Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Shane zamkne˛ła drzwi, po czym natychmiast
skupiła sie˛ na własnych sprawach. Zerkna˛wszy na zegarek, zobaczyła, z˙e ma niewiele ponad godzine˛, zanim Vance przyjdzie na kolacje˛. Nie traca˛c czasu, skierowała sie˛ do sali muzealnej, by ja˛
zamkna˛c´. Jez˙eli sie˛ pospieszy, moz˙e zda˛z˙y...
Na dz´wie˛k podjez˙dz˙aja˛cego pod dom samo-
chodu zakle˛ła pod nosem.
184
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
Powtarzaja˛c w mysĺach maksyme˛, z˙e klient to
nasz pan, przekre˛ciła zamek w drzwiach. Jez˙eli Vance ma ochote˛ na deser, be˛dzie musiał sie˛
zadowolicćiasteczkami ze sklepu. Słysza˛c kroki
na ganku, nacisne˛ła klamke˛ i otworzyła drzwi na osćiez˙.
Us´miech na jej wargach zgasł, krew odpłyne˛ła
z twarzy.
– Anne... – wydukała.
– Złotko! – Kobieta zbliz˙yła usta do jej poli-
czka. – Co to za powitanie? Moz˙na by pomysĺec´, z˙e nie cieszysz sie˛ z wizyty matki?
Anne jak zwykle wygla˛dała rewelacyjnie: twarz
bez zmarszczek, duz˙e niebieskie oczy, włosy
w kolorze pszenicy. Miała na sobie drogie futro
z niebieskiego lisa, przewia˛zane w talii czarnym skoŕzanym paskiem, oraz spodnie z jedwabiu,
całkiem nieodpowiednie jak na te˛ pore˛ roku.
– Wygla˛dasz
przesĺicznie

powiedziała
Shane, czuja˛c, jak przepełnia ja˛ miłosć´ do matki, a jednoczesńie nieche˛c´ do niej.
– Dzie˛kuje˛, chociaz˙ ci nie wierze˛. Jazda z lot-niska mnie wykonćzyła! Mieszkasz na całkowi-
tym odludziu... Złotko, kiedy wreszcie zrobisz
cosź włosami? – Obrzuciwszy coŕke˛ krytycznym
wzrokiem, weszła do domu. – Nigdy nie po-
trafiłam zrozumiec´, dlaczego... Mo´j Boz˙e, co tu sie˛ dzieje?
Zaskoczona rozejrzała sie˛ po sali pełnej po´łek,
Nora Roberts
185
gablot, stojako´w z poczto´wkami, po czym wybu-
chaja˛c perlistym s´miechem, postawiła na pod-
łodze swoja˛ pie˛kna˛ skoŕzana˛ walizke˛.
– Tylko mi nie mo´w, z˙e we własnym domu
otworzyłas´ muzeum pos´wie˛cone wojnie secesyj-
nej! Nie wierze˛ własnym oczom!
Shane skrzyz˙owała re˛ce na piersi.
– Nie widziałas´ po drodze tablicy?
– Tablicy? Nie... a moz˙e nie zwroćiłam na nia˛
uwagi. – W oczach Anne pojawiła sie˛ wesołosć´.
– Złotko, co ci strzeliło do głowy?
Shane wyprostowała dumnie ramiona. Nie za-
mierzała dacśie˛ zastraszyc´.
– Postanowiłam otworzyłam własny biznes.
– Ty? – Matka ponownie wybuchne˛ła s´mie-
chem. – Z
˙artujesz, prawda?
– Nie – odparła Shane, uraz˙ona tonem matki.
– A co z twoja˛ praca˛ w szkole?
– Zrezygnowałam z niej.
– To mnie akurat nie dziwi – stwierdziła Anne.
– Uczenie dzieci musi byc´ potwornie nudne. Ale
na miłosć´ boska˛, dlaczego wroćiłasńa to zadupie?
– Tu jest mo´j dom.
– W porza˛dku, co kto lubi... A co zrobiłasź reszta˛ pomieszczen´? – Nie daja˛c coŕce czasu na odpowiedz´, ruszyła przed siebie. – O Boz˙e, anty-kwariat! Hm, nawet gustownie urza˛dzony... Dos-
konały pomysł, złotko.
Kiedy kra˛z˙a˛c mie˛dzy gablotkami, wypatrzyła
186
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
kilka cennych przedmioto´w, pomysĺała sobie,
z˙e moz˙e jej coŕka wcale nie jest taka˛ idiotka˛, za jaka˛ ja˛ zawsze miała. Rozpia˛wszy pasek,
zdje˛ła futro i powiesiła je niedbale na oparciu krzesła.
– Od dawna prowadzisz ten swo´j biznes?
– Własćiwie dopiero zacze˛łam.
Shane stała bez ruchu. Cos´ ja˛ cia˛gne˛ło do tej pie˛knej, obcej istoty, ktoŕa była jej matka˛, a zarazem od niej odpychało.
– No i?
– I co?
Kobieta us´miechne˛ła sie˛ promiennie, ukrywa-
ja˛c zniecierpliwienie. Była s´wietnaąktorka˛. Chociaz˙ nie zrobiła oszałamiaja˛cej kariery filmowej, od czasu do czasu proponowano jej drobne role.
– Martwie˛ sie˛ o ciebie, złotko. To chyba natu-
ralne, z˙e chce˛ wiedziec´, jak ci idzie?
– Niezĺe – przyznała Shane. – Ale to dopiero
pocza˛tki. A praca w szkole wcale mnie nie nudzi-
ła; po prostu nie sprawiała mi przyjemnosći.
Natomiast sklep i muzeum sprawiaja˛.
– To cudownie! – Anne ponownie rozejrzała
sie˛ po wne˛trzu. Przyszło jej do głowy, z˙e moz˙e powinna bardziej zainteresowacśie˛ coŕka˛. Ba˛dzćo ba˛dz´, by otworzyc´ własny biznes, trzeba miec´
troche˛ rozumu i mnośtwo determinacji. – Ciesze˛
sie˛, z˙e masz takie poukładane z˙ycie, zwłaszcza z˙e moje jest zno´w jest w rozsypce. – Widza˛c błysk
Nora Roberts
187
trwogi w oczach Shane, us´miechne˛ła sie˛ smutno.
– Rozwiodłam sie˛ z Lesliem.
– Tak? – Shane uniosła pytaja˛co brwi.
Zdziwiona jej chłodem, Anne dodała szybko:
– Popełniłam straszny bła˛d. Byłam sĺepa. Czu-