- Nawet stary George wbił sobie do głowy jakiś niedorzeczny pomysł, że wyjeżdżamy do Londynu. Powiedział, że ty mu o tym doniosłeś.
- Gdzie go widziałaś? - spytał Gerald ostrym tonem.
- Pracował dzisiaj w ogrodzie, żeby nie przychodzić w piątek.
- Przeklęty stary dureń - powiedział Gerald gniewnie.
Alix wpatrywała się w niego zdumionym wzrokiem. Twarz jej męża była
wykrzywiona z wściekłości. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Gerald, zauważywszy jej zaskoczenie, z trudem się opamiętał.
- Och, to skończony stary dureń - zapewnił uroczyście.
- Co mu takiego powiedziałeś, że wyciągnął błędny wniosek?
- Ja? Niczego nie powiedziałem. Przynajmniej... och, tak, teraz sobie przypominam; dziś rano zażartowałem, mówiąc coś o Londynie, a on, przypuszczam, wziął to na serio albo źle usłyszał. Oczywiście wyprowadziłaś go z błędu?
Niecierpliwie wyczekiwał odpowiedzi.
- Rzecz jasna, ale to uparty staruszek, który jeśli raz wbije sobie coś do głowy, trudno go przekonać.
Następnie opowiedziała o uporze George'a w kwestii ceny domu.
Gerald przez chwilę milczał, po czym wolno odpowiedział:
- Ames zgodził się wziąć dwa tysiące gotówką, a tysiąc zostawił na hipotece. Sądzę, że stąd wzięło się całe nieporozumienie.
- Bardzo możliwe - zgodziła się Alix. - Powinniśmy zejść już na dół, Geraldzie. -
Złośliwie wskazała palcem na zegar. - Jesteśmy pięć minut spóźnieni.
Na twarzy Geralda Martina pojawił się bardzo dziwny uśmiech.
- Zmieniłem zdanie - powiedział cicho. - Nie będę dziś wywoływał zdjęć.
Dziwna jest psychika kobiety. Tej środowej nocy, leżąc w łóżku, Alix była zadowolona i spokojna. Na chwilę utracone poczucie szczęścia ponownie z tryumfem zagościło w jej sercu.
Jednak następnego dnia wieczorem zdała sobie sprawę, że jakieś nieuchwytne siły pracują nad tym, aby je zburzyć. Dick Windyford po raz drugi nie zadzwonił, mimo to wyczuwała w tym wszystkim wpływ jego osoby. Stale powracały do niej te same słowa:
„Ten człowiek jest ci całkowicie obcy. Nic o nim nie wiesz”. Wraz z nimi stawała jej w
pamięci wyraziście utrwalona twarz Geralda, gdy mówił: „Czy masz na myśli, Alix, jakieś...
tajemnice alkowy Sinobrodego?” Dlaczego tak się wyraził?
W słowach tych pobrzmiewało ostrzeżenie - cień groźby. Zupełnie tak samo, jakby powiedział: „Lepiej nie szperaj w moim życiu, Alix, bo możesz doznać okropnego wstrząsu”.
W piątek rano Alix przekonała samą siebie, że musiała być w życiu Geralda jakaś kobieta, której istnienie chciał przed nią ukryć. Z wolna budząca się zazdrość ogarnęła ją teraz na dobre.
Czy tamtego wieczoru o dziewiątej miał się spotkać z kobietą? Czy historyjka o wywoływaniu zdjęć była kłamstwem stworzonym na użytek chwili?
Jeszcze trzy dni temu mogłaby przysiąc, że zna męża na wskroś. Teraz odnosiła wrażenie, że Gerald jest obcym człowiekiem, o którym ona nic nie wie. Przypomniała sobie, jak bezsensownie rozgniewał się na starego George'a. Ten wybuch złości nie pasował do jego zazwyczaj spokojnego zachowania. Drobiazg - być może - ale uzmysławiał, że tak naprawdę wcale nie znała mężczyzny, który był jej mężem.
W piątek po południu zaproponowała, że uda się do wsi zrobić konieczne sprawunki.
Ku swemu zdumieniu napotkała gwałtowny sprzeciw ze strony Geralda. Nalegał, żeby to ona została w domu i popracowała w ogrodzie, natomiast on sam pójdzie po zakupy. Alix w końcu ustąpiła, ale dziwny upór męża zaskoczył ją i zaniepokoił. Dlaczego tak bardzo mu zależało, żeby nie poszła do wsi?
Nagle doznała olśnienia. Możliwe przecież było, że Gerald, choć jej o tym nie wspomniał, spotkał we wsi Dicka Windyforda! Ona stała się zazdrosna o męża dopiero teraz.
Może z Geraldem było inaczej? Może po prostu nie chciał, aby spotkała ponownie Dicka Windyforda? To wyjaśnienie było logiczne i jednocześnie kojące jej niepokój, Alix więc uchwyciła się go skwapliwie.
Minęła jednak pora podwieczorku, a Alix nadal odczuwała zdenerwowanie. Od chwili wyjścia Geralda z domu walczyła z przemożną pokusą. Wreszcie, zaopatrzywszy się dla zachowania pozorów w ściereczkę do kurzu, poszła na górę do garderoby męża, po drodze uspokajając sumienie, że przecież kiedyś trzeba dokładnie tam posprzątać.
- Jeśli tylko miałabym pewność - powtarzała sobie. - Jeśli mogłabym być pewna...
Z jednej strony przekonywała się, że wszystkie kompromitujące rzeczy na pewno zostałyby dawno temu zniszczone, z drugiej zaś podpowiadała sobie, że czasami mężczyźni ze względów sentymentalnych zachowują obciążające dowody.