Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Nawet Wrzosowatą miała sceptyczną minę.
Tymczasem napastnicy odkryli, że łatwiej im będzie stanąć bokiem i naprzeć na obrońców
całym ciężarem ciała. Owce George'a głucho stęknęły.
I wtedy Zora straciła cierpliwość. Mocno uszczypnęła w nos jednego z intruzów. Ten
natychmiast zameczał na alarm. Popodnosiły się głowy i przez jedną przerażającą chwilę nie działo się absolutnie nic.
A potem owce znowu zaczęły pchać, przepychać się i odpychać. Te ze stada George'a zdążyły przynajmniej złapać oddech. Uszczypnięty przez Zorę intruz zameczał tak boleśnie, że już żadna z nich nie chciała ponownie stosować przemocy.
I nagle - zupełnie nieoczekiwanie - owce Gabriela znieruchomiały. Stanęły jak wryte,
wsłuchując się w ciemność. Mocno robiły bokami, drżały z wysiłku - a może z czegoś innego.
Zataczając coraz ciaśniejsze kręgi, przez noc podkradał się ku nim mroczny myśliwy. Żadna z nich nie pamiętała potem, co się właściwie stało. Zapierająca dech w piersi ucieczka, tłok, chaos, ślepe podniecenie i pełne napięcia wyczekiwanie - w pamięci utkwiło im tylko to. Nie było żadnej paniki ani wrażenia, że dalej biec się nie da. Zawsze mogły zrobić jeszcze jeden krok. Ktoś je
spędzał, spędzał je jak prawdziwy mistrz.
Niedługo potem - od tamtego czasu musiało upłynąć tylko kilka chwil, bo szybko wrócił im normalny oddech, a serce biło tylko z podniecenia - wszystkie były już tam, gdzie być powinny: owce George'a w stodole, a stado Gabriela za drucianą siatką.
Na skraju urwiska, z błyszczącymi z podziwu oczami, stała Bystra, najszybsza owca w stadzie.
Rozmarzona patrzyła w noc.
15. Zora i Kostucha
Nazajutrz rano wyszły na łąkę bardzo wcześnie, żeby obejrzeć Miejsce George'a za dnia. Były zadowolone. Okazało się, że Miejsce jest prawie nietknięte i że nawet otaczająca je trawa zaczyna już odżywać. Owce Gabriela stały za ogrodzeniem i żadna z nich nie odważyła się wyjść przez dziurę po raz drugi. Stado było z siebie dumne. Niecierpliwie czekało na przybycie Gabriela.
Zobaczy, co zrobiły jego owce, i wreszcie zrozumie, kogo tu przyprowadził: bandę
bezużytecznych żarłoków do wykarmienia.
Gabriel przyszedł późno. Uprzedziły go nawet trzmiele, które nie znosiły poranków, i jaszczurki, które lubiły wygrzewać się w słońcu na murku przy bramie. Gdy pojawił się na łące, te ostatnie smyrgnęły w trawę niczym ciemne błyskawice. Obok Gabriela szedł mężczyzna o niespokojnie rozbieganych oczach. Niósł czarną torbę. Obydwaj przystanęli przed przyczepą George'a.
- Dobrze by było tam wejść - powiedział Gabriel. - Mógłbym trzymać tam moje rzeczy. I od czasu do czasu nocować.
- Jasne - odparł ten drugi bogatym w znaczenia głosem. Szybko zamrugał. - Przydałoby się.
Obejrzyjmy to.
Wyjął z torby kilka narzędzi.
Na dachu przyczepy wylądowała sroka i badawczo przekrzywiła łebek.
Mężczyzna zaczął majstrować przy drzwiach. Szybko się spocił. Owcom też doskwierał upał.
Czuły się nieswojo, jak przed groźną burzą.
Po pewnym czasie mężczyzna wyprostował się i wytarł rękawem spocone czoło. Brzęczały
muchy.
- Przykro mi - powiedział.
- To znaczy? - spytał Gabriel.
-To znaczy, że tymi narzędziami ich nie otworzę. Tu trzeba dużo czasu i specjalisty.
- Myślałem, że ty nim jesteś, Eddie.
- Ale nie od takich zamków. Owszem, nauczyłem się tego i owego, żeby dorobić trochę na boku, ale... - Eddie wzruszył ramionami.
- Ale co? W czym problem?
- W zamku. To specjalny zamek. Klucza nie dorobisz ot tak sobie. Trzeba zadzwonić do firmy,
podać im tajny kod i dopiero wtedy powiedzą ci, co i jak.
- Aha - mruknął Gabriel.
- Posłuchaj. Obydwaj dobrze wiemy, dlaczego chcesz tam wejść. Rzeczy mógłbyś trzymać gdzie indziej, prawda? Dlaczego po prostu nie wy ważysz drzwi? Jeśli je rozwalisz, to co? Przecież to śmieszne montować taki zamek na takich drzwiach.
- To znaczy, że można się tam jednak dostać, tak? - spytał Gabriel.
- Bez problemu.
- Ale ludzie by widzieli. -Tak, ludzie by widzieli.
- A przez okno?
-To samo. Wejść można łatwo, ale rzucałoby się w oczy. Gabriel kiwnął głową.
- Specjalnie tak zrobił. Dajmy temu spokój.
Mężczyzna zrobił głupią miną. Owce czuły, że bardzo chce wejść do przyczepy. Że pragnie
tego niemal tak samo jak Gabriel. Po raz kolejny zdały sobie sprawę, jak bardzo George różnił się od innych ludzi. Nie interesowało go nic oprócz nich. Natomiast pozostałych ludzi interesowała wyłącznie przyczepa. Eddie nie miał już głupiej miny.
- Boisz się, co? - powiedział. - Ich. Narkotykowej mafii. Jeśli załatwili to tak, że policja nie przeszukała przyczepy, sprawa musi być dla nich ważna. A więc coś w tym jednak jest...
- Nie boję się - odparł Gabriel. Kłamał. Przyprawiony tytoniowym dymem zapach strachu przebił
się nawet przez wełnianą kurtkę. - Nie chcę po prostu, żeby ludzie gadali. Ale zdaje się, że tylko ja.
- Przeszył Eddiego ostrym spojrzeniem.