Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ramallah podczas obl|enia. Trudno uwierzy, |e na tej spokojnej ulicy rozegraBa si dramatyczna strzelanina.
wstrzymywali ogieD oraz wBczali lampy uliczne. Ich troska o nas wynikaBa midzy innymi z tego, |e byli[my wwczas jedynymi przebywajcymi w Ramallah niearabskimi dziennikarzami. Wszystkie agencje wycofaBy swoich reporterw wczesnym popoBudniem, kiedy armia izraelska zapowiedziaBa caBkowit blokad palestyDskiej stolicy, a na jednej z gBwnych ulic miasta zginB wBoski dziennikarz.
Drugi dzieD obl|enia Ramallah przywitaB nas chmurami i lekkim deszczem. Czuli[my si jednak znacznie bezpieczniej. Od czasu do czasu docieraBy do nas odgBosy walki, ale wiedzieli[my, |e nie jeste[my ju| na linii ognia. WBczyli[my si wskim uliczkami starego miasta. Wraz z Tayseerem udaBo nam si dotrze do siedziby Arafata i zamieni z palestyDskim prezydentem kilka zdaD. Nie byBo to Batwe, poniewa| jego kwatera z trzech stron zostaBa zablokowana przez czoBgi. W drodze do kwatery prezydenta Autonomii poznali[my japoDskiego studenta, ktry ju| od czterech miesicy zwiedzaB okolice Zachodniego Brzegu Jordanu. Uwa|nie obserwowaBem fotoreporterskie poczynania mBodzieDca z Tokio, ktry bez oporw wchodziB z aparatem fotograficznym
Niebo pod bombami \ 91
w najbardziej niebezpieczne sytuacje. Z podniesionymi rkami podszedB do izraelskiego czoBgu blokujcego gBwn bram paBacu prezydenckiego. Z odlegBo[ci nie wikszej ni| trzydzie[ci metrw sfotografowaB wycelowan prosto w niego luf maszyny. Za jego wzorem wolnym krokiem zbli|yBem si do innego stojcego nieopodal pojazdu pancernego: jedn rk trzymaBem w grze, drug podniosBem aparat i zrobiBem niedozwolone zdjcie - nie mo|na bowiem fotografowa budynkw i sprztu izraelskiej armii.
Wieczorem walki z centrum dotarBy do naszej dzielnicy. Nastpne dni wraz z rodzin naszych gospodarzy spdzili[my w pozbawionym okien obszernym hallu ich apartamentu. Kilka razy udaBo nam si obej[ najbli|sze ulice. PoruszyBa mnie niezwykBa solidarno[ PalestyDczykw. Podczas najci|szych walk wszystkie drzwi i bramy byBy otwarte na o[cie| - |eby uciekajcy przed strzaBami przechodnie mogli zawsze znalez schronienie. My te| kilka razy musieli[my skorzysta z takiej przymusowej go[ciny. Gospodarze zawsze czstowali nas herbat i doradzali najbezpieczniejsze drogi dalszej wdrwki.
Po kilku dniach obl|enia odezwaB si nasz telefon komrkowy. DzwoniB jeden z polskich konsuli z Tel Awiwu, [wiadomy tego, |e nie zd|yli[my uciec z miasta przed rozpoczciem walk.
- Mam dla paDstwa dobr wiadomo[ - powiedziaB. - Izraelskie wojsko koDczy obl|enie Ramallah, bdziecie mogli wyjecha.