— Pracował pod kierunkiem Faroguya przez pewien czas, tak jak teraz synowie Władcy, i można by było pomyśleć, że to potomek w prostej linii.
— Może i tak jest — wtrącił Mallan, krytycznie unosząc brew. — Są do siebie bardzo podobni.
Lobirn zbył to przypuszczenie.
— Faroguy zawsze uwielbiał Evelene. To tylko podobieństwo rodzinne.
Mallan uniósł jedno ramię.
— Matka Faksa umarła przy jego urodzeniu, więc nigdy się tego nie dowiemy, prawda? Zawsze istnieje możliwość, że przy tak częstych ciążach Evelene Lord poszukał ulgi gdzie indziej.
— Zamilcz — skarcił go Lobirn. — I zachowaj takie pomysły dla siebie.
— Zachowuje, ale czy to nie dziwne, że Faroguy tak faworyzuje Faksa? Chłopak urodził się, gdy Evelene kilkakrotnie poroniła. Zanim jeszcze urodził się Farevene — dodał Mallan i więcej nie poruszał tego tematu.
Niepokojące zachowanie Faksa było jedyną nieprzyjemną rzeczą, jakiej Robinton doświadczył przez cały pobyt w wielkiej Warowni. Przeżył tam nawet pierwsze doświadczenie erotyczne, dzięki konszachtom Mallana. Robinton nigdy nie poświęcał uwagi swojemu wyglądowi. Do lustra zaglądał tylko po to, by się upewnić, że ma starannie uczesane włosy: długie ciemne kędziory splatał w warkocz, zgodnie z panującą wówczas wśród męskiej młodzieży modą. Jak zwykle wysoki i kościsty, nabrał teraz ciała i zmężniał dzięki szczodrym „przekąskom” Lotricii, a górskie wędrówki rozwinęły mięśnie jego szczupłych łydek i klatki piersiowej.
Jako harfiarz, zwykle grywał do tańca, tylko w ten sposób biorąc udział w zabawie. Ale pewnego dnia Mallan spostrzegł, że jego młodszy kolega gawędzi między tańcami z trzema gospodarskimi córkami, i trącił go łokciem.
— Następną turę zagram za ciebie. Czas, żebyś sobie wybrał partnerkę. — Kolejnemu kuksańcowi w żebra towarzyszyło znaczące mrugnięcie. Gdy Robinton chciał zaprotestować, Mallan uciszył go, zwracając się do pierwszej z dziewcząt: — Sitta, on jest nieśmiały. Tyle czasu przygrywał do tańca, że nie zna nawet kroków.
— Nie znam?… Ależ oczywiście, że umiem! — sprzeciwił się Robinton i pospiesznie zaprosił Sittę do tańca. Upatrzył ją sobie już dawno: lekko skośne oczy lśniły w uroczej twarzyczce, a jasnobłękitna świąteczna suknia podkreślała drobną figurkę dziewczyny. Po prostu nie potrafił w odpowiedni sposób zagadywać dziewcząt, które mu się podobały.
— Myślałam już, że mnie nigdy nie poprosisz — poskarżyła się, opierając drobną dłoń na jego zgrubiałych od strun palcach.
— Bardzo chciałem — odparł szczerze.
— No, to czas już był najwyższy, Harfiarzu — odpowiedziała figlarnie, i już byli wśród tancerzy, kłaniając się sobie — podobnie jak inne pary — zanim rozbrzmiały pierwsze tony muzyki. Tym razem grano chodzonego, więc nie mógł jej nawet objąć.
Sitta była miłą i rozsądną dziewczyną, więc po dwóch tańcach zaproponowała, żeby poprosił jedną z jej koleżanek, by nie dawać powodu do plotek. Zgodził się natychmiast; wiedział, że jako harfiarz nie powinien publicznie okazywać jakiejkolwiek stronniczości — na razie. Po drugie, miał straszną ochotę się wytańczyć. Przepełniała go radość, zatańczył więc z Trianą i Marcine. Trianę, śmieszkę, od partnera obchodziło bardziej to, by ją zauważono wśród tańczących. Marcine była miła i uważna. Potem Robinton musiał znowu dołączyć do orkiestry.
Triana poszła na poszukiwanie innego partnera, choć powiedziała harfiarzowi, że jest jednym z lepszych tancerzy, ale Sitta i Marcine kręciły się koło podium dla muzyków i czekały, aż znowu będzie wolny.
Przez kilka następnych dni ciągle natrafiał na jedną z nich, naturalnie zupełnie przypadkowo. Potem na cztery dni wyjechał w teren. Gdy wrócił późnym wieczorem, Sitta akurat była w głównej Sali, więc zadbała, by dostał coś ciepłego do jedzenia i do picia. I coś ciepłego do łóżka, by poczuł, że jest wreszcie w domu.
Robinton posłużył się znakiem, którego nauczył go Mallan — starszy czeladnik zawsze zostawiał swoje krzesło oparte o stół, jeśli chciał, by nie przeszkadzano mu w jego pokoju. Tak więc Sitta i Robinton poznawali się bez przeszkód, i wielce mu się spodobała ta strona życia. Gdy był w Warowni, Sitta miała sto sposobów, by go schwytać w pułapkę, aż doszedł do wniosku, że podobnie jak smoki, potrafi go zawsze i wszędzie odnaleźć. Marcine dąsała się przez tydzień czy coś koło tego, ale tak jak Triana chętnie z nim tańczyła. Nigdy jednak nie więcej niż dwa tańce.