Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Somyślałem, że lepiej wyruszyć jak najwcześniej.
Gilly usiadła. Quamus podszedł, żeby nalać jej świeżej kawy. Popatrzył na mnie ponad stołem i z wyrazu jego twarzy domyśliłem się, że pyta, czy jestem gotowy. Wytarłem usta, odłożyłem serwetkę i wstałem. Gilly spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nawet nie zjesz ze mną śniadania? Przechyliłem się przez stół i pocałowałem ją.
- Przepraszam. Naprawdę muszę jechać.
- Czy ty się dobrze czujesz? - zapytała Gilly. Zerknęła ukradkiem na starego Evelitha, jak gdyby podejrzewała, że naszpikował mnie jakimiś narkotykami.
- Czuję się świetnie - zapewniłem ją. - Zjedz spokojnie śniadanie i zostań tak długo, jak zechcesz. Zadzwonię do ciebie później, w ciągu dnia. Może nawet wpadnę do sklepu. Nie zapomnij powiedzieć Edwardowi, że chcę z nim porozmawiać.
- Dobrze - odparła z roztargnieniem Gilly, kiedy wychodziłem z jadalni. Quamus zaprowadził mnie do garażu. W mrocznym wnętrzu czekało kombi LTD Duglassa Eyelitha, czarne i lśniące. W bagażniku z tyłu leżały dwie duże skrzynki bez żadnych napisów. Quamus otworzył przede mną drzwi. Usiadłem na miejscu dla pasażera i z obawą zerknąłem do tyłu na skrzynki.
- Ile tam jest dynamitu? - zapytałem Quamusa. Quamus nacisnął guzik otwierający zdalnie sterowane drzwi garażu, popatrzył na mnie i prawie się uśmiechnął.
- Wystarczy, żeby w jednej chwili przerzucić nas stąd do Lynnfield.
- Dziękuję za pocieszenie - mruknąłem. Zakręcaliśmy na żwirowym podjeździe, kiedy Enid wyszła
na schodki przed domem i pomachała do nas. Quamus
314
zahamował i opuścił szybę w oknie. Enid była blada, miała potargane włosy i wydawała się wstrząśnięta.
- Co się stało? - zapytałem ją. - Zapomnieliśmy czegoś?
- Chodzi o Annę - odparła. - Właśnie dzwonił pański lekarz. Doktor Rosen, tak?
- Zgadza się, doktor Rosen. Co z Annę?
- To straszne. W nocy poczułam, że stało się coś złego. Wie pan, uczucie nagłej straty, uczucie, że cząstka mnie samej nagle zniknęła. Bardzo zimne uczucie.
- Co się stało? - powtórzyłem niecierpliwie. - Na litość boską, niechże pani powie, co się stało.
-: Znaleziono ją dziś rano w jej pokoju. Powiesiła się. Zatrzymali ją w szpitalu jeszcze jeden dzień na obserwacji. Dzisiaj rano, kiedy weszli do jej pokoju, znaleźli ją wiszącą na żyrandolu. Powiesiła Się na własnym pasku.
- O Boże - - powiedziałem. Śniadanie podeszło mi do gardła. Quamus dotknął czoła w geście, który był zapewne indiańskim odpowiednikiem znaku krzyża i oznaczał: “Niech spoczywa w spokoju”.
- Zostawiła list - dodała Enid. - Nie pamiętam dokładnie treści, ale był zaadresowany do pana, panie Trenton. Brzmiał mniej więcej tak: “Nie musi pan dotrzymywać obietnicy ze względu na mnie”. Nie napisała, o jaką obietnicę chodzi ani dlaczego nie musi pan jej dotrzymywać.
Zamknąłem oczy i otworzyłem je ponownie. Wszystko dookoła wyglądało szaro, jak na czarno-białej, gruboziarnistej fotografii.
- Wiem, co to za obietnica - powiedziałem cicho.
ROZDZIAŁ 32
Uczynny pan Walcott z Towarzystwa Ratownictwa Morskiego w Salem był niskim, barczystym mężczyzną o słowiańskich rysach twarzy, z siwymi krzaczastymi brwiami i słownikiem składającym się głównie z dwóch niezobowiązujących wyrażeń: “Pewnie tak” i “Czemu nie”, które już po półgodzinie uznałem za wyjątkowo beznadziejne i irytujące.
Pan Walcott powiedział, że jego ojciec był Anglikiem, a matka Polką, że we dwoje stworzyli rodzinę, która okazała
315
się po części romantyczna, po części zwariowana, po części oziębła, a po części genialna, i że on sam nie powie już nic więcej na ten temat. Pomógł Quamusowi załadować pudła z dynamitem na pokład swojej łodzi, dziewięćdziesięcio-stopowego tłustego od smarów lugra, którego widywałem dawniej przycumowanego do brudniejszego końca nabrzeża w Salem. Potem włączył .silniki diesla i bez dalszej zwłoki odbiliśmy od mola.
Ranek był zimny, ale morze spokojne i miałem pewność, że w tych warunkach dam sobie radę z nurkowaniem. Trochę niepokoiłem się w związku z dynamitem, ale powtarzałem sobie, że robię to dla Jane. Jeśli rozegram to sprytnie i ostrożnie, wkrótce odzyskam ją całą i zdrową. Przyszła mi do głowy niezwykła myśl, że jeśli Mictantecutli dotrzyma obietnicy, może odzyskam Jane już dzisiaj wieczorem.
Quamus dotknął mojego ramienia i gestem kazał mi przejść na rufę lugra, gdzie leżał nasz sprzęt do nurkowania. Młoda dziewczyna z krótko obciętymi jasnymi włosami i smugą smaru na nosie sprawdzała zawory regulacyjne w butlach z tlenem. Nosiła identyczny drelichowy kombinezon jak pan Walcott, jej oczy miały tę samą barwę intensywnego błękitu, a krępa, piersista sylwetka świadczyła wyraźnie, że dziewczyna jest jego córką. Powiedziała: “Cześć” i popatrzyła na nas z powątpiewaniem: siwowłosy Indianin w wieku od sześćdziesięciu do trzystu lat i zdenerwowany handlarz antyków w granatowym płaszczu.

Tematy