Pojęła, co zrobił książę Władczy, odgadła jego dalsze zamierzenia i bez chwili wahania przychyliła się do mojej prośby o pomoc. Bardzo chciałem wierzyć, że
nie zawiodę jej zaufania. Słowem nie wspomniała o zdradzie. Po prostu omawiała strategię, jak dowódca planujący bitwę.
— To w zupełności wystarczy — zapewniłem. — Znam dobrze księcia Wład-
czego. Kiedy Osiłek pobiegnie do niego z nowiną, zjawi się tutaj wraz z nim, nie zważając na niestosowność podobnego zachowania. Nie zdoła się powstrzymać.
Będzie się chciał na własne oczy przekonać o powodzeniu planu.
— Ledwie wytrzymuję litość dam dworu użalających się nade mną z powodu
śmierci Szczerego. Teraz, kiedy będę musiała udawać jeszcze strach przed utratą dziecka, będzie mi znacznie trudniej, ale zniosę i to, skoro w ten sposób pomogę naszemu władcy. Bastardzie, co zrobisz, jeśli przy królu zostanie straż?
— Zamierzam odwrócić uwagę wartownika. Jakoś dam sobie radę.
— Skoro będziesz zajęty strażą, jak możesz mieć nadzieję dokonać czego in-
nego w tym czasie?
— Ja. . . mam pomocnika. — Znowu przekląłem w duszy, że Cierń nie dał mi
sposobu porozumienia się z nim w podobnych sytuacjach. „Zaufaj mi — powta-
rzał zawsze. — Patrzę i słucham tam, gdzie należy widzieć i słyszeć. Wzywam
cię, kiedy nasze spotkania są bezpieczne. Sekret jest sekretem tak długo, jak dłu-go zna go tylko jeden człowiek”. Zdążyłem powierzyć swoje plany kominkowi,
w nadziei że Cierń mógłby mnie jakimś cudem usłyszeć. Pozostawała mi ufność,
że w krótkim czasie, jaki miałem nadzieję zyskać, Cierń dotrze do króla i przyniesie mu ulgę w bólu, żeby monarcha zdołał przetrzymać męczarnie zadawane
przez najmłodszego syna.
— To prawdziwa tortura — rzekła cicho Ketriken, jakby potrafiła czytać
w moich myślach. — Jak można skazać starego człowieka na cierpienie?! —
444
Spojrzała mi prosto w oczy. — Nie ufasz mi na tyle, by zdradzić, kto jest twoim pomocnikiem?
— Nie do mnie należy ten sekret, lecz do króla. Wkrótce, jak sądzę, zostanie
on przed tobą odsłoniony, pani. Do tej pory. . .
— Idź już. — Poprawiła się na leżance. — Jestem taka potłuczona, że przy-
najmniej nie będę musiała udawać boleści. Dosyć się namęczę, nie okazując wro-
gości człowiekowi, który chce zabić nie narodzonego bratanka i dręczy starego
ojca.
Wyszedłem szybko, bo czułem, że narasta w niej gniew, a nie chciałem go
podsycać. Maskarada musiała być bardzo przekonująca. Ketriken nie mogła się
zdradzić, że już wie, iż upadek nie był wynikiem jej własnej niezdarności. W progu minąłem Lamówkę, niosącą dzbanek. Nie było w nim naparu. Tuż z tyłu nad-
ciągała księżna Cierpliwa. Przechodząc obok dam dworu zgromadzonych w są-
siedniej komnacie starałem się robić wrażenie zatroskanego. Ich reakcja na proś-
bę księżnej o wezwanie osobistego medyka króla Roztropnego musiała wyglądać
odpowiednio prawdziwie. Miałem nadzieję, że to wystarczy, by wywabić księcia
Władczego z jaskini.
Zakradłem się do komnat księżnej Cierpliwej i zostawiłem ledwie uchylo-
ne drzwi. Czekałem. Czekając myślałem o starym człowieku, o ziołach, których
działanie z wolna słabło, i o budzącym się bólu. Raz poznałem ten ból. Gdybym
pod jego wpływem został poddany wypytywaniu, jak długo zdołałbym milczeć?
Wydawało mi się, że dni całe minęły, nim w końcu usłyszałem trzepotanie spód-
nic i szybkie kroki w korytarzu, a potem gorączkowe pukanie do drzwi komnat
króla Roztropnego. Nie musiałem słyszeć słów, wystarczył mi sam ton, przestra-
szone kobiece błaganie, potem gniewne pytania księcia Władczego, przemienione
nagle w udawaną troskę. Słyszałem, jak zawołał Osiłka z jakiegoś kąta, słyszałem w jego głosie podniecenie, gdy rozkazał samozwańczemu medykowi natychmiast
udać się do księżnej, która cierpi z powodu poronienia.
Znowu stukot kobiecych kroków obok drzwi, za którymi stałem. Wstrzyma-
łem oddech. Ciężkie człapanie, pomrukiwanie pod nosem — to Osiłek, bez wąt-
pienia obładowany najróżniejszymi lekami. Czekałem, mierząc cierpliwość dłu-
gimi wolnymi oddechami, czekałem. . . Już nabrałem pewności, że moja intryga
się nie powiodła. Wówczas usłyszałem kroki księcia Władczego i zaraz gorliwy
trucht wartownika.