– W porównaniu z miejscowymi tratwami pochłonie dużo więcej drewna. Potrzebne będzie kilka dużych, powiązanych drzew na maszty i olbrzymie ilości płótna na żagle.
– Żaden ze mnie inżynier – powiedział bez ogródek Ethan – ale wygląda mi na to, że z tymi wszystkimi żaglami, jak dobrze dmuchnie, to się ta tratwa położy na bok.
– W podstawę zostanie starannie wbudowana przeciwwaga, żeby uwzględnić właśnie takie niebezpieczeństwo – odparł nauczyciel. – Ale sądzę, że te podwójne płozy zapewnią jej potężną stabilność.
– A kto za to zapłaci? – Teraz Ethan znalazł się na znanym sobie terenie.
September szeroko się uśmiechnął.
– Pomimo tych wszystkich peanów z gloriami, chwałami i hosannami, którymi nas Landgraf zasypywał, kiedy przedstawiliśmy mu kosztorys, zaczął jąkać się i chrząkać jak żebrak bez środków do życia. Nie przestawał opowiadać, jak to remonty fortyfikacji w porcie i odszkodowania wojenne dla nadwątlonych rodzin wyciągają ze skarbca tyle pieniędzy, że zostaje on pusty jak jego obietnice. Ktoś mógłby pomyśleć, że chcemy mu odebrać nawet jego koszulę ze złotogłowiu.
Hunnar i Balavere też tam byli. Przysłuchiwali się temu wszystkiemu spokojnie, z wielką godnością i zachowaniem form towarzyskich. Kiedy jednak jego wysokość skończył, tak go obsobaczyli, że wióry musiały lecieć z jego przodków do czterdziestu pokoleń w tył! Wtedy ja zwróciłem mu uwagę, że jak tylko zostaniemy dostarczeni żywi, zdrowi i stosunkowo mało zamarznięci na Wyspę Asurdun, statek stanie się własnością marynarki sofoldyjskiej. Udało mu się przeoczyć ten drobiazg w swoim biadoleniu.
Kapitanem tej tratwy ma być Ta-hoding... pamiętasz go? – Ethan kiwnął głową. – Ta-hoding wyliczył jaką to niezmierną przewagę będzie miał ten pojazd nad wszystkimi konkurentami, zwłaszcza z nigdy nie tracącymi ostrości płozami z duramiksu i...
– Czekaj no chwilkę – przerwał Ethan.- Wydawało mi się, że oni nie potrafią obrabiać tego materiału.
– I nie umieli – odparł potężny mężczyzna z odcieniem dumy. – Przez cały zeszły tydzień grzebałem się w kuźni z Vlad Vollingstadem, szefem odlewni. Wyrwaliśmy cały pokład z szalupy ratunkowej, awaryjny zestaw naprawczy, sterownię – wszystko. Elektrodynamiczna obrabiarka nie jest znowu taka trudna do zrobienia. Mając do dyspozycji tutejsze nie ograniczone zapasy ciepła, sądzę, że uda mi się ją uruchomić. Obawiam się, że o resorowanej obudowie mowy nawet nie ma, ale będą potrafili ciąć i giąć, aż kompletnie przerobią szalupę. A na kilka dużych płóz potrzeba nam dużo mniej. Może nawet skończy się na odcięciu paru pasów z kadłuba i zaostrzeniu ich.
Największy problem to mozolna fizyczna praca. Ponieważ nie możemy doprowadzić ciepła do metalu, musimy metal doprowadzić do ciepła. Oznacza to, że musimy zawlec cały ten wrak w góry, do odlewni. Zaskakujące, ale Landgraf nie protestował słysząc o kosztach tego przedsięwzięcia, chociaż mogą do tego być potrzebne wszystkie vole na wyspie. Tak sobie myślę, że po prostu woli nie ryzykować, by cały ten niezniszczalny metal tkwił w porcie, skąd kilku obdarzonych wyobraźnią, a będących w gościnie kapitanów mogłoby go gdzieś odholować.
– Niedaleko by ujechali, ciągnąc taką masę po lodzie – uśmiechnął się Ethan.
– Pewnie, że nie – zgodził się Skua – ale spróbuj przekonać o tym Landgrafa. Jak tylko uda nam się zgromadzić ludzi i zwierzęta, to nasze przedsięwzięcie będzie miało bezwzględne pierwszeństwo zaraz po uruchomieniu kuźni.
Ethan przesunął palcem po części rysunku.
– Naprawdę uważasz, że to coś utrzyma się w pionie na silnym wietrze?
– Dopóki nie wypróbujemy tego na wietrze, nie będziemy mieli pewności – powiedział Williams – ale obciążenie balastem powinno utrzymać ją w równowadze. Zwróćcie także uwagę na te płaty na przedzie i z tyłu. O to McKay akurat nie musiał się martwić, ale ja boję się że z powodu tak wielkiej powierzchni żagli tratwa prędzej może unieść się w powietrze, niż się położyć na boku. To – i tu postukał w dwa płaty na rysunku – powinno wykluczyć taką możliwość.
Ethan wpatrywał się w hybrydę dziewiętnastowiecznej, ziemskiej i nowoczesnej, trańskiej technologii i potrząsał z podziwem głową.
– Gratuluję, Millikenie. Niesamowity projekt. – Wyciągnął rękę, a nauczyciel ujął ją nieśmiało. – Mam tylko nadzieję, że to cholerstwo da się uruchomić.
– Co za przedsięwzięcie! – zaczął Eer-Meesach. – Niczego podobnego nie widziano nigdy ani w Sofoldzie, ani u jej sąsiadów. Nazwiemy ją Slanderscree na cześć ciemnego stada ptaków świtu, które poprzedzają w locie dusze zmarłych!
– Cóż za zachęcająca nazwa – powiedział sucho Ethan. Czarodziej nie zrozumiał go.
– Bardowie będą w pieśniach opiewać jej żeglowanie sto razy po sto lat. Zostaniemy wszyscy unieśmiertelnieni w pieśni i wierszu, panowie. Ogrom naszego przedsięwzięcia będzie...
September dał Ethanowi lekką sójkę w bok.
– Sądzę, że usłyszałeś już wszystko, co chciałeś, chłopcze.
– Tak myślę, Skuo.