Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Rourke wzruszył ra­mionami i wrócił do ciężarówki. Obserwował, jak kilku kam­ratów zbierało z błota ciało Deke'a. Widział też, jak zwolnio­no ludzi z miasta. Mokrzy, brudni, zszargani i wystraszeni przemykali się chyłkiem obok pickupa, niektórzy odwracali się i przelotnie spoglądali na Rourke'a, a potem wszyscy bie­gli, by wydostać się bez szwanku z kręgu ciężarówek. Ale John zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej dla nich, gdyby tu zostali. Świat, który nabierał nowego kształtu po Nocy Woj­ny, był przepełniony gwałtem i zbrodnią, więc doktor nie miał złudzeń, że wielu z nich nie zdoła przeżyć. Niektórzy umrą, bo nie będą potrafili poradzić sobie z przemocą, inni zwrócą się w jej stronę i sami staną się bandziorami. W milczeniu rozmyślał, jak radzi sobie jego własna żona i dwójka dzieci... Czy przynajmniej żyją jeszcze? Czuł nacisk dłoni Natalie na własnej i zapatrzył się w deszcz...
Wieczorem ulewa trwała nadal i zrobiło się zimno. Wielka cysterna zatrzymywała się dwukrotnie i niektórzy z motocyklistów uzupełniali paliwo. W konwoju jechały dwie ciężarówki z benzyną i dwie z ropą. Wystarczało to w zupełności, by przez długi okres utrzymać bandę w ciągłym ruchu na drodze odległej od resztek cywilizacji.
Późnym popołudniem jeden z kilku bandziorów - odważ­nych na tyle, by w tym deszczu jechać na motocyklu - zbliżył się do ciężarówki i krzyknął, że przywódca bandy zmienił zdanie co do założenia szwów. Rourke zjechał na pobocze, wyprzedził sznur ciężarówek i znalazł się obok samochodu Mike'a. Karawana zatrzymała się i doktor, używając zaimprowi­zowanych narzędzi, zszył wargę. Znieczulenie nie było konieczne. Aby uśmierzyć ból, Mike pochłonął od zakończe­nia pojedynku więcej whisky niż kiedykolwiek przedtem. Wnętrze osiemnastokołowej ciężarówki zawierało całą kole­kcję rozkładanych foteli i łóżek, z całą pewnością skradzio­nych gdzieś po drodze. Na ścianach wewnątrz pojazdu mie­ścił się prawdziwy arsenał. Jeżeli inne ciężarówki wyglądały podobnie, to - gdyby doszło do konfrontacji - siły bandy roz­biłyby w puch paramilitarnych.
John zapytał kobietę opiekującą się szefem gangu pra­wdopodobnie jego żonę bądź kochankę dokąd zmierza konwój. Odpowiedziała mu w zaufaniu, że w stronę ma­sywnego płaskowyżu, jakieś pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt mil w głębi pustyni, na który prowadziła tylko jedna droga. Można się tam było bronić przed armią dowolnych rozmiarów, jeśli tylko nie miała wsparcia z powietrza. Przy­najmniej Mike w to wierzył. Rourke założył ostatni szew, dał dziewczynie instrukcje, jak ulżyć Mike'owi w bólu i chciał już wyjść, gdy ona zatrzymała go mówiąc:
- Hej ty! Jakkolwiek się nazywasz!
- John Rourke - powiedział jej.
- Słuchaj więc, Johnie Rourke. Zrobiłeś coś dobrego dla mojego mężczyzny, odwdzięczę się więc... Mamy tu takie prawo. Każda cizia, która nie jest z kimś na noc, może na­leżeć do kogokolwiek z obozu. Więc lepiej, abyś ty lub ten mały gość spał z tą laleczką, która wędruje z wami, albo dojdzie do kolejnej rozróby. Jest tutaj prawie dwa razy więcej mężczyzn niż kobiet. Chwytasz, o co chodzi?
John przytaknął i zapytał:
- Jakim sposobem przyłączyłaś się do Mike'a?
Ponad jej ramieniem widział, jak przywódca bandy zaży­wa kolejną dawkę alkoholowego znieczulenia.
- Napadli na moje miasto, dwie noce po wojnie. Nie było ich wielu. Zabili moją matkę, ojca i powiedzieli, że mnie także zabiją, jeśli nie będę go dobrze traktować. Więc tra­ktowałam go dobrze, nawet - w pewnym sensie staliśmy się sobie bliscy. - odpowiedziała dziewczyna.
Doktor rzekł:
- Nie przeszkadza ci sposób, w jaki się tu znalazłaś?
- Wydaje mi się, że skoro mógł mnie zabić, to jestem mu coś winna.
Rourke spojrzał twardo na kobietę i powiedział szeptem:
- Tak. I myślę, że w głębi ducha dobrze wiesz, co mu je­steś winna. Jeden z tych bagnetów w jego nerce. Przemyśl to. A tak między nami - ile masz lat?
- Siedemnaście - odpowiedziała.
- Kiedy ostatni raz patrzyłaś w lustro? - Odwrócił się i poszedł w kierunku częściowo otwartych drzwi pojazdu. Deszcz wlewał się do środka, podłoga była mokra. Zesko­czył w błoto, zapiął kurtkę i wrócił do pickupa.
Gdy konwój zatrzymał się, samochody zaczęły formować krąg, by przygotować bezpieczne obozowisko. Deszcz pa­dał jeszcze intensywniej niż w ciągu dnia. Rourke spoglą­dał w ciemność. Trudno było ocenić wysokość płaskowyżu, ale prowadząca nań prymitywna droga była stroma i wą­ska. Kobieta Mike'a miała rację. Przywódca bandy wybrał dobry teren na zajęcie pozycji obronnych. Pół tuzina do­brze uzbrojonych ludzi mogło przeciwstawić się dwudzie­stokrotnie większej liczbie szturmujących wyposażonych w broń o zbliżonych parametrach.
Niebawem w niektórych naczepach zapaliły się światła. Pozostali bandyci rozkładali przeróżne zadaszenia i namiociki po osłoniętej od wiatru stronie ciężarówek, by mieć gdzie schronić się przed deszczem.
- Co teraz? - spytał Rubenstein.
- Hmm, nie możemy w szoferce spać, gotować i tak dalej - rzekł John. - Moglibyśmy wziąć kilka płacht brezentu i zainstalować okap z tyłu ciężarówki. Gdy wszystko zabez­pieczymy jak należy, powinno być tam całkiem sucho. A spać można by w naczepie.
Odwrócił się do dziewczyny i powiedział:
- A ty mniej oczy szeroko otwarte, kiedy Paul i ja będzie­my przygotowywali schronienie, dobra? Przynajmniej bę­dziesz sucha.
- Zrobię, co do mnie należy - odpowiedziała ze złością w głosie.
- Wiem, że zrobisz - rzekł Rourke spokojnie. - Ale nie wyglądasz na zachwyconą.
Wyskoczył z kabiny i zapiął skórzaną kurtkę pod samą szyję, by zabezpieczyć się przed deszczem. Jego CAR-15 i python zostały w szoferce razem z dziewczyną. Czuł, jak stopy zapadają się w błoto, czuł strużki deszczu spływające za kołnierz i wilgoć przenikającą jego dżinsy.
Rubenstein zdążył już wyciągnąć z ciężarówki płótno impregnowane i brezent. Walcząc z wiatrem ustawili w kil­ka minut schronienie. Kilka dni wcześniej, gdy Rourke ści­nał gałęzie na ognisko - pierwsze od znalezienia samocho­du i zaopatrzenia - ściął także małe drzewka i przygotował je do użycia jako słupki namiotowe. Gdy “dach” i jedna ze ścian, ta chroniąca od deszczu, były gotowe, stosunkowo łatwo poszło im położenie podłogi i postawienie przeciw­ległej ściany schronienia.

Tematy