Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dzięki brytyjskim turystom, którzy odwiedzali Zakhintos, Zek po­znała nieco angielski.
- Ja... wiem - odparła. - Ja... ja zwariowałam!
Przyjrzał się jej, popatrzył na szary mundur z ukośnym żółtym pa­skiem na wysokości serca, przeniósł wzrok na salę i rozstawioną w niej aparaturę, a w końcu spojrzał, z ogromnym zdumieniem, na swoje nagie ciało.
- Miałaś z tym coś wspólnego? - zapytał nieufnie.
Zek wstała, odwracając wzrok. Nadal dygotała. Wątpiła w trzeźwość swego umysłu. Wydawało się, że Harry czyta w jej my­ślach, ale w rzeczywistości jedynie snuł przypuszczenia.
- Nie - stwierdził. - Nie zwariowałaś. Jestem tym, za kogo mnie uważasz. I zadałem ci pytanie. Czy ty zniszczyłaś umysł Kyle'a?
- Brałam w tym udział - przyznała w końcu. - Ale nie przy... tym. -Jej błękitne oczy zerknęły na aparaturę, po czym znów skupiły się na Harrym. - Jestem telepatką. Czytałam jego myśli, podczas gdy oni...
- Podczas gdy oni je wymazywali?
Zwiesiła głowę, potem podniosła ją, mruganiem powstrzymując łzy.
- Dlaczego tu przyszedłeś? Ciebie też zabiją!
Harry popatrzył na siebie. Zaczynało do niego docierać, że jest na­gi. Początkowo miał wrażenie, że otrzymał nowe ubranie, teraz jednak widział, ze to tylko ciało. Jego ciało.
- Nie wszczęłaś alarmu - powiedział.
- Nic nie zrobiłam, jeszcze - odparła, bezradnie wzruszając ramio­nami. - A może ty się mylisz i rzeczywiście zwariowałam?
- Jak ci na imię? Powiedziała mu.
- Posłuchaj, Zek - zaczął. - Byłem tu przedtem. Wiedziałaś o tym? Przytaknęła. Wiedziała o tym i o zniszczeniach, jakie spowodował.
- Cóż, teraz odchodzę, ale wrócę. Wkrótce. Tak szybko, że nie zdołasz temu zapobiec. Jeżeli wiesz, co wydarzyło się tutaj podczas mojej ostatniej wizyty, pojmiesz moje ostrzeżenie. Zabieraj się stąd. Idź do­kądkolwiek. Rozumiesz?
- Odchodzisz? - Poczuła, że wpada w histerię, poczuła, że wzbiera w niej niepohamowany śmiech.- Sądzisz, że wydostaniesz się stąd, Harry Keoghu? Zapewne nie wiesz, że jesteś w sercu Rosji! - Niemal się odwróciła, ale znów spojrzała w jego stronę. - Nie masz najmniej­szej szansy... - Nie zdołała jednak już dostrzec Harry'ego, który...
Znalazłszy się w kontinuum Mobiusa, Harry wywołał Carla Quinta i natychmiast otrzymał odpowiedź.
- Jesteśmy tu, Harry. Spodziewaliśmy się, że prędzej czy później do nas trafisz.
- My? - Harry poczuł, że serce mu staje.
- Ja, Feliks Krakowicz, Siergiej Gulcharow i Michaił Wołkoński. Teo Dołgich załatwił nas wszystkich. Znasz oczywiście Feliksa, ale jeszcze nie zetknąłeś się z Michaiłem. Polubisz go. To facet z charakte­rem! A co z Alekiem? Jak mu poszło?
- Nie lepiej niż wam - stwierdził Harry, kierując się w ich stronę.
Opuścił nieskończoną wstęgę Mobiusa i znalazł się pośród gruzów karpackiego zamku Faethora Ferenczego. Minęła trzecia i pod księży­cem przemykały się chmury, przeistaczając szeroką półkę nad wąwo­zem w krainę widmowych cieni. Wiatr z ukraińskich równin sprawił, że nagie ciało nekroskopa przeniknął dreszcz.
- A zatem Alec też oberwał? - W głosie Quinta czuło się gorycz. Po chwili jednak ustąpiła miejsca pewnemu ożywieniu.
- Może się z nim spotkamy?
- Nie - powiedział Harry. - Nie spotkacie się. Wątpię, czy kiedykol­wiek uda się wam go odnaleźć. Chyba nikomu się to nie uda. - Wyjaś­nił, co ma na myśli.
- Musisz wyrównać rachunki, Harry - powiedział Quint, kiedy do­wiedział się wszystkiego.
- Cofnąć się tego nie da - stwierdził nekroskop. - Ale można go pomścić. Poprzednim razem ostrzegałem ich, teraz zaś zmiotę z po­wierzchni ziemi. Całkowicie! Przybyłem do was w poszukiwaniu mo­tywacji. Pozbawianie życia to nie mój styl. Robiłem to, ale to dość paskudna sprawa. Lepiej, gdy zmarli mnie kochają.
- Większość z nas zawsze będzie cię kochała - rzekł Quint
- Nie byłem pewien, czy zdołałbym raz jeszcze dokonać masakry - ciągnął Harry. - Teraz wiem, że jestem w stanie. Feliks Krakowicz milczał aż do tej pory.
- Nie mam prawa cię powstrzymywać - odezwał się jednak. - Ale jest tam paru dobrych ludzi.
- Jak Zek Foener?
- Tak, to jedna z nich.
- Już powiedziałem jej, że ma się stamtąd wynieść. Sądzę, że tak postąpi.
- Cóż - Harry usłyszał westchnienie Krakowicza i niemal zobaczył, jak Rosjanin kiwa głową - choć to mnie cieszy...
- Chyba już czas, bym ruszył dalej - stwierdził Harry. - Carl, może ty jesteś w stanie mi powiedzieć, czy Wydział E ma dostęp do mate­riałów wybuchowych o dużej sile rażenia?
- Wydział może otrzymać wszystko, czego zechce. To tylko kwestia czasu! - odpowiedział Quint
- Hmm - zadumał się Harry. - Miałem nadzieję, że załatwię to szyb­ko. Choćby dzisiejszej nocy.