Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Zdarzają się w ich życiu fakty tak niewątpliwego barbarzyństwa, że można by je
przenieść w obyczaje ludów pierwotnych. Ale naturalnie - chociaż w mniejszej mierze - cała
Europa, która pielęgnuje militaryzm, oszczędza na oświacie i podszywa etykę polityką, do-
tknięta jest tym brakiem, którego zapełnienie należy do najważniejszych jej dążeń. Jedni
świadomie to wyznają, drudzy bezwiednie czują, że pomimo olbrzymich skoków w postępie,
pomimo wspaniałych wynalazków, tryumfów wiedzy, rozkwitu sztuk, śród wielkiego blasku i
bogactwa cywilizacji żyje stara ciemnota i nędza, która już dawno zamrzeć powinna. Ten
nasz mądry, elegancki, wystrojony świat zdradza ciągle nałogi barbarzyńcy i czasem tak dzi-
ko syknie, roześmieje się lub ujmie maczugę, jak gdyby nad ukształceniem go nie pracowały
tysiące lat. Bo on nie ma jeszcze wysokiej kultury, dopiero te niezliczone i rozmaite prądy,
które go przenikają z hasłami humanizmu, chcą mu ją dać. I wreszcie dadzą, a wtedy następne
170
pokolenia dziwić się będą, że my umieliśmy jednocześnie żyć w różnych i bardzo od siebie
oddalonych obrazach rozwoju, mieć upodobania jaskiniowców i wytwornisiów pałacowych.
Wtedy wszelkie hakatyzmy, szowinizmy, nacjonalizmy, prześladowania wiar, przekonań i
narodowości spoczną w muzeum historii, jak spoczęły w nim krwawe ofiary z ludzi, miedzia-
ni bogowie z rozpalonym wnętrzem i panowie karmiący ryby ciałem swoich niewolników.
Pp. Bulowy, Hammersteiny i tym podobne gatunki przeżytkowe są jaskiniowcami w kulturze
nowoczesnej.
Nr 41, z 13 października 1906
Przeklęte pokolenie
Czy ci nasi wojacy rozmaitych obozów polityczno-społecznych, którzy się tak namiętnie
zwalczają, szkalują i kąsają z tak zaciekłym hargotem, jak kłąb zagryzających się psów, czy
oni rozstrzygają między sobą jakąś sprawę ogólną, a bodaj nawet partyjną? Bynajmniej. Po
najdłuższym i najzajadlejszym nurzaniu się wzajemnym w błocie, po najgłębszym zapuszcze-
niu kłów i szponów, zarówno zapaśnicy, jak ich sztandary pozostaną na swych stanowiskach.
Obecna ślinowo-pazurowa kampania niczego nie rozwiązuje, niczego nie rozcina i niczego
nie zmienia. Bo to nie jest walka stronnictw, żywiołów warstw społecznych, to jest igrzysko,
jakie u nas co pewien czas wyprawia fatalizm dziejowy. Wtedy występuje na scenę „pokole-
nie przeklęte”, które rozbiera między siebie naczelne role i wbrew wszelkim regułom. zdro-
wego rozsądku i najoczywistszym wskazaniom życia wpycha naród na błędną drogę i wpro-
wadza go w trzęsawisko, z którego on potem wydobywa się przez dziesiątki i setki lat. Wtedy
już nie na jednostki, ale na ogół pada ślepota, ogarnia go obłęd, szalony impet ku własnej
zgubie, zupełna bezwrażliwość rozumowa. Nieraz drobne odchylenie w inną stronę kierunku
dążeń uratowałoby go od strasznej katastrofy, ale on właśnie tego maleńkiego ruchu nie zrobi,
on właśnie będzie najstaranniej go unikał. Tak było na zrywanych sejmach i warcholskich
konfederacjach, tak było w niezliczonych buntach lub hołdach wiernopoddańczych. Rzecz
szczególna, w narodzie, który przez całe swe życie niepodległe był zakochany nawet w roz-
hulanej i rozwięzłej swobodzie, zanika coraz bardziej umiłowanie i zrozumienie jej, a nato-
miast rozwija się talent i gust do niewoli. Trudno wyobrazić sobie jakikolwiek inny, który by
z większą godnością, wytrwaniem i mocą znosił tak straszny ucisk, jak my znosiliśmy do
ostatnich lat po utracie samoistności. Umieliśmy bohatersko wytrzymać najpotworniejsze
prześladowania, najwymyślniejsze tortury i najsromotniejsze gwałty, umieliśmy w tych wa-
runkach nie tylko zachować swój byt, ale wyrobić ogromny kawał pięknej kultury swojskiej,
podnieść swoją zamożność, zapełnić rzeczywistym bogactwem skarbce literatury i sztuki.
Zdawało się, że jeśli kiedykolwiek odzyskamy bodaj ograniczoną wolność, skorzystamy z
niej tak, że będziemy przedmiotem podziwu świata. „Pozwólcie mi tylko lżej odetchnąć -
wołał duch polski - wypuście mnie z ciemnych podziemi, dajcie przestwór słoneczny, a ja
wam pokażę, dokąd sięgają moje skrzydła.” Po części spełniło się to życzenie - i co widzimy?
Widzimy „przeklęte pokolenie”, które znowu przywali naród olbrzymim głazem. Prawie
już tylko teoretyczną wartość dla naszej ciekawości ma pytanie: po jakiej linii posunie się
najbliższa przyszłość Rosji? Czy i jaką będzie Duma, co ona uchwali, co względem nas po-
stanowi, bo dziś taką posiada dla nas wagę, jak dla Poznańczyków skład i rezolucje sejmu
pruskiego. My w każdym razie na ciało prawodawcze rosyjskie, które o naszej doli zawyro-
kuje, żadnego wpływu mieć nie będziemy. Nam bowiem już wcale nie chodzi o to, ażebyśmy
padli wielką wagą na szalę losu państwa rosyjskiego, ażebyśmy w nim zdobyli możliwie naj-
lepsze położenie, ażebyśmy do tej bardzo trudnej misji powołali spomiędzy siebie wszystkich,
którzy są naszą siłą, naszym geniuszem i naszą niezłomną wolą, ażebyśmy rozegrali decydu-
jący turniej polityczny, lecz tylko o to, ażebyśmy za pomocą wojny domowej zajęli takie sta-
nowiska w kraju, z których najbliżej sięgnąć ręką po władzę i najpewniej ją pochwycić. De-
171
mokracja Narodowa, zwycięska w kampanii wyborczej, zebrawszy swoje przedstawicielstwo
z jednostek maleńkiej miary, a nieraz godnych zaledwie uczestniczyć w dozorze parafialnym
lub ochotniczej straży ogniowej, nie troszcząc się nawet o staranniejszy werbunek z własnych
szeregów, tym lekceważeniem dowiodła, że zrzeka się akcji politycznej w wielkim stylu. Par-
tie socjalistyczne, odmówiwszy udziału w Dumie i wywołując bezmyślny a rujnujący zamęt