Automatycznie szukał wzrokiem na drugiej stronie ulicy katedry rzymsko-katolickiej, stojącej spokojnie na dziedzińcu; podobał mu się neobizantyjski spokój pojedynczej kampanili z cegły przetykanej kamieniem. Skręcił w prawo, a potem znowu w prawo do Stag Place. Minutę później zadzwonił na najwyższe piętro jednego z domów wznoszących się stromo ponad ulicą.
Fasadę domu odmalowano niedawno tanim kosztem i farba już odpadała. Ian spojrzał na dwie skrzynki z geranium i petuniami na najwyższym piętrze.
- Tak? - Głos w domofonie brzmiał obojętnie.
- Tu Ian.
Zamek zadzwonił i ustąpił. Usłyszał, jak zatrzaskuje się za nim, kiedy wstępował na wąskie schody. Beżowy dywan był wytarty nie z powodu starości, ale dlatego, że właściciel domu starał się wydać jak najmniej pieniędzy na upiększenia. Na każdym piętrze znajdowały się pojedyncze drzwi. Kiedy dotarł na szczyt, drzwi były już otwarte. Zamknął je za sobą.
Hall wejściowy był maleńki, ale sypialnia po prawej całkiem przestronna. Ujrzał, że jest pusta. Poszedł do salonu, a przez drzwi po jego przeciwnej stronie zobaczył ją stojącą nad zlewem w kuchni. Kasztanowe loki do ramion. Różowa koszulka z krótkimi rękawami. Różowe spodnie. Sandały na wysokich obcasach. Usłyszał grzechot tacy do lodu. Kiedy się odwróciła, trzymała w dłoniach chromowany kubełek. Jej oczy patrzyły wyzywająco.
- Powinniśmy porozmawiać - oświadczył.
- Cóż mogłoby być bardziej rozkosznego, panie ministrze? - odparła, wręczając mu chromowany kubełek.
Nieśpiesznie otworzyła kredens i wyjęła dwa kieliszki, podczas gdy Ian stał z kubełkiem w ręku, zirytowany i zakłopotany jej opanowaniem.
- Pan pierwszy - powiedziała z grzecznym uśmieszkiem, który wzmógł jego zakłopotanie.
W salonie, gdzie tani beżowy dywan przeświecał w dwóch miejscach, Ian postawił kubełek obok butelki whisky na niskiej komodzie. W pomalowanej doniczce rosła prymulka, której pstrokate, białe i zielone liście opadały na książki w miękkich oprawach, wypełniające półki do połowy. Kącik ust Iana ściągnął się w przelotną, gorzką imitację uśmiechu na wspomnienie przyjemności - zaledwie kilka tygodni temu? - jaką sprawił mu widok zręcznych palców Maureen oskubujących całkowicie zielone liście.
- W przeciwnym razie przestaną rosnąć pstrokate - wyjaśniła. Lubiła bawić się w domowy nastrój.
Nigdy szczegółowo nie wypytywał Maureen o jej pracę sekretarki. Nic fascynującego, mówiła. Lubiła pracować jako wolny strzelec, sama organizować swój czas. Dobre wychowanie Iana nie sięgało na tyle daleko, by prowadzić z Maureen długą rozmowę o pracy sekretarki, toteż jej brak zainteresowania tym tematem odpowiadał im obojgu.
Poznali się podczas spotkania Iana z grupą biznesmenów, które było otwarte dla prasy Maureen towarzyszyła dziennikarzowi piszącemu o spotkaniu dla “Belfast Time”. W Irlandii Północnej zastanawiano się, czy Ian zainwestuje pięćdziesiąt milionów funtów w rozwój zakładów motocyklowych w Belfaście. Niemal cała trzystuosobowa załoga zakładów rekrutowała się spośród mniejszości katolickiej w Belfaście. Ian mógł w przemówieniu tylko napomknąć o projekcie, nie zdradzając, jaką decyzję podejmie.
- Musicie poczekać na ogłoszenie decyzji w Izbie Gmin.
Na przyjęciu, które potem nastąpiło, Maureen Halloran przedstawiła się Ianowi wyjaśniając, że przyszła go posłuchać ze względu na osobiste zainteresowanie Ulsterem, gdzie się urodziła. Ich oczy porozumiały się momentalnie, a kiedy Ian odkrył, że Maureen mieszka dziesięć minut drogi od Parliament Square, zaproponował:
- Może zjemy kiedyś razem lunch i opowiesz mi, jak wygląda życie w Irlandii Północnej.
Po raz pierwszy spotkali się we francuskiej restauracji niedaleko ulicy Victoria, gdzie fakt, że politycy spotykają się z atrakcyjnymi przedstawicielkami płci przeciwnej, nie wydawał się nikomu podejrzany. Maureen mogła być dziennikarką, działaczką z okręgu wyborczego, kuzynką, kimkolwiek. Chris czekał w samochodzie przed restauracją, a po wyjściu, na sugestię Maureen, wysadzili ją przed katedrą Westminster, zanim Ian poszedł do Izby Gmin, gdzie rozpoczęło się posiedzenie z interpelacjami do premiera.
Po raz drugi spotkali się w jej mieszkaniu tuż przy Stag Place. Dopilnował, by powiedzieć Chrisowi, że musi się rozruszać i samochód nie będzie mu potrzebny. O drugiej piętnaście z telefonu Maureen na karty magnetyczne zadzwonił do restauracji i przeprosił za to, że nie skorzystał z rezerwacji, ponieważ spotkanie się przeciągnęło.
Później odwiedzał ją w mieszkaniu przy Stag Place co dwa lub trzy tygodnie. Ponieważ rządowe linie telefoniczne ministrów przechodziły przez ich biura, Ian nie lubił dzwonić do Maureen z gabinetu w BITE, chociaż powszechnie uważano, że jego linia była całkowicie prywatna. Wolał dzwonić do niej ze swego pokoju w Izbie Gmin, poza terenem urzędników państwowych w Whitehall. Raz Maureen zostawiła wiadomość sekretarce Iana w Izbie Lordów, prosząc, żeby zadzwonił do panny Halloran. (- Czy będzie wiedział, o co chodzi?- spytała sekretarka. - Tak. )
Teraz Ian natychmiast przeszedł do rzeczy.
- Czemu dzwoniłaś do mnie do domu?
Wypiła łyk whisky i spojrzała na niego znad szklanki. Przegnał z myśli obraz Patsy patrzącej na niego w ten sam sposób.
- A czemu nie miałabym tego robić?
Po trzymiesięcznej znajomości, drocząc się, poprosiła go o numer telefonu domowego mówiąc, że w ten sposób “pokaże, że jej ufa”. Dał jej go sądząc, że i tak o tym zapomni. Tak czy inaczej, rozumiało się samo przez się, że nie będzie do niego dzwoniła.
Obserwował ją podłużnymi, szarymi oczami. Maureen miała pewnie około trzydziestu lat, może nieco więcej. Zawsze przypominała mu kota, kiedy zakładała ręce do tyłu, z dłońmi obok kasztanowych loków rozłożonych na poduszce; potrafił wyłączyć obraz Patsy przyjmującej tę samą pozycję. Czasem droczył się z Maureen na temat jej wyjątkowych uzdolnień.
- Jak to możliwe, że dziewczyna wychowana w przyzwoitym, katolickim domu, posiada tak rozległą wiedzę cielesną? - pytał, a Maureen odpowiadała śmiechem.