Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- To prawie sześćdziesiąt mil stąd - narzekał. - Takiej odległości nie przeszedłbym przez tydzień, nie mówiąc już o jednej nocy. Już to samo uczyniłoby mnie niezdolnym do walki z wiedźmą.
- Nie obawiaj się - powiedział Kasyks. - Mol Besa jest w stanie opracować sposób, w jaki się tam dostaniemy.
Mol Besa wprowadził dwa różne programy do swojej tablicy rozdzielczej. Pierwszy z nich proponował zamianę napięcia psychicznego, które wytworzyli, wkraczając do snu Isabel Gowdie, na energię kinetyczną. Ta energia spokojnie wystarczyłaby na to, by dostali się do Dover w taki sam sposób, w jaki lecieli nad Londynem. Jednak Mol Besa oba­wiał się, że zużycie energii kinetycznej poważnie obniżyłoby zdolność ich fizycznej obecności we śnie, tak że balansowali­by na krawędzi snu i rzeczywistości. Wtedy, gdyby Isabel Gowdie chciała, mogłaby łatwo wyrzucić ich ze swego snu.
Drugi program proponował czasową kompresję: przy­spieszenie dwunastogodzinnego marszu do dwunastu se­kund. Problem polegał na tym, że ten program zużyłby większość zapasów ich energii. Musieliby walczyć za pomo­cą energii już posiadanej i nie mieliby żadnej rezerwy.
- To diabelne ryzyko - powiedział Kasyks. - Mog­libyśmy stanąć przed wyborem: czy zabić Isabel Gowdie, czy uciekać z jej snu. Innymi słowy, nasza misja przekształ­ciłaby się w zadanie kamikadze. Bez energii nie moglibyśmy się stąd wydostać aż do nadejścia innego strażnika mocy, który by nas stąd wyciągnął.
- Nie ma innego sposobu dostania się do Dover? - spytał Keldak. Padało teraz jeszcze mocniej i jego zielony hełm cały ociekał wodą.
Mol Besa potrząsnął głową.
- Możemy unieść się w powietrze i pozwolić, by ziemia przesunęła się pod nami, ale to zużyje całą energię z zapasów Kasyksa.
- Co zatem robimy? - spytał Kasyks.
- Kompresja czasu - powiedział Mol Besa. - Takie jest moje osobiste zdanie. Dostaniemy się do Dover w ciągu dwunastu sekund, co bardzo utrudni Kapturowi śledzenie nas, a nawet może nam się uda zlokalizować Isabel Gowdie, zanim on się zorientuje, gdzie jesteśmy.
- Znajdziemy ją - wtrącił się Zasta. - Znajdziemy ją bez trudu.
- Czyżby? - spytał Mol Besa. - W jaki sposób?
- Dała mi to Springer - powiedział Zasta i wyciągnął talizman, który Mol Besa widział u niej w szufladzie. Zardzewiały celtycki krzyż obwiązany płótnem. - Springer powiedziała, że został on zerwany z szyi Isabel Gowdie, gdy sąd skazał ją na stos. Podobno przywraca życie zmarłym. Ale ma zadziałać tylko wobec Izabel Gowdie. Kiedy znaj­dzie się w jej pobliżu, zacznie śpiewać. Sędziowie przewiązali go opaską, ponieważ obawiali się, że ten krzyż potrafi patrzeć.
Mol Besa wyciągnął rękę i Zasta, choć z wahaniem, ale zdjął rzemyk z szyi i przekazał talizman. Mol Besa ścisnął go mocno w dłoni. Był zimny jak lód i nie dobywał się z niego żaden dźwięk.
- Nie ma jej tutaj. Nie ma jej tu w pobliżu. Ale jeśli to naprawdę zadziała...
- Springer mówiła, że zadziała - upierał się Zasta.
- Dlaczego dała go tobie, a nie mnie?
- Powiedziała, że mógłbyś jej nie uwierzyć.
- Tylko tyle?
- Mówiła jeszcze, że mógłbyś się zawahać, czy wziąć go do snu. Powiedziała, że połowa ciebie chce złapać Isabel Gowdie, a połowa nie.
- Rozumiem - odparł Mol Besa. - Jeśli tak uważa, to lepiej miej go przy sobie, na wypadek gdybym go specjalnie zgubił albo udawał, że nie słyszę jego głosu.
- Nie - odrzekł Zasta. - Weź go. Springer powiedzia­ła, że mam ci go dać. To jakby akt wiary.
Mol Besa zdziwił się słysząc, jak jego dziesięcioletni syn mówi w ten sposób. Kasyks miał rację. Jako Wojownik Nocy Zasta był dużo bardziej dojrzały i pewny siebie. Oprócz wiedzy wyniesionej z dobrej szkoły posiadał jeszcze stuletnie doświadczenie z poprzednich wcieleń.
- W porządku - powiedział Mol Besa i zawiesił rzemyk na szyi. - Ruszajmy zapolować na wiedźmę.
Wojownicy Nocy stanęli blisko siebie. Ich zbroje ociekały deszczem. Mol Besa wprowadził do programu pełen wzór na kompresję czasu, który był fascynującą modyfikacją teorii względności Einsteina.
Kiedy skończył programowanie, dostrzegł wynurzający się zza chlewu ciemny zwalisty cień. Postać przez dłuższą chwilę stała bez ruchu, po czym poruszyła się lekko i Mol Besa dostrzegł blady owal twarzy Kaptura. Tak jak obiecał, obserwował go. Mol Besa uśmiechnął się do siebie. Miał nadzieję, że Kaptur nie zdoła przemieścić się z prędkością trzydziestu tysięcy kilometrów na godzinę, czyli tak szybko jak Wojownicy Nocy będą podróżować do Dover. Z pasa z amunicją wyciągnął połyskujący nabój i włożył go z boku do tablicy rozdzielczej. Kiedy program został załadowany, rozległ się krótki, piskliwy odgłos. Następnie Mol Besa przełożył nabój do pistoletu.
Kaptur obserwował go bez ruchu. Mimo deszczu dosięgnął ich gryzący, brązowy dym, przynosząc z sobą zapach palonego mokrego drewna i ludzkich ciał. Sen Isabel Gow­die cuchnął kostnicą i krematorium.
- Gotowi? - spytał Mol Besa, przygotowując się do strzału. Jednak w tej właśnie chwili, w odległości pięć­dziesięciu metrów pojawiła się dziewczyna pchająca przez błotnistą drogę wózek pełen podrygujących martwych ciał. Mijając ich, spojrzała ku nim. Mol Besa ponownie odniósł wrażenie, że skądś ją zna, że gdzieś już ją widział. Nie był jednak w stanie przypomnieć sobie gdzie i nim przyjrzał się jej dokładniej, odwróciła się i odeszła.