ruszył w drogę... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Mając więc zamiar odwiedzić grób pański w Jerozolimie, przybył do Monte Cassino51, gdzie na
szczycie stoi klasztor, który w tym miejscu pierwszy zaczął budować błogosławiony ojciec Benedykt52, ozdoba i
chluba zakonników; tam również, jak świadczą miodopłynne usta Grzegorza53, spędził ostatnią część żywota i
własnoręcznie napisał regułę prawdziwie religijnego sposobu życia dla wszystkich, którzy chcą pobożnie żyć w
Chrystusie. Choć [Wojciech] wtedy był tam jeszcze nieznany, jednak ponieważ Pan troszczył się o to, co miało się
stać, z uszanowaniem został przyjęty w gościnę. Gdy zaś po kilku dniach chciał ruszyć w dalszą drogę, przystąpił do
niego opat owej miejscowości oraz znakomici mężowie, dając mu taką, jakby z nieba pochodzącą radę: "Droga -
rzekli - którą obrałeś dla osiągnięcia szczęśliwości, daleka jest od właściwej, to jest od tej, która wiedzie do żywota
[wiecznego]. Wprawdzie bowiem unikanie zamętu świata znikomego dowodzi wielkoduszności, lecz przenoszenie
się z dnia na dzień na coraz nowe miejsca nie bardzo zasługuje na pochwałę; jak bowiem zmienność morza w zimie
zgubna jest dla żeglarzy, tak tułanie się z miejsca na miejsce naraża na niebezpieczeństwo tych, którzy to czynią.
Trwać zaś na miejscu i tym swobodniej z Niebem obcować nie my zalecamy, lecz wskazania przodków i dzielnych
mężów przykłady". Przezorny bohater przyjmując tę radę tak jak gdyby od Boga pochodziła, tam postanowił kres
położyć trudom tułaczej wędrówki.
[15] Lecz te jego zamysły udaremnił Bóg, chcąc nieco oddalić upragniony cel umiłowanego człowieka, aby to, co
zrazu było gorzkie i większego wymagało trudu, później okazało się słodsze. Albowiem gdy tam chciał żyć według
reguły zakonnej i wszyscy od najniższego do najwyższego gorąco tego pragnęli, nagle straszne słowa przenikają
uszy przerażonego: "I dobrze będzie - powiadają - że z nami pozostaniesz. Tu przywdziej habit zakonny; tu żyjąc,
bądź przekonany, spodobasz się Bogu; także nasze świeżo zbudowane kościoły możesz poświęcać, gdyż jesteś
biskupem". Usłyszawszy to nasz dawno już zaniepokojony bohater pod wpływem gniewu tak odrzekł: "Czy
uważacie mnie za szaleńca lub osła, żebym ja, wyzbywszy się troski o moich synów i przestawszy być biskupem,
poświęcał wasze świątynie, będąc teraz biskupem tylko z nazwy?"54. Niezwłocznie zbiegł na dół po stoku góry i
odbywszy prawie dwudniową drogę, przybył do wielkiego męża Nila55, którego wybitna zasługa dla stanu
zakonnego jaśnieje jak nowa jutrzenka na niebie; pod nim jako wodzem i nauczycielem bożej sztuki życia służył
Bogu liczny zastęp uczniów. Oni zaś wszyscy zdobywając pożywienie pracą własnych rąk, według reguły świętego
ojca naszego Bazylego56, idą usilnie szlakiem wiodącym do nieba. Pobudzony tym rozgłosem, przystępuje do
świętego starca i upadłszy na kolana, długo zalewa się łzami, prosząc go o odpowiedź i przyjacielską pociechę.
Spojrzawszy na niego pan opat Nil już w pierwszej rozmowie poznał, jak pełen zasług jest on w oczach Pana; do
dziś jeszcze nie przypomina sobie, żeby widział jakiegoś młodzieńca, który tak gorąco miłowałby Chrystusa.
"Przyjąłbym cię - rzecze - drogi synu, gdyby to przyjęcie nie miało mnie i moim zaszkodzić, tobie zaś przyniosłoby
niewielki pożytek. Albowiem, jak świadczy ten habit i broda, nie jestem tubylcem, lecz Grekiem. Jakkolwiek mały
jest obszar ziemi, który ja i moi ze mną zamieszkują, należy on do tych, od których słusznie uciekasz57. Jeśli - czego
za zgodą Boga bardzo bym pragnął - zamieszkasz razem z nami, tamci zaraz zabiorą swoją własność; mnie wraz z
drogimi synami całkiem wypędzą, a ty z niepewnego położenia dostaniesz się w jeszcze mniej pewne. Przyjmijże
więc moją ojcowską radę i wracaj do Rzymu, skąd przyszedłeś. Gdy tam przybędziesz pod opieką dobrego anioła,
pozdrów w moim i wszystkich imieniu pana opata Leona58, naszego serdecznego przyjaciela, i zanieś mu ode mnie
list tej treści: albo niech cię u siebie - czego bardzo pragnę - zatrzyma, albo jeśli to wydaje mu się trudne, w moim
imieniu niech poleci opatowi klasztoru świętego Saby"59.
[16] Tą nadzieją pokrzepiony [Wojciech] wrócił do świętego grodu, do królowej miast i stolicy świata, do
Rzymu60. Następnie dowiedziawszy się dokładnie, którego klasztoru opatem był Leon, zaprowadzony został przez