Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Herkules Poirot odparł unosząc głos:
— Ale nie tak dociekliwy i nie tak diabelski jak człowiek, który zabił Arlenę Marshall! Proszę cofnąć się na chwilę myślą do tego dnia. Przypominamy sobie, co myśleliśmy. Kogo Arlena Marshall poszła spotkać tego ranka? Wszyscy byliśmy przekonani, że Patricka Redferna. Nie szła na spotkanie z szantażystą. Jej twarz by mi to powiedziała. O nie, miała spotkać się z ukochanym… a raczej sądziła, że to będzie ukochany. Tak, byłem tego zupełnie pewien. Arlena Marshall wyruszyła na spotkanie z Patrickiem Redfernem. Ale minutę później Patrick Redfern pojawił się na plaży, najwyraźniej rozglądając się za nią. A więc co?
Patrick Redfern powiedział tłumiąc gniew:
— Ktoś podszył się pode mnie.
— Był pan wyraźnie wytrącony z równowagi i zdumiony jej nieobecnością — rzekł detektyw. — Może aż nadto otwarcie. Moja teoria jest taka, panie Redfern, że pani Marshall wyruszyła do Zatoczki Skrzata, żeby spotkać się z panem, i że zabił ją pan tam, tak jak pan to sobie zaplanował.
Patrick Redfern szeroko otworzył oczy. Wysokim, dobrodusznym głosem z irlandzkim akcentem zaprotestował:
— Czy pan zgłupiał? Byłem z panem na plaży, póki nie popłynąłem łodzią z panną Brewster i nie znalazłem jej nieżywej.
— Zabił ją pan — powiedział Herkules Poirot — kiedy panna Brewster odpłynęła, żeby sprowadzić policję. Arlena Marshall nie była martwa, kiedy znalazł się pan na plaży. Ukryta w grocie czekała chwili, gdy brzeg będzie pusty.
— Ale ciało! Panna Brewster i ja, oboje widzieliśmy ciało!
— Ciało… tak. Ale nie martwe. Ciało żywej kobiety, która pana wspomogła. Nogi i ramiona pokryła olejkiem imitującym opaleniznę, a twarz ukryła pod zielonym tekturowym kapeluszem plażowym. Christine (pańska żona, a być może nie żona, ale wspólniczka) pomogła panu popełnić te zbrodnię, tak jak pomogła popełnić w przeszłości inną zbrodnie, gdy „odkryła” ciało Alice Corrigan co najmniej dwadzieścia minut przed śmiercią tejże Alice… zabitej przez swego męża, Edwarda Corrigana… czyli pana!
— Ostrożnie, Patricku. Nie trać równowagi — odezwała się Christine zimnym i opanowanym głosem.
— Pewnie zainteresuje pana wiadomość — ciągnął Poirot — że oboje, pan i pana żona, Christine, zostaliście bez trudu rozpoznani przez policję z Surrey… na grupowym zdjęciu wykonanym tutaj. Zidentyfikowano was jako Edwarda Corrigana i Christine Devrill, młodą kobietę, która znalazła zwłoki.
Patrick Redfern wstał. Jego przystojna twarz wykrzywiła się, nabiegła krwią. Była to twarz mordercy, tygrysa w ludzkim ciele.
— Ty przeklęta, wścibska, zawszona mała glisto! — wrzasnął.
Rzucił się na Herkulesa Poirota zaciskając palce na jego gardle.
Rozdział trzynastyI 
Herkules Poirot rzekł z namysłem:
— Nastąpiło to tego ranka, kiedy siedzieliśmy tutaj i rozmawialiśmy o opalonych ciałach leżących jak mięso na ladzie… Wtedy właśnie pomyślałem, jak mało różni się jedno ciało od drugiego. Oczywiście, z bliska widać różnice, ale gdy się rzuci tylko przelotne spojrzenie… Jedna przeciętnie dobrze zbudowana młoda kobieta do złudzenia przypomina inne. Brązowe nogi, brązowe ręce, pośrodku skąpy kostium kąpielowy… po prostu ciało rozciągnięte na słońcu. Gdy kobieta chodzi, mówi, śmieje się, odwraca głowę, wówczas ujawnia swoją osobowość, indywidualność, niedostrzegalną podczas rytuału słonecznego.
Tego dnia przedmiotem naszej rozmowy było zło… „zło, które żyje pod słońcem”, jak je określił pan Lane. Pan Lane jest osobą bardzo wrażliwą, doskonale wyczuwa obecność zła, lecz w tym wypadku nie wiedział dokładnie, gdzie ono się znajduje. Dla niego uosobieniem zła była Arlena Marshall i niemal wszyscy inni się z nim zgadzali.
Lecz dla mnie, choć zło było obecne, nie ogniskowało się ono w Arlenie Marshall. Było z nią związane… lecz w zupełnie inny sposób. Widziałem ją, od pierwszej do ostatniej chwili, jako skazaną przez los ofiarę. Ponieważ była piękna, ponieważ była czarująca, ponieważ mężczyźni odwracali głowę, by na nią spojrzeć, zaczęto uważać, że jest typem kobiety rujnującej życie mężczyzn i niszczącej ich dusze. Ale ja widziałem ją inaczej. To nie ona była złowieszczo atrakcyjna dla mężczyzn… to mężczyźni byli złowieszczo atrakcyjni dla niej. Była typem kobiety, która łatwo pociąga mężczyzn i równie łatwo ich nuży. I wszystko, co mi o niej mówiono i co odkryto, umacniało mnie w tym przekonaniu. Najpierw usłyszałem, że odmówił poślubienia jej mężczyzna, w którego sprawie rozwodowej została wymieniona jako współwinna. Wtedy kapitan Marshall, jeden z tych nieuleczalnie rycerskich mężczyzn, pojawił się na scenie i poprosił ją o rękę. Dla nieśmiałego, stroniącego od ludzi człowieka, jakim jest kapitan Marshall, publiczne poniżenie musiało wydawać się torturą… stąd jego miłość i współczucie dla pierwszej żony, publicznie oskarżonej i sądzonej za morderstwo, którego nie popełniła. Ożenił się z nią, i jak się okazało, słusznie ocenił jej charakter. Po jej śmierci inna piękna kobieta, być może o podobnym typie urody (gdyż Linda swe rude włosy najprawdopodobniej odziedziczyła po matce) zostaje publicznie poniżona. Marshall po raz drugi spieszy na ratunek. Lecz tym razem nic nie usprawiedliwia jego zaślepienia. Arlena jest głupia, niegodna jego przyjaźni ani ochrony, bezmyślna. Myślę, że zawsze widział ją taką, jaką naprawdę była i współczuł jej nawet wówczas, gdy przestał ją kochać i drażniła go jej obecność. Uważał ją za dziecko, które nie może przekroczyć pewnego etapu w życiu.
Arlena z obsesją na punkcie mężczyzn stanowiła, według mnie, łatwy łup dla pewnego typu mężczyzn. Typ ten rozpoznałem od razu w przystojnym Patricku Redfernie — pewnym siebie, czarującym dla kobiet łowcy przygód, który w taki czy inny sposób na nich żeruje. Obserwując ich na plaży byłem pewien, że Arlena jest ofiarą Patricka, a nie odwrotnie. I doszedłem do wniosku, że zło skupia się w Patricku, nie w Arlenie Marshall.

Tematy