— Nie, jestem tu na stałe, bo straciłam swój dom. Nazywam się Patrycja. A ty pewnie jesteś Pafnucy? Słyszałam o tobie.
— Bardzo mi przyjemnie — powiedział pośpiesznie Pafnucy. — Skoro jesteś na stałe, to jeszcze się zobaczymy. Przepraszam…
…cię bardzo, ale jestem umówiony i muszę się śpieszyć — mówił już o wiele dalej, bo głód pchał go w stronę jeziorka coraz silniej. Zaczął patrzeć już tylko pod nogi i nie rozglądał się wcale na boki w obawie, że zobaczy jeszcze kogoś, z kim trzeba będzie porozmawiać.
Tylko dzięki temu patrzeniu pod nogi nie potknął się o młodego, nieznajomego borsuka, który fuknął gniewnie.
— Dzień dobry… — zaczął z rezygnacją Pafnucy.
— A tam, dobry! — prychnął wyraźnie rozzłoszczony borsuk. — Domu nie ma, zapasów nie ma, co ja tu znajdę…?
Szurnął w las i jeśli nawet mówił coś więcej, Pafnucy już tego nie słyszał, bo sam też bardzo przyśpieszył kroku.
Między drzewami ujrzał prześwitującą wodę, uszczęśliwiony wybiegł niecierpliwie na przybrzeżną trawę i zatrzymał się jak wryty. Przetarł oczy, zamknął je, otworzył i znów przetarł.
Marianna się rozdwoiła. Najwyraźniej w świecie Pafnucy widział dwie wydry, stojące słupka tuż nad wodą. Pomyślał, że z głodu pewnie mu się w oczach dwoi, i ani chwili dłużej nie powinien zwlekać z tymi rybami. Uczynił kilka kroków, obie wydry odwróciły się ku niemu i jedna z nich z całą pewnością okazała się Marianną.
— Pafnucy, jesteś! — wykrzyknęła i z radości fiknęła koziołka. — Jak się cieszę! Czekam tu na ciebie jak szalona, bo chcę ci przedstawić Łukasza! To jest Łukasz! Zdecydowałam się założyć rodzinę!
Wiadomość wydała się Pafnucemu ogromnie ważna i wiedział, że powinien teraz składać gratulacje i rozmaite najlepsze życzenia, ale w żołądku poczuł coś, co trochę zamąciło mu w głowie.
— Najserdeczniejsze ryby — powiedział szybko. — Bardzo mi pusto przyjemnie. Cieszę się coś zjeść… To znaczy, tego…
— O Boże, ty przecież jesteś głodny! — wykrzyknęła Marianna i chlupnęła do wody.
— Mnie też jest bardzo przyjemnie — powiedział Łukasz i z wielkim rozbawieniem przyglądał się, jak Pafnucy rozpoczyna swój pierwszy wiosenny posiłek. Marianna usiadła spokojnie na trawie dopiero po bardzo długiej chwili.
— Tylko nie próbuj teraz z nim rozmawiać — ostrzegła Łukasza. — Zwariować można od tego, co mówi z rybami w ustach. Skorzystam i opowiem mu o tobie. — Odwróciła się do Pafnucego i mówiła dalej: — Łukasz mieszkał dosyć daleko, nad rzeczką, ale ludzie, jak zwykle, zrobili jakieś okropieństwo, spaskudzili rzeczkę i wytępili wszystkie ryby. Byłby umarł z głodu. Zaczął szukać nowego, lepszego miejsca, ptaki mu powiedziały, że u nas jest nieźle, więc w końcu trafił tutaj. Widzisz sam, że jest sympatyczny, będziemy rodziną i wychowamy jakieś dzieci.
— Ja kech gyłgym umał ch głogu — powiedział z przejęciem Pafnucy.
— Proszę? — zainteresował się gwałtownie Łukasz.
— A mówiłam…! — zawołała Marianna. Pafnucy pośpiesznie przełknął.
— Ja też byłbym umarł z głodu — przetłumaczył. — Myślałem, że nigdy tu nie dojdę, bo wszędzie były jakech ochke ochoky.
— Co było? — spytał szybko Łukasz z jeszcze większym zainteresowaniem .
— Zaczekaj chwilę, przecież widzisz, że już kończy! — zniecierpliwiła się Marianna. — To jest pierwsze śniadanie, drugie śniadanie wyłowię mu dopiero za pół godziny. Jest bardzo wygłodzony, nie powinien jeść za dużo na raz, bo jeszcze mu zaszkodzi.
— Ja myślę, że zaszkodzi mi zjeść za mało na raz — poprawił Pafnucy z głębokim przekonaniem i zjadł ostatnią rybę.
Łukasz przeczekał tę ostatnią rybę.
— To teraz powiedz, co było — poprosił. — Bardzo mnie zaciekawiłeś.
— Nic takiego — odparł Pafnucy. — Jakieś obce osoby. I ze wszystkimi musiałem…
— Jakie obce osoby? — przerwała podejrzliwie Marianna.
— Jedna wiewiórka — odparł Pafnucy. — Jedna sarenka, Patrycja. Jeden borsuk, nie zdążył się przedstawić. Wiewiórka szukała cudzych orzechów, bo nie miała własnych…
— Nie miała własnych? — zdziwiła się Marianna. — A cóż ona robiła na jesieni? No owszem, te głupie wiewiórki zapominają, gdzie wetknęły zapasy, ale niemożliwe, żeby wcale nie miały!
— Powiedziała, że straciła dom i wszystko — wyjaśnił Pafnucy. — Patrycja też straciła dom i przyszła do nas, żeby zostać na stałe. Ciekawa rzecz. Borsuk też powiedział, że nie ma domu.
Marianna milczała przez chwilę.
— Nie podoba mi się to — oznajmiła po namyśle. — Wszyscy stracili domy? A cóż to za jakiś kataklizm? Pafnucy, musisz się koniecznie dowiedzieć, co się stało i o co tu chodzi!