Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Człowiek ma pomysły jak Artysta - wskazał na mnie. - Mówiłeś, że to urzędnik, a on powiada, żeby podpalić Odkrywkę. Wyobrażasz sobie ten dół pełen ognia... Stary, to byłoby Arcydzieło.
Liq spojrzał na mnie z uznaniem.
- Przypadkiem nie opowiadaj o tym pomyśle strażnikom. Nie sadzę, żeby mógł im się spodobać.
Szliśmy teraz twardym błyszczącym podłożem porysowanym zębami czerpaków. Wyglądało, że jest to najniższe miejsce Odkrywki, ale nie było to nic pewnego, kilometr w przód lub w tył z powodzeniem można byłoby znaleźć miejsce położone jeszcze niżej. W odległości jakichś stu metrów minęliśmy kolejną koparkę. Miała trochę inną kon­strukcję niż poprzednia. Czerpaki nie biegły wzdłuż długiego ramienia, tylko kręciły się na specjalnym kole zamoco­wanym na jego końcu. Ta koparka nie nabierała węgla z podłoża; wgryzała się w pionową ścianę, która unosiła się nad nią. Maszyna była większa, masywniejsza. Paru ­fizycznych, którzy stali na pomostach, machało do nas dłońmi, opierając się o barierki. Wyglądali jak marynarze na wojennym okręcie. Widziałem taką ilustrację w dzieciństwie albo może zapamiętałem scenę z jakiegoś filmu, i pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie.
Liq uprzedził mój gest i zapytał z ironią.
- Na pewno masz ochotę ich sfilmować?
- Pewnie, przecież to ciekawy widok.
Machnął ręką z rezygnacją.
- A co, nie wolno - spytałem jeszcze.
­- Wolno, wolno, tylko po co. Co z tego wynika? Fizyczni na koparce. Bardzo dobrze. Tylko tak dalej. A ja myślałem, że jednak trochę słuchasz tego, co mówiłem ci w nocy.
Głupi. przemądrzały tłuścioch. Przyszło mi do głowy, że przecież nic nie może mi zrobić i to podsunęło mi najprostszy sposób przywołania go do porządku.
- Więc zasadniczo wolno, tak?
- Jasne, ale...
- Dobra, dobra - powiedziałem i skierowałem kamerę na koparkę. Trzymałem palec na przycisku dobre dziesięć sekund nie robiąc nawet specjalnych kombinacji z transfokatorem. Potem zwróciłem się do niego.
- Nie jestem, nie byłem i nigdy nie będę Artysta - pie­przony intrygant, niech sobie nie myśli. - i nie widzę powodu, dla którego nie miałbym robić tego, na co mam ochotę - dodałem.
Cały poczerwieniał.
- Powód jest taki, że ja tutaj decyduję. Zapamiętaj to sobie. Jeszcze jedna sztuczka i zabieram ci kamerę. Bę­dziesz nosił statywy.
- Proszę bardzo, choćby zaraz - zdjąłem rzemyk z szyi i wyciągnąłem dłoń z tym rzemykiem w jego stronę.
Zrobiłem to jednak odrobinę za późno. Liq zdążył się odwrócić i pójść do przodu.
- Tak naprawdę, to gotów byłem oddać mu kamerę także dlatego, że z tych dziesięciu sekund zanotowanych na taśmie nic na dobra sprawę nie wynikało. Zrozumiałem to prawie natychmiast, kiedy odjąłem aparat od oka. W sumie, także tutaj na dnie Odkrywki, byłem równie bezradny jak wtedy w mieszkaniu, kiedy robiłem transfokatorem najazdy na dno sedesu i półkę z kosmetykami Kay.
I to właśnie dlatego oświadczyłem Liqowi, że nigdy nie będę Artystą.
 
Jeśli nawet Liq miał podobne kłopoty, to on i jego ludzie radzili sobie z nimi doskonale.
Pokłady węgla urwały się nagle i zaczęła się strefa czys­tego, białego niemal piasku. Może dlatego, że był jasny, leżały na nim jeszcze w paru miejscach płaty śniegu nad­wątlone słońcem. Chłopcy idący na czele zrzucili swoje pakunki. Dziewczyny zdjęty kaski i poprawiały włosy, a po­tem sięgnęły do leżących na piasku toreb i wyjęły z nich jakieś sznurki i plastikowe kołki.
Chłopcy rozłożyli koc i położyli na nim kilkanaście foto­graficznych aparatów. Potem zaczęli łączyć je wszystkie długimi odcinkami czarnego kabla. Na drugim kocu Liq manipulował przy czarnej skrzynce z pokrętłami i wybierakami cyfrowymi, która wyglądała na podręczny komputer starszego typu. Kiedy stanąłem nad nim, od razu podniósł głowę i fuknął na mnie na pół dobrotliwie, na pół obojętnie, jakby nic nie pamiętał.
- No, rejestruj Akcję, na co czekasz, mądralo!
- Co, filmować to wszystko?
- A jak!.
Zrobiłem krótkie ujęcie z Liqiem pochylonym nad czarną skrzynką. Filmowałem go z góry, a potem z przysiadu skręciłem chłopaków zajętych aparatami. Kon pomachał mi ręką.
- Te, podpalacz - krzyknął - tylko nie zrób mi krzywdy. Czułość taśmy nastawiłeś prawidłowo?
Drugi dowódca się znalazł.
- Znam się na tym - odkrzyknąłem. - Mam w domu kamerę takiego samego typu. Myślisz, że Ty i Liq pożarliście wszystkie rozumy.