Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Korespondent „Guslarskiego Sztandaru” Misza Sten-
dal opublikował artykuł „Jeśli ktoś ukradł kolej żelazną. . . ”. Mówiło się w nim o obyczajach w USA, gdzie potężni przestępcy stoją ponad prawem. I oto trzeci
już dzień Misza leży w szpitalu z połamanymi żebrami, a Usiszczew w tejże ga-
zecie opublikował odpowiedź skierowaną do pewnego chuligana, który podniósł
rękę na świętego. . .
Z miasta zaczęli emigrować obywatele. Ale emigrację Usiszczew zabloko-
wał — nie miał zamiaru rządzić pustym miastem. W tym celu na rogatkach zosta-
ły ustawione posterunki drogówki.
Oto jaką sytuację zastał Udałow, kiedy wrócił z wycieczki po Morzu Śród-
ziemnym, a Minc — z Barcelony.
— Dla mnie twoje słowa, Korneliuszu — powiedział Minc — były ważnym
bodźcem. Zrodziły we mnie przekonanie, że uda nam się podpatrzeć, czyim wcie-
leniem jest ten nasz bandyta, złodziej i przyszły niszczyciel miasta Wielki Guslar.
— Zwariowałeś! Przecież on nas zetrze na pył!
— Jeśli naród nie może sam siebie ratować i nie chce tego, to do akcji wkra-
czają przyjaciele ludu. Muszę mieć włos Usiszczewa.
— Z wąsów?
— Z dowolnego miejsca.
193
Udałow zamyślił się. Zadanie było jakby niewykonalne, ale istniała pewna dyskretna szansa: wychodząc co rano z mercedesa przy budynku „Guslarnieurządbanku”, zajmującego budynek po byłej Szkole Muzycznej imienia Rimskie-
go-Korsakowa (niegdyś ów kompozytor odbywał w tej okolicy praktykę morską
i dlatego wybudował mocny piętrowy budynek za swoje własne prywatne pie-
niądze), pan Usiszczew, zanim przystąpił do swych obowiązków, wstępował do
Zakładu Fryzjerskiego nr l, mieszczącego się w sąsiednim budynku i golił się
z użyciem wody kolońskiej „Christian-brutal” u starego mistrza Terzibaszjanca.
— Idź, odpocznij przed akcją — poradził Udałowowi Minc.
Ale Udałow nie chciał odpoczywać. Poszedł do siebie, owszem, ale nie wy-
poczywać, a myśleć: co będzie jeśli, na przykład, dowiedzą się, że w przeszłości towarzysz Usiszczew był Iwanem Groźnym. I co dalej? Rozgłosić to? Czy pisać
do Moskwy? A jak z Moskwy przyjdzie odpowiedź: „Kierujcie go do nas pilnie.
Ojczyzna potrzebuje!”
Następnego dnia o 10.25 Udałow wpadł bez pukania do laboratorium profe-
sora.
Wpadł i otworzył dłoń. Zaciskał w niej fryzjerską serwetkę, a na niej było
trochę wyschniętej piany ze szczeciną.
Minc, zajęty przygotowaniami do wizyty Udałowa, zapytał:
— Nie pomyliłeś się?
— Obserwowałem wszystko z kąta, osobiście zebrałem.
— No to idź na spacer, a ja spróbuję się dowiedzieć, z kim mamy do czynienia.
Udałow przespacerował się po okolicy, doszedł do muzeum, wrócił, posiedział
na ławeczce i nagle usłyszał głos przyjaciela:
— Która godzina?
— W pół do trzeciej.
— Niemal się domyśliłem! — zawołał profesor.
— No to z jakiego on jest plemienia?
— Nie mogę powiedzieć, to zbyt straszne.
— Czyżby Hitler?
— Ciekawszy. . . I straszniejszy.
— No to co robimy? — Udałow nie był tchórzem, ale w rym momencie ogar-
nęła go przedstartowa gorączka.
— Jeśli się nie boisz, to chodź ze mną — zaproponował Minc.
— Idziemy.
Po minucie z bramy wyłonił się Minc z grubą teczką. Stale żartował, że zabie-
rze ją ze sobą, kiedy pojedzie po nagrodę Nobla.
Po drodze Udałow kilka razy usiłował wyciągnąć z przyjaciela, jaką tajemnicę
niesie w duchu, ale profesor był zagadkowy, zamyślony i smutny.
— Straszne! — powtarzał od czasu do czasu. — To straszne!
Po ciele Udałowa wędrowały hordy ciarek.
194
Tak zdecydowanie podeszli do „Guslarnieurządbanku”, że lubereckie zuchy, co ochraniały wejście, ledwo zdążyły skrzyżować przed przybyszami automaty.
Udałow ze zdziwieniem patrzył na fasadę.
Fasada szkoły nie zmieniła się, tylko profil Rimskiego-Korsakowa został odłu-
pany, a na jego miejscu pojawił się profil Usiszczewa. Podpis na razie został ten sarn: „Wielki rosyjski kompozytor”.
— My do towarzysza Usiszczewa — poważnie odezwał się Minc.
Luberecka młódź między innymi dlatego stanęła w ochronie Usiszczewa, że
nie znała nikogo w Guslarze. Czy w mieście znalazłby się taki, co odważyłby się zatrzymać i nie wpuścić Minca i Udałowa? Nie było takiego wśród mieszkań-
ców. . .
— Spadaj, ojczulku — powiedział ochroniarz.
Oburzony Minc, którego nikt jeszcze tak nie spostponował w Guslarze, roz-
złościł się i trzasnął chama teczką w rękę. Automat upadł, a drugi ochroniarz
odwrócił się, zamierzając przeszyć serią parę starych chuliganów.
Na szczęście hałas spowodował, że otworzyło się okno na piętrze i wyjrzała
gęba najważniejszego zbója, i gęba ta powiedziała:
— Bez strzelaniny! Proszę wpuścić do mnie szanownych towarzyszy wetera-
nów, moich kochanych wyborców. A ty, Wasyli, możesz czuć się zwolniony. Jeśli
byle jaki stary Żyd może ci z ręki wytrącić automat — to twoje miejsce jest na cmentarzu. . .
— Szefie, nie oczekiwałem tego!
— W takim razie — na śmietnik — powiedział Usiszczew i wystrzelił w swo-
jego ochroniarza z pistoletu. Goryl upadł bez życia, a jego purpurowa krew zrosiła automat, jak również buty Udałowa, a ten umknął do wnętrza szkoły muzycznej.
Wstrząśnięci z powodu wydarzenia, staruszkowie weszli na piętro. Usiszczew
nie czekał na nich na szczycie schodów, ale dowiedzieli się, że zawsze urzęduje w błękitnym salonie, w klasie harf. Większość unikatowych harf sprzedał już do Bangladeszu, ale jedna — co prawda, bez strun — została w celu wytwarzania
inteligentnego anturażu.
Tłusty, gładki, wąsaty, z cienkimi łapkami Usiszczew siedział za biurkiem,
zastawionym jego kolekcją — figurkami nagich dziewczyn wykonanymi w ra-
dzieckich fabrykach porcelany.
Nie zaproponował gościom krzeseł, ale Minc, już otrząsnąwszy się ze wstrzą-
su, podszedł do biurka, postawił na rogu teczkę i powiedział:
— Mamy do was, towarzyszu Usiszczew, ważny problem dotyczący waszego
pochodzenia.