w ogniu jej bezwstydnych pocałunków. Durcet oceniał j ą nie lepiej i do tej pory udało się j ej przyprawić go ledwie o dwa wytryski. Pozostawał jej więc tylko biskup, który uwielbiał jej rozwiązły żargon i uważał jej dupę za najpiękniejszą na świecie. Z pewnością dostarczała mu ona podobnych rozkoszy jak dupa samej Wenus.