Mówiąc konkretnie, wyciągnięcie otwartej dłoni miało pokazać, że nie ma w niej broni, co wyjaśnia też, dlaczego wyciągamy prawą rękę, czyli tę, w której zwykle trzyma się broń. Takie pokazywanie ręki słabszego silniejszemu mogło być znakiem poddania, albo silniejszego słabszemu -gestem uspokajającym, jak wśród szympansów. Stając się silnym, wzajemnym uściskiem dłoni, gest ten zamienił się w energiczną czynność znamionującą zawarcie paktu wzajemnej akceptacji, przynajmniej na pewien czas, między dwiema równymi sobie osobami. Jednak w swojej istocie jest to wciąż akt, w którym żaden z dwóch uczestników nie utwierdza się w swojej dominacji, lecz każdy, niezależnie od swego względnego statusu, demonstruje, że jest chwilowo nieszkodliwy.
Jest to jedno z możliwych źródeł współczesnego uścisku dłoni, ale jest też inne, które zaciemnia ten obraz. Jedną z ważnych czynności wykonywanych przez mężczyznę przy powitaniu kobiety było całowanie w rękę. Czyniąc to, mężczyzna przed złożeniem pocałunku ujmował w swoją rękę wyciągniętą w jego kierunku dłoń kobiety. Gdy czynność ta uległa stylizacji, intensywność jej głównego elementu, czyli pocałunku, osłabła do tego stopnia, że usta mężczyzny zbliżały się do zewnętrznej strony dłoni kobiety i nie dotykając jej, wykonywały pocałunek w powietrzu. Ulegając dalszemu skonwencjonalizowaniu, czynność ta ograniczała się niekiedy jedynie do ujęcia i uniesienia kobiecej dłoni z lekkim skłonem głowy w jej kierunku. W tej zmodyfikowanej formie jest to ni mniej, ni więcej tylko lekkie potrząśnięcie dłoni. Jeden z autorów widzi w tym jedyne źródło współczesnego uścisku dłoni: "Wydaje się, że uścisk dłoni jako kontakt powitalny jest późniejszą pochodną »pocałunku w twarz«, przy czym ogniwem pośrednim był »pocałunek w rękę«". W tym świetle wyciągnięcie ręki byłoby aktem zdecydowanej dominacji nad podwładnym i jako takie zasadniczo różniłoby się od uścisku dłoni wyrażającego układ zawarty między mężczyznami.
Tymczasem słuszna jest chyba zarówno teoria splatania rąk jak teoria całowania w rękę i owo podwójne pochodzenie jest powodem całego zamieszania panującego we współczesnych podręcznikach dobrego wychowania. Sedno sprawy tkwi w tym, że w dzisiejszych czasach istnieje wiele okoliczności, w których podajemy sobie ręce. Robimy to na powitanie, na pożegnanie, zawierając układ, dobijając targu, gratulując, przyjmując wyzwanie, wyrażając podziękowanie, wyrażając współczucie, godząc się po sprzeczce i życząc szczęścia. Występują tu dwa elementy. W niektórych okolicznościach uścisk dłoni symbolizuje więź między przyjaciółmi, a w innych tylko to, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni w danej chwili. Gdy wymieniam uścisk dłoni z człowiekiem, którego właśnie poznałem, jest to tylko grzeczność i nie mówi nic o naszych przeszłych czy przyszłych wzajemnych stosunkach.
Inaczej mówiąc, można stwierdzić, że współczesny uścisk dłoni jest aktem podwójnym, który udaje akt pojedynczy. "Układowy uścisk dłoni" i "powitalny uścisk dłoni" mają inne pochodzenie i inne funkcje, ale ponieważ osiągnęły wspólną formę, myślimy o nich po prostu jako o "przyjacielskim uścisku dłoni". Stąd wywodzi się całe zamieszanie. Problem ten nie istniał aż do wczesnych czasów wiktoriańskich. Wówczas praktykowano tylko układowy uścisk dłoni między mężczyznami, który mówił: "załatwione!", i całowanie kobiety w rękę, które mówiło: "spotkanie z panią jest dla mnie zaszczytem". Ale gdy w epoce wiktoriańskiej interesy zaczęły się coraz silniej splatać z życiem towarzyskim, obie te czynności stopiły się w jedno i pomieszały ze sobą. Energiczny układowy uścisk dłoni uległ zwiotczeniu i osłabieniu, a delikatne ujmowanie kobiecej dłoni przy przelotnym pocałunku uległo wzmocnieniu.
Obecnie akceptujemy ten stan rzeczy bez zastrzeżeń, ale w dziewiętnastowiecznej Francji spotykało się to z pewnym oporem. Powitalny uścisk dłoni określano tam jako "amerykańskie potrząsanie ręką", i patrzono na nie złym okiem, gdy praktykowali je mężczyźni odwiedzający niezamężne