Widząc to, sędzia rozpiął płaszcz i począł ją otulać.
- Ciekaw jestem, maleńka, czy utrzymałabyś się na moich kolanach. Spróbujemy, chcesz? Ot, widzisz, jak dobrze!
- Obawiam się, że panu będzie niewygodnie - szepnęła, tuląc się do niego.
- A jak ci na imię? - spytał sędzia.
- Małgorzata - skromnie odparła dziewczynka.
- To szkockie imię, a nazwisko?
- Nie mam żadnego - odrzekła ze łzami w oczach. - Nazywano mnie MacKeon, ale wiem, że moja mama nazywała się jakoś inaczej. Nie pamiętam nawet, jak wyglądała!
- Masz ładne imię - zauważył sędzia. - Miałem cioteczną babkę, która nazywała się tak samo. Ubierała się bardzo oryginalnie w spiczaste czepce i nosiła ciemne okulary, spadające aż na czubek nosa. Jak wyglądałabyś w okularach, z taką wykrzywioną twarzą?
Sędzia wydął usta i policzki w komiczny sposób, aż dziewczynka z oczami jeszcze pełnymi łez roześmiała się wesoło.
Konie wlokły się powoli po zaśnieżonym gościńcu. Raz powóz o mało się nie wywrócił, co trochę nabawiło strachu podróżnych. Małgosia nie krzyknęła, tylko zbladła i silniej przytuliła się do swego opiekuna. Gdy niebezpieczeństwo minęło, odetchnęła pełną piersią, a sędzia pogłaskał ją po główce, chwaląc odwagę i opanowanie.
Koło piątej po południu, spóźniwszy się o trzy godziny, dyliżans dotarł do Seybrock.
- Proszę pana, niech pan będzie łaskaw przypomnieć woźnicy, że miał mi wskazać dom Terencjusza - poprosiła Małgosia, gdy jechali przez miasto.
- Obiecałem twojemu przyjacielowi, Barnabie, że cię sam dostawię na miejsce przeznaczenia - odparł sędzia. - Ale sądzę, że wpierw trzeba zjeść cokolwiek. Musisz być głodna po długiej podróży. Moja stara przyjaciółka, pani Merill, gospodyni w zajeździe “Pod Jeleniem”, przyrządzi nam coś smacznego. Ale oto i zajazd, a pani Merill wygląda właśnie przez okno.
Sędzia Gray zeskoczył ze stopni powozu, pożegnał swego towarzysza, pana Stevensa, a pomógłszy starej damie wysiąść, zajął się następnie małą, którą wprowadził do ciepło ogrzanej izby.
- Dobry wieczór, pani Merill! - zawołał wesoło potrząsając przyjaźnie ręką gospodyni.
- Miło widzieć pana sędziego w dobrym zdrowiu - odparła pani Merill z uśmiechem szczerego zadowolenia. - A jakże się miewają panna Rachela i Reginald?
- Zdrowi, dziękuję pani. Siostra moja, jak zazwyczaj, uskarża się często na migrenę. Regie wyrósł na tęgiego chłopaka. Nie poznałaby go pani!
Pani Merill spędziła kilka lat w domu sędziego. Wychowywała jego jedynaka, aż do chwili swego wyjścia za mąż.
- Cóż to za dziewczynka i dokąd z panem jedzie? - spytała pani Merill.
- Przybyła ze mną z Wyn - odrzekł sędzia - i, równie jak ja, jest głodna. Ale zanim pani zakrzątniesz się przy kolacji, zechciej przejść ze mną do sąsiedniego pokoju. Mam sprawę do omówienia.
- Służę panu sędziemu - rzekła gospodyni, prowadząc go do alkierza i zamykając za sobą drzwi.
- Czy może mnie pani objaśnić, co to za człowiek - Terencjusz MacKeon?
Gospodyni pomyślała chwilę.
- Jest tu jeden Irlandczyk o tym nazwisku. Bardzo nieciekawa postać. Nie ma żadnego stanowiska i obarczony jest liczną rodziną. Bieda tam u nich wielka. Mąż mój więcej wie na ten temat.
- Dziewczynka to sierota i została wysłana do MacKeonów, przez niejakiego Barnabę, aby zostać pod ich opieką - rzekł sędzia.
- Biedne dziecko! Przez Barnabę, powiada pan sędzia? To pewnie Barnaba Brian z Wyn. Znam go, bardzo poczciwy i dobry człowiek. Grywa na skrzypcach i posiada niezwykły talent muzyczny. Czy pan sędzia życzy sobie, abym zawołała męża?
- Nie, nie potrzeba, sam zajdę do niego. A teraz, kochana Zuzanno, zajmij się, proszę, tą małą. Tylko nie przekarmiaj jej słodyczami, zostaw miejsce na wyborną jajecznicę.
Zuzanna Merill uśmiechnęła się z zadowoleniem i pospieszyła do kuchni przyrządzić posiłek dla swego dawnego pana. Sędzia zaś udał się do gospodarza. Zastał go w izbie gościnnej wspartego o stół i śmiejącego się z pijanego Irlandczyka, który słaniając się na nogach, dopraszał się daremnie o jeszcze jeden kieliszek whisky.
- Jak się masz, Janie - rzekł sędzia wyciągając rękę do oberżysty. - Czy w ten sposób traktujesz swoich gości?
- Uchowaj, Boże! Panie sędzio - zaprzeczył Jan Merill, witając przybyłego z wielkim uszanowaniem i radością zarazem. - Nie dopuszczam się nigdy tego rodzaju postępowania. Ale Terencjusz MacKeon wstępuje wszędzie po drodze na kieliszek. Dlatego prawie zawsze jest w takim stanie, w jakim go pan sędzia teraz widzi.
Sędzia popatrzył uważnie na pijaka, który, czepiając się ściany i mrucząc przekleństwa, wychodził z izby. Nie można było niewinnego i delikatnego dziecka powierzyć podobnej opiece. Toteż zamieniwszy parę słów z gospodarzem, powrócił do pokoju, gdzie zostawił Małgosię.