Wsiedliśmy do windy
i milczeliśmy, kiedy wiozła nas na górę. Milczeliśmy i w korytarzu, ale wciąż trzymała mnie za rękę, a gdy podeszliśmy pod jej drzwi, poczułem, jak zaciska swoją dłoń na mojej. Wyjęła klucze. Lekko drżała.
Kochała się ze mną, jakby ją coś opętało, jak szalona, jak dzikuska; zostawiła mi na plecach głębokie zadrapania, bym rano miał o czym pamiętać. Kochała
się nieprzytomnie, by dać upust napięciu, jakie narastało w niej całymi latami, by choć na chwilę zapomnieć o zwichrowanym życiu, jakie dotychczas wiodła.
I kiedy skończyliśmy, Alison wyraźnie się uspokoiła, odprężyła, i rozmawialiśmy długo w noc. Nie pamiętam, o czym, pewnie o rzeczach zupełnie bez znaczenia,
o czymś, czego w sumie nie warto pamiętać, ale dla Alison nasza rozmowa była
niezwykle ważna, bo przecież dotychczas rzadko kiedy miała okazję rozmawiać
o niczym.
Potem kochaliśmy się znowu i tym razem poszło dużo lepiej. Alison była na
wskroś kobietą, była sobą, a później zasnęła. Miałem jeszcze na tyle rozsądku, by wrócić do swego pokoju, nim się zbudziła. Pomyślałem sobie, że w orzeźwiają-
cym świetle dnia Alison nie będzie z siebie zbyt zadowolona.
II
Tego ranka przypływał Wheeler i mieliśmy opracować plan działania. Kiedy
Alison zeszła na śniadanie, piłem pierwszą filiżankę kawy. Wstałem, żeby się
164
z nią przywitać. Była lekko zażenowana i unikała mego wzroku.
Usiedliśmy i spytałem:
— Czego użyjemy zamiast tych cholernych min magnetycznych?
Odchyliłem się do tyłu, oparłem o zagłówek fotela i poczułem, jak fałdy ko-
szuli wpijają mi się boleśnie w zadrapania na plecach. Nachyliłem się pospiesznie nad stolikiem i wziąłem grzankę.
Zerknąłem na Alison i stwierdziłem, że znów jest sobą, że znów siedzi przede
mną profesjonalistka. Rozgryzała problem i reszta się nie liczyła. Sprawy osobiste i zawodowe nie mają ze sobą nic wspólnego.
— Zadzwonię do kapitanatu — powiedziała. — Trzeba sprawdzić, kiedy przy-
pływają.
— Nie możemy sobie pozwolić na drugi Gibraltar — oświadczyłem zdecy-
dowanie. — Jeden skok przez morze i znajdą się w Albanii, cali i zdrowi. Co
zrobimy, jeśli Artina wpłynie do portu za dnia i za dnia odbije?
— Nie mam pojęcia — odparła.
— Jedno jest pewne. Za dnia, kiedy będzie stała na kotwicy po środku basenu
portowego, w życiu się na nią nie dostanę i nie dopadnę Slade’a. Co nam pozo-
staje? — Sam sobie odpowiedziałem. — Musimy zrobić wszystko, żeby Artinę
zatrzymać tu na noc.
— Ale jak?
— Obmyśliłem pewien sposób. Po śniadaniu idziemy na zakupy. Czy mogę ci
posmarować grzankę?
Tak więc zjedliśmy obfite śniadanie i wyruszyliśmy na ulice Valletty, gdzie
upał stał okrutny i gdzie ciepły, złotawy wapień, z którego budowano tu domy, upał ten niebywale powiększał. W kapitanacie powiedzieli nam, że spodziewają
się Artiny w południe i to nas zasmuciło. Zrobiło się nam jeszcze smutniej, kiedy poinformowano nas, że Wheeler zamówił już tankowanie, i że kiedy tylko Artina rzuci kotwicę, podpłynie do niej portowy zbiornikowiec.
Odeszliśmy na bok i powiedziałem:
— To przesądza sprawę. Kupujemy, co mamy kupić. Znaleźliśmy sklep szkut-
niczy i weszliśmy do środka, by ujrzeć na półkach najprzeróżniejszy — i bardzo drogi — osprzęt niezbędny do utrzymania każdego jachtu. Szybko znalazłem to,
czego szukałem — lekką i bardzo wytrzymałą linę z nylonu. Kupiłem sześćdzie-
siąt metrów, kazałem zwinąć i zapakować.
— Na pewno wiesz, co robisz? — spytała Alison.
— Wpadłem na ten pomysł, kiedy nurkowaliśmy z aparatami. — Machnąłem
ręką w stronę portu. — Jak byś się dostała na środek basenu, żeby cię nie widzieli?
Skinęła głową.
— Pod wodą. No dobrze, ale nie wiem jeszcze, jak ta lina pomoże ci wejść na
pokład?
165