– A le masz numer komórki Maggie. I, kochanie, w pewnym momencie, już niedługo,
będziesz musiała do niej zadzwonić. Przynajmniej po to, żeby się dowiedzieć, czy nie ma jakichś przydatnych telefonów, na przykład do tej
przyjaciółki, z którą Emma mieszkała. Może być z nią, prawda?
Pokręciłam głową.
– Nie rozmawiają ze sobą – przypomniałam mu. – Pamiętasz? Emma uważa, że to przede wszystkim przez nią znalazła się w obecnej
sytuacji. W każdym razie tak mówi. Nie jestem do końca przekonana. Założę się, że tamta jest na czarnej liście Tarima.
Zmarszczyłam brwi, gdy wymówiłam jego imię, i na myśl, która temu towarzyszyła.
– Myślisz, że to jest to? Że wyszedł? Myślisz, że Emma jest z nim?
Mike zrobił minę do Romana, który przechylił główkę w tył i autentycznie zaniósł się śmiechem. Przecież znał tylko nas. Ta myśl uderzyła
mnie z całą mocą. Dla niego dom to była Emma, owszem, ale również Mike i ja – my byliśmy jego stałymi punktami, jego bezpieczeństwem,
jego ważnymi osobami. I Kieron, i Lauren, i Riley, i David… Odepchnęłam od siebie tę myśl, która stawała się coraz bardziej niepokojąca.
Myśl, że Roman nic nie wie o zamieszaniu, jakie rozpęta się wokół niego niebawem; o tym, że niezależnie od okoliczności (czy zostanie z
Emmą, czy odeślą go do innej rodziny zastępczej) jego porządek dnia, głosy, do których jest przyzwyczajony, widoki, zapachy, dotyk –
prawie wszystko to się zmieni i zmiana ta będzie nagła.
Mike, wciąż robiąc miny do Romana, odpowiedział:
– Powiedziałbym, że jeżeli odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi „tak”, to odpowiedź na drugie też. – Odwrócił się do mnie. – Nie
sądzisz, kochanie? Wiesz, myślę, że pora zadzwonić do Maggie.
I zadzwonilibyśmy. Tylko że zanim skończyłam wycierać naczynia, wyciągnęłam teczkę, przegrzebałam papiery, żeby znaleźć numer
Maggie i wpisałam go w swoją listę kontaktów, telefon zadzwonił mi w ręku. Wyświetlił się numer Emmy.
A le to nie Emma odezwała się po drugiej stronie. To była dziewczyna, która przedstawiła się jako Tash, jedna z nowych koleżanek
Emmy ze szkoły. Chciała wiedzieć, czy mogłabym przyjechać do niej i „odstawić Ems do domu”, ponieważ ona jest „konkretnie jakby nie w
stanie” i nie wolno jej zostać, bo takie są zasady.
– Hej ho – powiedział Mike, kiedy wskoczyliśmy do samochodu i gnaliśmy pod podany adres, włączywszy do akcji Riley, która zajęła się
Romanem; kochana dziewczyna. – I tak nie miałem ochoty oglądać tego odcinka Lewisa.
Roześmiałam się wbrew sobie. Przecież nagrywał cały serial i wiadomo, że mógł go oglądać, kiedy chce. A le był to ten rodzaj śmiechu,
kiedy ma się do wyboru: śmiać się albo płakać. A ja mogłabym płakać. Nie nad sobą i nawet nie nad Emmą. Po prostu z czystej frustracji, że
cała historia rozgrywa się dokładnie tak, jak każdy cynik mógłby się spodziewać.
Taka też scena czekała nas pod wskazanym adresem, który wyglądał na wielorodzinny dom na skraju dużego osiedla – z mieszkaniami
socjalnymi w rodzaju takiego, do jakiego Emma mogłaby się przeprowadzić z Romanem. Dziewczyna o ślicznej, okrągłej twarzy, ubrana od
stóp do głów na czarno, była skruszona, zawstydzona i… w zaawansowanej ciąży, co prawdopodobnie było powodem jej trzeźwości.
Natychmiast wzbudziła tym moją sympatię. Widać było, że dziewczyna ma poczucie odpowiedzialności. Była też, co zrozumiałe, dość
ostrożna, zwłaszcza gdy spytałam ją, czy Emma była z nią cały czas.
Odpowiedź na moje pytanie była najwyraźniej przecząca, choć Tash niechętnie wchodziła w szczegóły. Powiedziała jedynie, że Emma
była u niej wcześniej, potem wyszła z jakimiś „innymi znajomymi”, a następnie wróciła z zamiarem wytrzeźwienia, zanim pojedzie
autobusem do domu, tylko że…
– Sami państwo widzą – wyjaśniła tonem osoby zmęczonej życiem. – Szybko to się nie stanie, tak?
Faktycznie. Weszliśmy do imponująco niezapuszczonego saloniku Tash, aby zabrać jej zbłąkaną przyjaciółkę, którą ujrzeliśmy padniętą, z
zamkniętymi oczami, na małej sofie. Na kolanach miała plastikową miskę kuchenną, obok rolkę papieru toaletowego. Z ulgą odnotowałam,
że choć dużo papieru zużyto i zmięte kawałki leżały rozrzucone wokół, miska była pusta, bo gdyby nie była, czułabym się zobowiązana
posprzątać. Tym razem Emma była konkretnie zalana – bardzo konkretnie. Chociaż wydawała się przytomna i wyglądało na to, że pod
innymi względami ma się dobrze (najwyraźniej mdłości już ustały) potrzebowała nade wszystko jednego – snu, aby przespać upojenie
alkoholowe.
– Szszepraszam, jestem narąbana. – To wszystko, co zdołała wybełkotać, kiedy oboje prowadziliśmy ją pod ręce do samochodu.
O tej porze – i w tym stanie – nie było sensu próbować przeprowadzać sekcji zwłok Emmy, więc gdy dotarliśmy z nią do domu,
dopilnowaliśmy tylko, żeby wypiła dużą szklankę wody, następnie pomogłam jej się rozebrać i położyłam ją do łóżka. Mike tymczasem
podjechał do Riley po Romana, a gdy ja zajęłam się maleństwem, poszedł na strych i zniósł łóżeczko turystyczne, które kupiliśmy, gdy nasze
wnuki były małe. Nie mogliśmy zostawić dziecka na noc z Emmą, a z wynoszeniem łóżeczka z jej pokoju byłoby za dużo zamieszania.
Roman nie był jeszcze przyzwyczajony spać sam, więc uznaliśmy, że najlepiej będzie umieścić go w naszej sypialni, dzięki czemu mieliśmy
szansę na przespanie nocy.
– Jak myślisz, co teraz będzie? – chciał wiedzieć Mike, wróciwszy na dół. Roman przynajmniej zasnął natychmiast, kochane maleństwo –
prawdopodobnie uznał, że najlepszą ucieczką przed całym zamętem będzie sen.
Przewróciłam oczami.
– Masz na myśli przed czy po tym, jak ją zabiję?
– Mam na myśli tego całego Tarima. Rozmawiałem o tym z Riley… Tu leży problem, prawda? Chodzi mi o to, że jeśli on się gdzieś tu