Każdy jest innym i nikt sobą samym.

... Nigdy nie będę mogła przyjąć cię z powro­tem do domu w takim stanie, już nie możesz mieszkać w domu, czy ty siebie widziałaś?
Nie mogę się zobaczyć.
Jesteś spalona. Wstyd spadł na całą rodzinę. Teraz nie mogę cię już zabrać. Powiedz mi, jak to się stało, że zaszłaś w ciążę? Z kim?
To Faiez. Nie znam nazwiska jego ojca.
Faiez? Nasz sąsiad?
I znów zaczyna, płakać i wciskać zwiniętą chusteczkę do oczu, jak­by chciała ją wbić sobie do głowy.
Gdzieś ty to zrobiła? Gdzie?
Na polu.
Wykrzywia się, gryzie sobie wargi i płacze jeszcze bardziej.- Posłuchaj, moja córko, posłuchaj, bardzo chciałabym, żebyś umarła, będzie lepiej, jak umrzesz. Twój brat jest młody, jeśli nie umrzesz, będzie miał kłopoty.Mój brat będzie miał kłopoty. Jakie kłopoty? Nic nie rozumiem.
- Przyjechała policja, żeby zobaczyć się z całą rodziną. Z całą rodzi­ną. Twoim ojcem, twoim bratem, twoją matką i twoim szwagrem, z całą rodziną. Jeżeli nie umrzesz, twój brat też będzie miał kłopoty z policją.
Chyba wyjęła szklankę z torby, bo dookoła mnie niczego nie ma. Ani stolika przy łóżku, ani innego mebla. Nie, nie widziałam, żeby szukała w torbie, wzięła szklankę z parapetu pod oknem, to szklanka szpitalna. Ale nie zauważyłam, czym ją wypełniła.
- Jeśli tego nie wypijesz, twój brat będzie miał problemy, do domu przyjechała policja.
Pewnie nalała czegoś do niej, kiedy płakałam ze wstydu, z cierpie­nia, ze strachu. Płakałam z tylu powodów, z opuszczoną głową i za­mkniętymi oczami.
- Wypij to... co ci ja daję.
Nigdy nie zapomnę tej dużej szklanki, pełnej po brzegi, z przezro­czystym płynem w środku, wyglądającym jak woda.
- Wypijesz to i twój brat nie będzie miał kłopotów. Tak będzie lepiej, lepiej dla ciebie, lepiej dla mnie, lepiej dla twojego brata.
I płakała. Ja także. Pamiętam, że łzy spływały mi po oparzeniach na policzkach, brodzie, wzdłuż szyi i rozdzierały mi skórę.Nie byłam w stanie podnieść rąk. To ona położyła mi dłonie na głowie i nieco ją podniosła, kierując w stronę trzymanej przez nią szklanki. Do tej pory nikt nie dał mi nic do picia. Zbliżyła tę dużą szklankę do moich ust. Chciałam zamoczyć w niej chociaż wargi, tak bardzo chciało mi się pić. Próbowałam podnieść brodę, ale mi się nie udało.Nagle do pokoju wszedł lekarz i matka podskoczyła. Wziął szklan­kę gwałtownym ruchem, postawił ją brutalnie na oknie i krzyknął bar­dzo głośno: „Nie!”Widziałam, jak płyn rozpływał się po parapecie. Płynął wzdłuż szklanki, przezroczysty, zupełnie jak woda.Lekarz wziął matkę pod ramię i wyprowadził z pokoju. Ciągle pa­trzyłam na tę szklankę, wypiłabym to nawet z podłogi, wylizałabym językiem jak pies. Chciało mi się pić, chciałam w równym stopniu ugasić pragnienie co umrzeć.Lekarz wrócił z powrotem i powiedział:
- Masz szczęście, że przyszedłem w odpowiedniej chwili. Naj­pierw twój ojciec, a teraz matka! Nikt z twojej rodziny więcej tu nie wejdzie!
Wziął szklankę i jeszcze raz powtórzył:- Miałaś szczęście... Nie chcę już nikogo widzieć z twojej ro­dziny!
- Mój brat Assad, chciałabym zobaczyć brata, on jest miły.